Ostatnio prześladuje mnie chyba jakich chochlik, co siadam do mojego kącika modelarskiego, zawsze mi coś ginie, albo się psuje, a to innym razem model spadnie, a już najwięcej problemów mam z farbkami. Jakiej bym nie otworzył to albo wyschnięta, albo już się skończyła, albo w ogóle już jej nie ma. Dzieci nie mam, więc to wytłumaczenie odpada, zostaje tylko narzeczona, może ona mi podkrada rzeczy i po kryjomu buduje jakieś wunderwaffe
.
Wracając do modelu, skleiłem płaty bez problemu, przejście skrzydło kadłub wyszło bardzo ładnie, praktycznie obejdzie się bez szpachlówki. Połówki sprawiły troszkę problemu, ale to ze względu na dorobiony przeze mnie kokpit, zrobiło się po prostu troszkę za ciasno. Cala tylna część płatowca też bez większych problemów, chodź sporo było piłowania i szlifowania. Za to nosek i silniki to już inna bajka. Brak kołków ustalających, w miejsce których producent sprezentował nam dwa prostokątne ograniczniki nie ułatwiły zadania. Nakombinowałem się strasznie, żeby to jakoś mniej więcej sensownie przykleić, lecz z każdej strony i tak wyszły schodki. Skalpel i dużo papieru ściernego załatwiły częściowo sprawę, lecz nie obejdzie się chyba bez szpachli.
Bardzo skąpe komory podwozia z braku rozcieńczalnika pomalowane pędzlem nie wyszły najpiękniej. Jak tylko będę mógł to poprawię to aerografem.
Zacząłem już także maskowanie szklarni, lecz zejdzie mi się z tym pewnie jeszcze jeden cały wieczór. Narazie naliczyłem ponad 40 prostokącików i trójkącików o średnich wymiarach 3 na 4mm.