Pojawił się już kolejny numer SM, więc mogę przedstawić galerię tutaj.
Historia
Od początku lat dziewięćdziesiątych znany niemiecki pilot akrobacyjny Walter Extra produkuje samolot akrobacyjny Extra 300 (projekt z 1987r.), który wciąż należy do najlepszych w swojej klasie. Średniopłat z usterzeniem i skrzydłem o wysokich parametrach, wykonanymi całkowicie z włókien węglowych, posiada kadłub będący krytą aluminium konstrukcją rurową. Napędzany jest 300- konnym silnikiem Lycoming ARIO-540. Następnie powstała również wersja 300 L- dolnopłat, oraz 300 S- jednomiejscowa, obie w kilku odmianach. Wersje dwumiejscowe w lotach akrobacyjnych pilotowane są z tylnego fotela. Samolot zaprojektowany jest do przeciążeń 10G przy jednym pilocie, i 8G przy dwóch osobach. Średniopłat oferuje możliwość zabudowy dodatkowych okien w dolnej części kadłuba. Extra 300 w wersji dolnopłata jest używana m.in. przez polski zespół akrobacyjny „Żelazny”.
Na początek parę ciekawszych zdjęć z warsztatu i opis budowy
Jest to krótkoseryjny wtryskowy model w mało atrakcyjnym pudełku. Wewnątrz znajdują się zaskakująco dobrze odlane i spasowane części, jeden arkusz instrukcji z krótką historią, opisem malowania, drobnymi planami i kilkoma zdjęciami, niestety w wersji ksero mało użytecznymi. Bardzo dobrze wydrukowane kalkomanie są produkcji czeskiej firmy MPD. Oferowanych jest kilka wersji malowań w osobnych pudełkach. Mój egzemplarz posiadał kalkomanie do samolotów używanych przez zespół akrobacyjny chilijskich Sił Powietrznych „Halcones” („Sokoły”). Te samoloty nie posiadały okien na spodzie kadłuba, a ponieważ w wypraskach takie są, musiałem je zaślepić przy pomocy kleju epoksydowego Distal.
Niezbyt szczęśliwie wykonano fragment wnęki kadłuba, w którym mieszczą się rury wydechowe, nietrudno to jednak poprawić przy pomocy blaszki.
Po wklejeniu podłogi kabiny pilota i dorobionej tablicy przyrządów pierwszej kabiny, można było zamknąć kadłub. Pogłębiłem nieco linie podziałowe i dodałem obecne w tym typie pudło na spodzie kadłuba. Na szczęście gładkie skrzydła, poza lotkami, nie mają żadnych linii podziałowych. Po wycięciu otworów chłodzących silnik w przedniej masce, wnętrze kadłuba ziało pustką na przestrzał. Postanowiłem wykonać imitację silnika, wykorzystując głowice od niezbyt udanych odlewów jakiegoś silnika gwiazdowego. Ponieważ skrzydła i usterzenie miały być klejone na styk, wzmocniłem połączenia drutami. Podobnie postąpiłem w przypadku łopat śmigła.
Po wklejeniu skrzydeł i goleni podwozia pomalowałem model kontrolnie Mr. Surfacerem 1200 i dopiero wtedy zabrałem się za to, od czego z reguły się zaczyna- od kompletowania wnętrza kabiny pilota. Zmodyfikowałem i uzupełniłem nieco zestawową tablicę przyrządów. Widoczną przez oszklenie rurową konstrukcję kadłuba wykonałem przy pomocy pręcików Plastructa. Fotele wykorzystałem z zestawu, dokleiłem tylko ulepione z kleju Poxipol imitacje poduszek siedzeniowych. Pomalowałem je na pstre kolory, spotykane w oryginale. Do tego dołożyłem „gustowne” fioletowe fototrawione pasy, które znalazłem w zestawie Eduarda do TSR2 (!). Chciałem dodatkowo uatrakcyjnić wnętrze, więc zrobiłem kask pilota pomalowany w oryginalne barwy pilotów „Halcones”, oraz zestaw słuchawkowy z drucików.
