Witam. Na wstępie kilka słów o moim powrocie do hobby. O powrocie trudno właściwie mówić bo ostatni model skleiłem w wieku lat 14, a teraz mam ich znacznie więcej. Od kilku lat nosiłem się z zamiarem reaktywacji starego hobby i tak jak wielu innych ( tak podejrzewam w każdym razie ) dorosłych ex modelarzy miałem chwile entuzjazmu, w których kupowałem jakiś model czy czasopismo a nawet, jak w moim przypadku, okazyjnie kompresor z aerografem - dziadowskim jak się okazało - w komplecie. Zawsze jednak kończyło się brakiem czasu, miejsca, chęci i umiejętności. Jakiś czas temu jednak, po przeprowadzce do nowego lokum, w którym mam "swój" pokój do pracy udało mi się wygospodarować i urządzić warsztat z prawdziwego zdarzenia, który z powodzeniem nadawał się do "modelowania". Postanowiłem podejść do sprawy poważnie, więc zacząłem od zebrania w pierwszej kolejności potrzebnej wiedzy, narzędzi i chemii, które pozwoliłyby mi tworzyć modele a nie zabawki.I tak zakupiwszy kilka modeli rodem z MASTERCRAFTA czytałem o kolejnych technikach budowy, kupowałem potrzebne "składniki" i znęcałem się nad plastikiem bez zamiaru ukończenia modelu a jedynie celem poznania tej czy innej techniki. W pewnym momencie zacząłem budowę t26 z Mirage Hobby ale oczywiście wiedziałem za mało i nic z tego nie wyszło. Tak więc dalej mordowałem bogu ducha winne iskry i jaki aż nareszcie rozpocząłem budowę swojego pierwszego ukończonego modelu, którego galerię prezentuję. Model to oklepany I-16 z Eduarda w wersji weekend + dodatki własne. Model malowałem surfacerem i farbami gunze + sidolux. Parę rzeczy udało się w nim całkiem nieźle a parę całkiem poważnie nie udało . Na plusy zaliczam dodatki do silnika ( których nie widać - chodziło raczej o przećwiczenie tematu ) poprawiony fotokarabin, przebudowany celownik, światło pozycyjne w ogonie, przewody na podwoziu, dyszę venturiego zrobioną od podstaw bo ta z zestawu jest do bani, malowanie góry, położenie kalkomanii z użyciem płynów gunze ( które to kalki są notabene grube i ich podkład przy dużym zbliżeniu odcina się od powierzchni modelu ) i modyfikację fotela + pasy. Na minus - nieudany wash ( trzeba ćwiczyć ), przesadzone okopcenia ( chociaż z nimi nie jest tak najgorzej ), słabe malowanie spodu, problemy z geometrią np. podwozia, słabe malowanie opaski osłony silnia wynikające z pośpiechu i co tu ukrywać - niedbałości i brak świateł pozycyjnych na skrzydłach, których po prostu nie dałem rady zrobić. Miałem też mały wypadek przy malowaniu sidoluxsem - mokry model spadł z uchwytu a ja go złapałem paluchami i musiałem szlifować potem odciski. Popełniłem też pod koniec dwa żenujące błędy. pierwszy polegał na próbie podmalówki pędzlem, której efekty widać na jednym ze stateczników, a drugi na wymieszaniu czerni do okopceń pędzlem zanieczyszczonym metalizerem w wyniku czego na modelu połyskują srebrne pigmenty.
Po tym przydługawym wstępie zapraszam do oglądania.