Zupełnie niespodziewanie okazało się, że mam co pokazać w mikołajkowym konkursie... A było to tak:
W zeszły czwartek maszerowałam sobie grzecznie rano na roraty, ale zamiast mysleć o rzeczach pobożnych, myślałam o figurkach oczywiście Miałam niemałą ochotę rozgrzebać jakiegoś barbarzyńcę i, jak rasowy krasnolud, w myślach przebierałam swoje magazynowe zapasy figurek barbarzyńców. Kawałek dalej zaczęłam myśleć o kolorystyce, i pojawiła się myśl: "grudzień... Mikołaj... czerwone..." No dobra. Czerwone. Mikołaj. Jak z barbarzyńcy zrobić Mikołaja? w sumie żaden problem, byle figurka miała brodę, spodnie i coś na głowie. I niekoniecznie dynamiczną pozę. Zanim doszłam na roraty, miałam juz wybranego kandydata oraz wstępny pomysł na niezbędne modyfikacje.
Po powrocie do domu wyciągnęłam z magazynku tego oto obywatela:
http://www.pegasomodels.com/productdeta ... asp?id=169
Urwałam mu kitę z hełmu i w to miejsce dorobiłam z greenstuffa czapeczkę z pomponem. Z prawej ręki wyjęłam miecz, odcięłam rękojeść i dopasowałam ją do pochwy na lewym boku. Układ lewej dłoni bezwarunkowo domagał się umieszczenia tam rózgi - rózgę zmajstrowałam z cieniutkich drucików. Worek zagniotłam z kawałka czerwonego materiału (jakiejś starej wstążki czy coś, sama nie wiem, co to było...), do środka napakowałam plasteliny i kanciastych kamyczków, związałam sznureczkiem, uformowałam pod kształt podstawki. Samą podstawkę - pieniek ulepiony z jakiejś masy i umocowany na, hm, chyba okrągłej nodze od mebla - dostałam od mojego dobrego kolegi Pioteera.
"Mikołaja" pomalowałam w kanoniczne, biało-czerwone kolory, elementy metalowe raczej brązowe niż srebrne, całość obficie uciaptałam sypkim śniegiem Andrei przyklejonym na rzadki wikol - i już.
A na sam koniec, jak zwykle, dramatycznie spaprałam zdjęcia.
Skala 54 mm, malowane w całości akrylami. Prosta, dwudniowa robótka, w tej chwili stoi u mnie w pracy i wita interesantów