Oba te elementy powiesiłem w kabinach.
Do zamknięcia kabiny wykorzystałem zestawowe oszklenie, znakomicie dopasowane i przeźroczyste, choć nieco zbyt grube, dające trochę efektu soczewki. Zamaskowałem je taśmą Tamiyi. W tylnej części kadłuba, wykorzystując drobne części fototrawione znalezione w modelarskim wrakowisku, wykonałem elementy mechanizmu sterowania sterem kierunku i kółkiem ogonowym.
Ponadto, odpowiednio wypiłowanym ostrzem skalpela, wykonałem w pasku folii samoprzylepnej Oracal skrzela chłodzenia silnika i przylepiłem je w odpowiednim miejscu.
Następnie cały model pokryłem podkładem Mr. Base White i białą farbą Tamiya.
Okazało się, że kalkomanie, chociaż dobre, nie miały szansy ułożyć się na krzywiznach kadłuba, musiałem więc malowanie wykonać od masek z taśm Tamiya i Aizu.
Aby nie było różnicy w odcieniu bieli, zamaskowałem również gwiazdy na skrzydłach i numer na stateczniku pionowym. Wybrałem łatwy do wykonania numer „4”.
Pomalowałem kolejno kolor czerwony i granatowy, następnie nałożyłem trochę pin washa w linie podziałowe i podcieniowałem model farbą Tamiya Smoke. Z kalkomanii wykorzystałem tylko wąski granatowy pasek, który łatwiej było dopasować do krzywizn, tarcze na spód skrzydeł, oraz drobne białe napisy.
Po malowaniu dorobiłem pozostałe elementy układu sterowania kółkiem ogonowym, imitacje korków wlewów paliwa, oraz światła pozycyjne.
W międzyczasie zrobiłem też „tuning optyczny wydechu”, na oszlifowane zestawowe rury nakleiłem końcówki wykonane z uciętych igieł lekarskich. Całość pomalowałem kilkoma odcieniami metalizerów Alclad.
Ostatnim elementem budowy modelu miało być lakierowanie błyszczącym lakierem bezbarwnym. Tamiya okazała się za mało błyszcząca i zbyt miękka, inne nie były łatwo dostępne, więc wykorzystałem stary dobry Humbrol. I to był strzał w dziesiątkę. Do tej pory długi czas schnięcia, a przy tym skłonność do łapania kurzu, były dla mnie przeszkodą. Obecnie jednak wykorzystałem genialny wynalazek, jakim był piekarnik z termoobiegiem! Ustawiałem termostat na minimum i w pół godziny po malowaniu miałem już suchą zewnętrzną powierzchnię, a w dwa dni później można było spokojnie trzymać model, bez obawy o ślady. Dotychczas proces ten przy błyszczących farbach Humbrola trwał nawet do dwóch tygodni! Uzyskałem teraz błyszczącą twardą powierzchnię, na której jednak było kilka paprochów. Musiałem więc wypolerować powierzchnię. Użyłem drobnych papierów używanych przez modelarzy cywilnych, oraz pasty polerskiej Tamiya, ale z efektu końcowego nie byłem zadowolony- utraciłem ten błysk, jaki miał Humbrol po nałożeniu. Postanowiłem więc nałożyć jeszcze jedną cienką warstwę lakieru. Udało się nie złapać już żadnej drobinki i pozostała lustrzana powierzchnia.
Reasumując- dobrze wykonany model ciekawego samolotu, pozwalający wykonać przyciągające oko malowanie. Szkoda tylko, że jest tak słabo dostępny, oraz że nie oferuje wersji z nisko położonymi skrzydłami, używanej przez zespół „Żelazny”, lub w barwach „Red Bulla” przez Petera Besenyei. To by dopiero były ciekawe modele!
A teraz galeria