Porucznik Maglić pilotujący wodnopłatowiec L 126 musiał przymusowo wodować z powodu defektu silnika o 30 mil od wrogiego włoskiego portu Brindisi .
Wodowanie pomimo ciemności nocnych udało się .
Wiatr jednak wzmagał się z każdą chwilą .nadchodził sztorm -a na Adriatyk nie jest bynajmniej sadzawką w parku .
Pilot nie stracił jednak głowy .wraz z obserwatorem wzięli się natychmiast do roboty .
Powycinali ze skrzydeł kawały płótna i rozpięli je jako żagle na stójkach łączących dolny z górnym płatem ,przywiązali czym się dało .
Po kilku kwadransach morderczej pracy wśród ciemności i bryzgów pian , na rozkołysanym wąskim kadłubie i nurzających się co chwila w wodzie skrzydłach samolot -statek począł płynąć party podmuchami wiatru .
Z trudnością jednak dawał się się sterować przy pomocy ciągłego manewrowania lotkami .
Burza nasilała się z każdą chwilą L126 tańczył wściekle na falach opluwany pianą ,miotany uderzeniami wichru .
Wkrótce potem potężny grzywacz zmiażdżył ogon kadłuba inny wygiął i nadłamał dźwigar płata .
Gdyby ten całkowicie się odłamał pozbawiony równowagi samolot byłby nieuchronnie skazany na wywrotkę i zatopienie .
Godziny nocnej grozy wlekły się w nieskończoność .
Dopiero z nastaniem dnia wiatr osłab i zmienił kierunek .
Lunął za to gwałtowny deszcz .
Obaj lotnicy przynajmniej w części wdzięczni losowi ,z załamań płótna czerpali wodę którą gasili pragnienie gnębiące ich od wielu godzin.
Dopiero późnym popołudniem wynurzył się obok nich okręt podwodny .
Obaj lotnicy sądzili z początku iż jest to jednostka wroga ,i poczynili przygotowania do podpalenia samolotu .
Był to jednak Austro-Węgierski U4 który wyratował obu wyczerpanych lotników -a nawet odholował następnie uszkodzony ale niepokonany płatowiec do bazy .
Opis wart dioramy ,lub chociażby wykonania tej jednostki .
Zaczerpnięty z książki o niezwykłych okrętach .
No to cóż do dzieła , najpierw kadłub i wszystkie drobiazgi do niego ,a będzie tego trochę .