Wieki temu na starym forum PWM rzuciłem pomysł projektu grupowego Falklandy. Jak to z projektami bywa, odzew był, ale wynik nie za wielki. W moje ręce wpadł Harrier GR Mk.3 z Hasegawy – było to wkrótce przed reedycją przez Italieri również starego, ale nieco lepszego modelu ESCI. Miniatura miała być zbudowana prosto z pudełka. Ponieważ wnętrze było ubogie, postanowiłem wpakować, jak za starych, dobrych czasów pilota, żeby nieco zagospodarował przestrzeń. Po jakimś czasie okazało się, że dysponuję ”złomem” po modelu Italieri. Z tego co pamiętam, przełożyłem elementy podwozia i dysze silników, belki uzbrojenia, małe wloty za pilotem (ich zaokrąglony kształt jest bardziej poprawny w przeciwieństwie do kształtu proponowanego przez Hasegawę). W trakcie prac nie oparłem się przed dodaniem kilku samodzielnie dodanych elementów, bądź waloryzacją istniejących. Były to:
• Waloryzacja przedniej goleni (wywiercenie czasz reflektorów, zalanie ich przeźroczystym klejem epoksydowym, oraz rozwiercenie górnej części goleni)
instalacja Blue Eric (?) (I band responder?) po nosem. Oczywiście, aby utrudnić sobie życie, na ten pomysł wpadłem już po pomalowaniu modelu. Dlatego najpierw nakleiłem pod nosem kawałek taśmy Tamiyi. Następnie zgrubnie wyprofilowałem kształt zasobnika z Milliputa. Następnie, po wyschnięciu, ostrożnie odkleiłem od modelu taśmę wraz z elementem. Potem należało element domodelować, przykleić i pomalować.
• Szybka okienka kamery – wykonana z przeźroczystej ramki, wciśniętej w wywiercony otwór i zamalowana niebieską farbą wymieszaną z błyszczącym lakierem bezbarwnym.
• Kratki wlotów na grzbiecie kadłuba z fototrawionej siateczki Parta
• Widziane z zewnątrz elementy kokpitu i osłony kabiny, w tym wycieraczka przedniej szyby i anteny za kabiną
• Kratownica wnęki hamulca aerodynamicznego z kawałków polistyrenu.
Wszystko to zmiany sprawiły, że na ich tle coraz bardziej zaczął mnie irytować najbardziej rzucający się w oczy element kokpitu – fotel. Był on bardzo ubożuchny i nawet waloryzacja fototrawionymi pasami Aiwavesa, które mam, nic by nie dała. Dlatego zdecydowałem się na rzecz dość szaloną – „wyborowanie” fotela z niemal już gotowego, pomalowanego modelu i zastąpienie go żywicznym, Airesa. W chwili przystępowania do pracy, nie byłem pewien, czy „zabieg na otwartym sercu , na pacjencie bez narkozy, się powiedzie. Kiedy już spiłowałem większą część oparcia i mocno się zastanawiałem , co zrobić z siedziskiem ( zniszczyłbym boczne panele a sam fotel Airesa jest szerszy niż miejsce, które by powstało), przyszło olśnienie. Skoro i tak na miejscu będzie siedział pilot, nie potrzeba mu wcale całego fotela, wystarczy dokleić samo oparcie! Pomysł był dobry, bo uniknąłem dalszego ryzykownego wiercenia i mogłem bez dopasować oparcie fotela. Poprawiony element sprawił, że model wiele zyskał na wyglądzie.
Kilka słów o malowaniu. Malowany akrylami ś.p. Aeromastera, dobieranymi nieco na oko. Teraz, po analizie kolorowych zdjęć z Falklandów uważam że szary powinien być jaśniejszy. Użyłem kalkomanii z modelu Italieri – te z Hasegawy były zdecydowanie zbyt jaskrawe. Już po nałożeniu, stwierdziłem, że również w tym przypadku czerwień jest zbyt intensywna. Dlatego po prostu delikatnie pokryłem je dobrze rozcieńczoną farbą smoke. Rezultat był zaskakująco dobry. Dość nieestetyczne czarne plamy/ linie na niektórych panelach to imitacja uszczelnienia które naniesiono na Harriery przed dotarciem do Falklandów. Spód został mocno natarty pigmentami - w końcu Harriery RAF-u operowały z polowych lądowisk falklandzkich.
Uzbrojenie - kilka Harrierów dokonało bombardowania lotniska Port Stanley właśnie bombami sterowanymi laserowo "Paveway" (pociski dostałem od jednego z Kolegów, za co mu serdecznie dziękuję). Niestety, nie było wśród nich Harriera o "numerach" z mojego modelu. Cóż, będziemy musieli przejsc wspólnie nad tym do porządku dziennego, lub... zmienić kanał
Wszystkie komentarze lub opinie bardzo chętnie widziane.
I jeszcze takie foto:
Ś.P. wielce zasłużona nieboszczka technika brytyjska w całej okazałości: