Pierwszy szmatopłat w mojej modelarskiej historii (pomijając Czaplę). Co prawda jestem miłośnikiem Pfalzów, a "po mieczu" też Spadów, które były wg mojego ś.p. taty najładniejszymi samolotami I Wojny, to jednak na tapetę trafił Roland z jednego powodu: górny płat. Montowanie górnego płata na zastrzałach zawsze było dla mnie czarną magią, a Rolandzik ma ładnie przyszyty do kadłuba, więc przynajmniej z tym nie będę miał problemów.
W zestawie jest blaszka, sztuk dwie, które wykorzystam. Też w sumie moja pierwsza przygoda z tym czymś. No i naciągi - też pierwszy raz. He, zielono mi.
Jak widać, model grzeszy nadmiarem śladów po wypychaczach. Ramki są całe jednym wielkim śladem po wypychaczach, ale co boli, to umiejscowienie ich w takich miejscach, z których trudno je usunąć. Ot, choćby jak to:
Na zdjęciu po pierwszej skrobance ostrzem Excela. Po szpachlowaniu i szlifowaniu przyszła kolej na malowanie. Próba odtworzenia drewna nie była zbyt udana, w porównaniu do tego, co tutaj prezentują mistrzowie, ale jak na pierwszy raz to jestem całkiem zadowolony z rezultatu.
Wklejone różne drobne części z wnętrza kadłuba, fotele, pasy (wyglądają trochę dziwnie, ale skoro Edek dał takie...), jakieś dźwigienki i inne wajchy obserwatora. Tablicę przyrządów, wajchy pilota i silnik zostawiłem sobie na jutro.