An-24 W, 1:100, Plasticart, vintage
Napisane: piątek, 9 września 2011, 13:48
2 kwietnia 1969 roku z lotniska Okęcie w kierunki krakowskich Balic wystartował An-24, SP-LTF. Do radiolatarni w Jędrzejowie (80 km od Krakowa) lot przebiegał bez większych problemów i w dobrych warunkach atmosferycznych. Za Jędrzejowem, z chwilą przejścia w obszar kontroli wieży w Balicach pojawiły się pierwsze kłopoty, wynikające najprawdopodobniej ze złej nawigacji prowadzonej przez załogę samolotu albo braku tejże nawigacji. Wieżom: na Okęciu i w Balicach zgłoszono różne godziny minięcia radiolatarni jędrzejowskiej. Różnica wynosiła około 5 minut, który to czas pozwalał załodze samolotu na pokonanie dystansu około 80 km. Pomimo dobrej widoczności aż do Krakowa samolot minął miasto i prowadzony przez tamtejszą wieżę kontroli lotów dotarł do Policy gdzie pogoda znacznie się pogorszyła (zadymka) a piloci prowadzili samolot wyłącznie wg danych kontrolera. Tuż przed uderzeniem w zbocze góry zdążyli wykonać ostatni zlecony manewr; w ostatniej chwili ratując się przed uderzeniem gwałtownie poderwali samolot; na ratunek było jednak już za późno - samolot uderzył w zbocze góry przy pełnej mocy silników. Nikt nie ocalał...
Wśród pasażerów znalazła się m.in. rodzina ówczesnego Ministra Transportu. Tuż przed startem do załogi dosiadł się pilot, który chwilę wcześniej przyprowadził innego Antonowa właśnie z Krakowa. Dlaczego zginęli? Hipotez jest wiele, od próby porwania samolotu (w tym okresie dochodziło do tego dość często), poprzez atak serca kapitana Czesława Dolińskiego (miał kłopoty z sercem) po rozproszenie załogi obecnością dodatkowego pasażera, brak prowadzenia własnej nawigacji "przegadania" przelotu nad radiolatarnią w Jędrzejowie... - ta teza jest najbardziej prawdopodobna.
A model - to leciwy Plasticart, 1:100, sklejony "z pudła", malowany przede wszystkim własnym sumptem (jedyne kalki to napisy i żuraw). O ile skrzydła i podwozie sklejały się znośnie, to z kadłubem, pokrzywionym i rozpadającym się (musiałem zmyć farbę) było zdecydowanie gorzej. Oszklenie kabiny "wkleiło się" przez przypadek za wcześnie, później nie dało się już wypłukać z kadłuba opiłków. Przez własne nerwy musiałem wklejać iluminatory z zewnątrz, uprzednio je szlifując.
Pomimo tego podoba mi się - włożyłem w niego sporo zapału i serca...
Wśród pasażerów znalazła się m.in. rodzina ówczesnego Ministra Transportu. Tuż przed startem do załogi dosiadł się pilot, który chwilę wcześniej przyprowadził innego Antonowa właśnie z Krakowa. Dlaczego zginęli? Hipotez jest wiele, od próby porwania samolotu (w tym okresie dochodziło do tego dość często), poprzez atak serca kapitana Czesława Dolińskiego (miał kłopoty z sercem) po rozproszenie załogi obecnością dodatkowego pasażera, brak prowadzenia własnej nawigacji "przegadania" przelotu nad radiolatarnią w Jędrzejowie... - ta teza jest najbardziej prawdopodobna.
A model - to leciwy Plasticart, 1:100, sklejony "z pudła", malowany przede wszystkim własnym sumptem (jedyne kalki to napisy i żuraw). O ile skrzydła i podwozie sklejały się znośnie, to z kadłubem, pokrzywionym i rozpadającym się (musiałem zmyć farbę) było zdecydowanie gorzej. Oszklenie kabiny "wkleiło się" przez przypadek za wcześnie, później nie dało się już wypłukać z kadłuba opiłków. Przez własne nerwy musiałem wklejać iluminatory z zewnątrz, uprzednio je szlifując.
Pomimo tego podoba mi się - włożyłem w niego sporo zapału i serca...