Akumulatory naładowane, pora barać się z życiem za bary.
Tam gdzie byłem na prannym spacerze z psem można było oglądać takie widoki.
Przy odrobinie szczęścia można było spotkać dzikiego zwierza.
Podczas włóczęgi trzeba było nie tylko podziwiać widoki, ale i uważnie patrzeć pod nogi aby nie wdepnąć takiej bestii na ogon.
Ten wyjazd był egzaminem mojego Bryśka na psa góskiego i tak prawdę mówiąc zdał go na jakąś trójkę
Najchętniej siedział w strumieniach o tak:
Łazić po górach to już nie specjlnie, no może usprawiedliwieniem mógł być paskudny upał.
No tak Bryś nie jest kumplem do łażenia po górach, choć czas tu pracuje na jego korzyść
.
Wracając na nasze modelarskie podwórko to kusi mnie taki temat: MODELARSTWO A ZWIERZĘTA DOMOWE.
Z moim psem to sprawa jest raczej prosta, nie chodzi po meblach,
jedyne co muszę pamiętać, zanim naleję farby do aerografu to upewnić się czy to nie jest pora spaceru
Inaczej się sprawa miała z jego poprzedniczką kotką Fredzią.
Starszy syn po długich negocjacjach z mamą praktycznie zameldował mi, że będziemy mieli kotkę w domu. Argumentem było to, że jeżeli nie weźmie jej to zostanie utopiona. Kotka była ślicza, malutka i mieściła się w dłoni.
Po jakimś czasie zaczęła penetrowac mieszkanie, ponieważ była malutka to chodzila po podłodze i wspinała się na niskie meble i nic nie zapowiadało ARMAGEDONU.
Koteczka rosła szybko i zaczynała włazić na coraz wyższe meble. No i pewnwgo czasu przespacerowała się po półkach, gdzie do tej pory spokojnie stały moje MODELE. Oczywiście sporo z nich znalazło się na podłodze.
Postanowiłem PODZIELIĆ TERYTORIUM z naszą kotką. Z tej półki, która była jej trasą zostały modele usunięte
I większość moich sił powietrznych została upchnięta tutaj.
Ta półka stała za drzwiami i wydawało się, że tu moje modele są bezpieczne, nic z tego. Koteczka bardzo nie lubiła, że gdy wychodziłem do pracy i po powrocie znajdowałem, jakiś model na ziemi zawsze JEDEN. Musiała to robić z wyskoku.
Pewnego razu miarka sie przebrała i co przyznaję ze wstydem
, gdy zastałem kolejny model na ziemi to złapałem te zwierze i pokazawszy jej co zrobiła wykonałem rzut kotem po przekątnej pokoju na tapczan.
Po MIĘKKIM LĄDOWANIU w kocie nastąpiły dwie zmiany, już NIGDY nie pozwoliła mi się wziąć na ręce
i ZAKCEPTOWAŁA moje modele. Od tej pory ŻADEN model nie został przez nią stącony. Nawet gdy ustawiałem modele na stole, aby je odkurzyć to chodziła po stole pomiędzy modelami i nie potrąciła ani jednego.
Czasem nawet asystowała mi przy mojej pracy o tak.
Po 15 latach odeszła do krainy wiecznych łowów i naprawdę żegnałem ją ze łzami w oczach.
Po odejsciu moich synów na swoje i rozpadzie małżeństwa, była przez wiele lat jedynym moim towarzyszem. Moją następną lepszą połowę polubiła, chyba bardziej niż mnie.
To naprawdę była kotka z charakterem.
Po paru miesiącach nastała era BRYSIA
, ale o tym już wiecie.
No właśnie rzeczony Bryś ciągnie mnie za nogawkę,
aby wyjść na spacer, a ciąg dalszy zaciera łapki, bo już wie, że nastąpi.
Adam