Oj zaczyna mi brakować czasu, bo remont skończony i zaczyna się porządkowanie po tymże remoncie, jutro jadę na dwa dni w Polskę i niedługo zaczynają się targi w Poznaniu i kolejny tydzień w plecy.
O farbach, którymi malowałem już pisałem, teraz pora napisać czym nanosiłem te farby. Oczywiście przez długi czas były to PĘDZLE, oczywiście na początku były to pędzelki kupowane w sklepie papierniczym takie do kleju biurowego. Po jakimś czasie zacząłem je kupować w sklepach dla artystów.
W czasach przed internetowych wiedzę czerpało się przede wszystim z literatury i gazet. Kopalnią wiedzy modelarskiej była oczywiście Skrzydlata Polska i Modelarz. Pewnie w Skrzydlatej przeczytałem o czymś co miało taką dziwną nazwę AEROGRAF .
Oczywiście jak to umnie, było stwierdzenie NIE TO NIE DLA MNIE, to dla PRAWDZIWYCH MODELARZY
.
Co raz częstsze informacje ot tym cudzie zaczęły drążyć skałę mojego uporu.
Najczęściej pisało się oczywiście o jedynie słusznym aerografie radzieckim. Dostać go można było w sklepie dla plastyków.
Na moje pytania w sklepach w centrum Warszawy padała odmowna odpowiedź.
Dowedziałem się, że jest też taki sklep na moim Ursynowie, wtedy to było zadupie i nawet taksiarze nie chętnie tu jeździli i tu usłyszałem odpowiedź, proszę pana spodziewamy się dostawy i jak panu zależy to odłożę panu jeden. Po jakimś czasie dostałem mój przedmiot porządania. W czarnym etui znajdował się śliczny srebrny AEROGRAF
z prostokątnym pojemnikiem na farbę.
Aerograf jest cieszy moje oczy, ale czym tu dmuchnąć w niego?
Czytałem, że można napompować dętkę samochodową, domorosłe sprężarki i co tu wybrać
Dętka raczej odpadała, bo w tym aerografie powietrze cały czas leciało, spust dozowaał farbę a nie blokował przepływu powietrza
W tym też czasie stałem się też szczęśliwym posiadaczem wiertarki CELMA. W nowo otrzymanym mieszkaniu było moc roboty, a to trzeba było wywiercić parę dziur w betonie, a to zrobić jakieś mebelki. Do tego były potrzebne przystawki do mojej Celmy, a to przystawka udarowa, a to szlifierka oscylacyjna, pilarka itd. Tam też namierzyłem przytawkę SPRĘŻARKĘ, pomyślałem dlaczego nie. Po podłączeniu jej z jednej strony do rzeczonej wiertarki a z drugiej do aerografu uruchomiłem całość. Powietrze z aerografu leci, nalałem farby i zacząłem MALOWAĆ na początku na jakiś starych modelach, moim zdaniem było nieźle. Pora pomalować nowy model.
Wybór padł na śmigłowiec CH-53.
Malowało mi się bardzo dobrze i byłem z tego powodu bardzo zadowolony
, moja rodzina niestety nie podzielała mojej radości z powodu dźwięku jaki wydawła pracująca wiertarka. Trzeba było co poradzić, mi też przeszkdało sterowanie wiertarką.
Prawacowałem wtedy, w wynalazku końcowego socjalizmu, w firmie polonijnej. Był tam warsztat mechaniczny i moi koledzy powiedzieli mi, że jak wykombinuję jakiś silnik elektryczny to na tokarce wytoczą mi jakiś mechanizm sprzęgający sprężakęi z silnikiem.
Przypmniałem sobie, że w piwnicy u moich rodziców stoi jakiś silnik jak się potem okazało był on niemalże moim rówieśnikem. Ojciec powiedział mi, że mogę go sobie wziąć.
Teraz za oficjalną walutę czyli PÓŁ LITRA
stałem się SZCZĘŚLIWYM posiadaczem mechanizmu sprzęgającego. Próby nowego sprzętu wypadły pomyślnie. Rodzina była bardzo zadowolona, bo silnik pracował CICHO i mogłem malować nawet, gdy dzieci spały
, problemem był oczywiście zapach rozpuszczalnika, ale jakoś mi to uchodziło.
Malowałem sobie szczęśliwie, zmieniałem farby doszły Testorsy, Pactra, były też różne inne wynalazki.
Niestety pewnego dnia stała się WIELKA TRAGEDIA, rozpadł się spust i w żaden sposób nie dało się go naprawić.
Co było dalej to napiszę w ciągu dalszym.
Adam