The Army Type-98 Direct Co-operation Reconnaissance-plane „Ida”
- Zestaw - Tachikawa Ki-36 - zestaw firmy Fujimi (nr katalogowy 7A-B5), w skali 1:72
Wypraski - dwie ramki z szarego tworzywa, jedna przezroczysta, wklęsłe linie podziału blach
Kalkomania - komplet oznaczeń dla jednego samolotu
Instrukcja - czytelna, zawiera czarno-biały schemat malowania i opis kolorystyki niektórych detali. Opracowana po japońsku i angielsku. Kolory podane według katalogu Gunze
Malowanie - nieznane – być może 8 Chokkyo Hikotai (jednostka współpracy z armią), Chiny 1943.
Samolot
Ki-36 to mało znany, choć dość licznie produkowany, japoński dwumiejscowy samolot współpracy z armią. Powstał on w 1938 r. w zakładach Tachikawa i w tym samym roku została uruchomiona jego produkcja seryjna. Samoloty tego typu brały głównie udział w walkach w Chinach, gdzie kilkusamolotowe jednostki wykonywały zadania rozpoznania, łączności i lekkiego bombardowania na rzecz poszczególnych związków taktycznych armii cesarskiej. Dobre własności pilotażowe samolotu wpłynęły na decyzję podjęcia w 1939 r. produkcji jego wersji szkolnej - Ki-55. Różniła się ona brakiem uzbrojenia, owiewek kół podwozia, zasłoniętymi okienkami w kadłubie i wyposażeniem drugiej kabiny w przyrządy pilotażowe. W ostatnim roku wojny samoloty Ki-36 z podwieszoną 250 kg lub 500 kg bombą były przeznaczone do lotów samobójczych. Z 2723 zbudowanych egzemplarzy obu typów (1334 Ki-36 i 1389 Ki-55) do dzisiejszego dnia przetrwały trzy - dwa w Chinach i jeden w Tajlandii.
Model
Na pierwszy rzut oka model sprawia bardzo pozytywne wrażenie, jednak po bliższym przyjrzeniu się można zauważyć, że:
- - linie podziału blach są niezwykle głęboko wyryte, a panele wystają zbyt wysoko nad otaczające powierzchnie lub są w nie zbyt głęboko wcięte,
- szkło kabiny jest grube, a szybki małych okienek to prawdziwa rozpacz - są tak samo grube jak szerokie,
- brakuje „uczciwego” wnętrza kabiny – burty są zupełnie puste, co prawda jest podłoga, fotele, drążki i tablice przyrządów, ale wszystko to pochodzi z wersji szkolnej - Ki-55. W Ki-36 w kabinie obserwatora nie było ani tablicy, ani drążka ani nawet fotela (było tylko siedzisko).
- rurka Pitota ma zły kształt – prawidłowy widać na rysunku z pudełka.
- brak kilku drobiazgów: zaczepów bombowych, reflektora na skrzydle, światła pozycyjnego na wiatrochronie, dyszy Venturiego pod kadłubem, stopnia wejściowego – wszystko to widać na rysunku z pudełka.
Na koniec zostawiłem porównanie z planami, bo takowych w zasadzie nie miałem. Jedyne co udało mi się wyszukać to rysunki zamieszczone na stronie 13 Bazy (http://base13.glasnet.ru/aoj/ta/ki36-s.htm). Przy porównaniu z nimi model pod względem wymiarów wypada bardzo dobrze, jedynie cięciwa usterzenia poziomego jest nieco za mała.
Do instrukcji mam nieco zastrzeżeń. Przede wszystkim nie ma żadnej informacji na temat pierwowzoru – można się tylko domyślać, że latał gdzieś w Chinach pomiędzy 1943 (żółte krawędzie natarcia skrzydeł) a 1945 rokiem (pojedyncza bomba 250 kg). Brakuje też kolorystyki niektórych elementów modelu.
Według instrukcji należałoby zamocować wszystkie bomby na raz, ale w rzeczywistości podwieszano albo małe bomby pod skrzydłami – na zwykłe zadania bojowe, albo jedną 250 kg bombę pod kadłubem na misje specjalne (kamikaze). Zatem mamy do wyboru dwa warianty podwieszeń, ale tylko jeden wariant malowania a instrukcja nie precyzuje czy pasuje on do obu czy tylko do jednego z nich.
Kalkomanie są bardzo ubogie i poza hinomaru zawierają wyłącznie oznakowanie jednostki. Do tego biały kolor nie jest tak na prawdę biały tylko jakiś taki kremowy.
Przygotowałem również dla zainteresowanych maski na kabinę i do dekoracji na osłonach kół. Możecie z nich korzystać do woli pod warunkiem, że nie będą wykorzystywane do celów komercyjnych.
Jeśli ktoś jest zainteresowany wektorową wersją powyższego obrazka to dysponuję taką w formatach CorelDraw, OpenOffice Draw, WMF i chętnie wyślę je potrzebującym.
Podsumowanie
Ki-36 Fujimi poleciłbym tym, którzy będą go chcieli oglądać z pewnej odległości, a to dlatego, że choć wnętrze ma dość mizerne, to malowanie całkiem atrakcyjne. Z resztą jeśli dobrze poszukać, to jeszcze ciekawszych malowań można znaleźć co najmniej kilka - choćby na Flying Papa's Decals: