Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Jeśli chcesz porozmawiać o prawdziwych latających maszynach lub szukasz dokumentacji do swojego modelu - napisz o tym tutaj.

Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez piotr dmitruk » piątek, 26 sierpnia 2016, 03:23

W 1975 roku nastąpił bunt na pokładzie radzieckiego okrętu „Storożewoj”. Ponieważ obawiano się ucieczki okrętu z pełnym uzbrojeniem i kodami, do przywrócenia nad nim kontroli zaangażowano połowę floty bałtyckiej z trzynastoma okrętami i 60 samolotami bojowymi.
O tych zajściach można przeczytać:
http://www.okretywojenne.mil.pl/index.php?go=85
https://en.wikipedia.org/wiki/Soviet_fr ... torozhevoy
http://forum.gazeta.pl/forum/w,539,1204 ... 975_r.html
http://facet.interia.pl/militaria/news- ... nId,449860
Na podstawie tych wydarzeń Tom Clancy napisał „Polowanie na Czerwony Październik”
Przeczytałem o tym incydencie w czasopiśmie „Awiacja i Wremia” nr 2/2016. Artykuł przedstawiał tak fantastyczne kulisy operacji, zwłaszcza części lotniczej (możliwe chyba tylko w ZSRR!), że napisałem do redakcji z prośbą o pozwolenie na publikację artykułu, i przetłumaczyłem go. Żeby uniknąć problemów z odmianą nazwy „Storożewoj”, przetłumaczyłem ją na „Strażnik”
Przyjemnej lektury!

Aleksander Kotłobowskij / magazyn „Awiacja i Wremia"

Zatopić „Strażnika"!

W pewną listopadową noc 1975 roku, autor pełnił dyżur na węźle łączności ukrytego wśród bagien Polesia dywizjonu. Służba przechodziła spokojnie, a nawet nudno. Aby nie zasnąć, włączyłem radio, aby „złapać" nie tylko program muzyczny, ale również „wrogie głosy". Oczywiście, oficjalnie nie wolno było ich słuchać, ale w stosunkowo liberalnej erze Breżniewa, wielu „ojców- dowódców" na takie naruszenia patrzyło przez palce. Tak było i na tej zmianie ...
W odbiorniku zabrzmiał skrót wiadomości „Głosu Ameryki". Jedną z wiadomości byłem po prostu oszołomiony, „Bunt na okręcie wojennym „ Strażnik (Storożewoj)"! Tekst brzmiał mniej więcej tak: „Na radzieckim okręcie „Strażnik", płynącym w środkowej części Morza Bałtyckiego, wybuchł bunt części załogi. Statek płynął do Angoli, przez co opóźniało się zwolnienie ze służby zbuntowanych marynarzy, z czym się oni kategorycznie nie zgadzali. Rebelianci opanowali statek i skierowali się do Szwecji, ale wkrótce nadleciał samolot wojskowy i ostrzelał „Strażnika ". Bunt został stłumiony, sprawcy zostali postawieni przed sądem wojskowym i rozstrzelani. "
Szczerze mówiąc, wiadomość wyglądała tak rewelacyjnie, że trudno było uwierzyć w jej prawdziwość. Zrodziły się pytania: „A jaki to typ samolotu? Dlaczego jeden, a nie co najmniej para? ". A co najważniejsze: „Czy <podli burżuje> przypadkiem nie kłamią?". Wydawało się, że jeśli samolot ostrzelał własny statek, to najprawdopodobniej w trakcie ćwiczeń z bojowym strzelaniem pilot popełnił błąd. W końcu zdecydowałem, że czas pokaże.
Po przejściu na emeryturę, starałem się wyjaśnić tę historię ze „Strażnikiem" u swoich znajomych z floty. Jednak nikt nie wiedział nic, a sam statek, jakby nic się nie stało, od czasu do czasu błyszczał na niebieskich ekranach oraz w prasie. W rezultacie zaczęło się rozwijać przeświadczenie, że wielki skandal- to nic więcej niż zwykła „kaczka" zachodnich żurnalistów. Ale nadeszła Pieriestrojka i Głasnost, i okazało się, że bunt na „Strażniku" naprawdę był, choć rzeczywiste zdarzenia w żaden sposób nie rozwijały się tak, jak powiedział „Głos Ameryki" ...
8 listopada 1975 roku duży okręt do zwalczania okrętów podwodnych (OZOP) „Strażnik" stał w Rydze na rzece Dźwina, po wzięciu udziału w uroczystej paradzie morskiej na cześć kolejnej rocznicy Rewolucji Październikowej. W godzinach wieczornych, niewielka część załogi, na czele z zastępcą dowódcy do spraw politycznych, kapitanem 3 rangi W. M. Sablinem zdobyła statek, izolując resztę załogi i aresztowała kapitana. Następnie OZOP opuścił port i skierował się do Zatoki Ryskiej. Sablin uznał, że kierownictwo ZSRR zdradziło idee komunistyczne, w związku z tym miał zamiar udać się do Leningradu, gdzie zamierzał wygłosić w radiu polityczne oświadczenie z wezwaniem do nowej rewolucji. W eter otwartym tekstem popłynął radiogram: „Do wszystkich! Do wszystkich! Do wszystkich! Na OZOP „Strażnik" podniesiono sztandar nadchodzącej rewolucji komunistycznej! ". Podobny radiogram Sablin wysłał nawet na adres Biura Politycznego Komitetu Centralnego KPZR.
W Moskwie zaniepokoili się nie na żarty. Z jakiegoś powodu byli przekonani, że statek będzie płynął do Szwecji, o czym jednak Sablin absolutnie nie myślał. Blisko północy na Bałtyk przyszedł rozkaz: „Zatrzymać buntowniczy statek. Jeśli nadal będzie próbował płynąć, ostrzelać lub zbombardować i zatopić!”
Z różnych przyczyn, w pogoń za „Strażnikiem" byli w stanie wysłać tylko okręty patrolowe pogranicza (OPP). Zdając sobie sprawę z niedostatku tych sił, najwyższe dowództwo postanowiło przeciwko zbuntowanemu OZOP rzucić lotnictwo. W pierwszym rzędzie pomyślano o lotnictwie dalekiego zasięgu, maszyny którego mogły przenosić skrzydlate rakiety przeciwokrętowe, mogące posłać na dno nawet lotniskowiec. Jednak dowódca lotnictwa dalekiego zasięgu generał pułkownik W.W. Reszetnikow starał się uniknąć posyłania swoich podwładnych do tak delikatnego zadania. Wspomina, że otrzymawszy rozkaz zatopienia „Strażnika" atakiem rakietowym „starałem się w jakikolwiek sposób wykręcić od tego zadania, bo „operacja" groziła nie tylko utratą statku i, jak się później okazało, niczemu nie winnej załogi, ale także, z prawie absolutną pewnością, porażenia każdego innego pływającego kolosa, którymi wypełniony jest Bałtyk, nie wyłączając, oczywiście jakiegokolwiek pasażerskiego liniowca, a zwłaszcza, nie daj Boże, obcego pochodzenia.
Nad morzem - jeszcze wczesna poranna mgłą i bardzo niski poziom chmur. Gdzie szukać tego ducha? Położenia celu nikt nie zna i nie poda współrzędnych. Nawet straż przybrzeżna zgubiła statek i nie wie, gdzie on jest. A czas mija, i cel uchodzi coraz dalej.”
Wyczuwam jak zdenerwowany naczelny dowódca (Naczelny Marszałek Lotnictwa P.S. Kutachow.- red.), co chwila wybiera mój numer. Wszystkie moje tłumaczenia tego, że odpalenie rakiety w niepewnych warunkach, nawet przy minimalnej odległości około stu kilometrów, nieuchronnie doprowadzi do katastrofalnych konsekwencji i olbrzymiego skandalu, tylko go irytują. On sam także wie, ile kosztowałoby mój lekkomyślny rozkaz, jeśli rakiety wypuszczone w ciemno, pomyliłyby adresata. Ale w nadziei na łut szczęścia wciąż naciska na mnie - bardzo chciałby wyprzedzić naczelnego dowódcę floty i jednym uderzeniem rozwiązać problem.
Nad nimi wisi minister obrony A.A. Greczko, i przeczuwając nadciągającą ogólnoświatową hańbę, gdyby statek wszedł na szwedzkie wody terytorialne, niecierpliwie domaga się tylko jednego „natychmiast zatopić". Sytuacja osiągnęła apogeum. Nieistotny jest sposób załatwienia sprawy – każdy będzie odpowiedni.
Celem konsultacji operacyjnych naszemu naczelnemu dowódcy oddano do dyspozycji szefa sztabu lotnictwa dalekiego zasięgu Milonowa. Po każdej rozmowie ze mną dowódca pyta go: „Prawdę mówi?". Milonow potwierdza moje argumenty i wyjaśnić dlaczego.
Tam też, razem z ministrem, w podnieceniu halsuje naczelny dowódca marynarki wojennej G.S. Gorszkow. Uparcie przekonuje ministra, że dla uderzenia na statek najlepsze są właśnie te rakiety, które są na wyposażeniu lotnictwa dalekiego zasięgu. Szczwany dowódca, świetnie rozumie, w co może zmienić się ta cała epopeja, i dlatego, póki nie jest zbyt późno, zawczasu odsuwa od siebie nadchodzącą biedę jak najdalej. "
W czasie, kiedy Reszetnikow spierał się z przełożonymi, na rozkaz Kutachowa około trzeciej nad ranem 9 listopada, w dwóch jednostkach 15 Armii Powietrznej Bałtyckiego Okręgu Wojskowego ogłoszono alarm bojowy. Były to: 668 pułk Lotnictwa Bombowego 132 Dywizji Lotnictwa Bombowego, stacjonujący na lotnisku Tukums i 899 pułk Lotnictwa Myśliwskiego, stacjonujący na lotnisku Rumbuła. 668 pułk dysponował bombowcami frontowymi Jak-28I / Jak28L. Różnica pomiędzy tymi modyfikacjami polegała na tym, że Jak-28I został wyposażony w radarowy celownik bombardierski „Inicjatywa2", a na Jak 28L był radiokomendowy system naprowadzający DBS-20 „Lotos". Personel został przygotowany do działania w nocy i w trudnych warunkach pogodowych. Na wyposażeniu 899 pułku były myśliwce MiG-21PFM.
W 668 pułku uznali, że to kolejny test gotowości bojowej, jednak gdy dowódca jednostki podpułkownik Georgij Krasowskij skontaktował się z dowództwem dywizji, to z zaskoczeniem dowiedział się, że o żadnym sprawdzianie nie słyszeli i niczego podobnego na tą noc nie planowali. Postanowiono obudzić spokojnie śpiącego w domu dowódcę dywizji Andriejewa. Według ówczesnego szefa sztabu 668 pułku A.G. Cymbałowa, wyciągnięty z pościeli generał „rozsądnie, jasno i zrozumiale wyjaśnił nowo mianowanemu dowódcy pułku, że ten, który podniósł alarm w podległym mu pułku, pomijając dowódcę dywizji, ten niech teraz tym pułkiem dowodzi."
Tymczasem na płytach postojowych eskadr jednostki robota wrzała. Samoloty przygotowali do startu i podwiesili 250 kilogramowe odłamkowo- burzące bomby OFAB-250Sz z pierwszego rzutu amunicji, przechowywane bezpośrednio na płycie, w ziemnym obwałowaniu. Ze sztabu 15-tej Armii Powietrznej przyszedł szyfrogram z opisem sytuacji taktyczno- operacyjnej i określeniem zadania bojowego pułku. Cymbałow wspomina: „Okazuje się, że tym razem w wody terytorialne ZSRR wtargnął okręt wojenny obcego kraju, następował krótki opis statku ... i jego współrzędne geograficzne w Zatoce Ryskiej. Zadanie pułku lotnictwa sformułowane było bardzo krótko: być w gotowości do wykonania ataku lotniczego na statek z zamiarem zniszczenia go ".
Ponieważ statek był stosunkowo odpornym celem, pojawiła się kwestia zamiany bomb na cięższe FAB-500. Te w pułku były w trzecim rzucie uzbrojenia i były przechowywane w magazynach w fabrycznym opakowaniu. Jednak zdecydowano nie otwierać magazynów, ale tylko umownie przećwiczyć zmianę uzbrojenia, pozostawiając na samolotach wcześniej zawieszone OFAB-250Sz.
Do pułku dzwonił kilka razy p.o. dowódcy 15 Armii Powietrznej generał- major Boris Gwozdikow, wyjaśniając szczegóły zadania. Potem nakazał wydzielić dwie załogi z 668 pułku dla wykonania uprzedzającego bombardowania na kursie ruchu statku. Przy tym jednak nie wykluczył realnego ataku bombowego i zabronił zmieniać już podwieszonych OFAB-250Sz.
O świcie na poszukiwanie celu i ocenę warunków pogodowych wystartował jeden Jak28L. Pogoda była nie najlepsza: poranne ciemności, zachmurzenie do sześciu stopni, o dolnym pułapie 600-700 m, gęste zamglenia ograniczające widoczność do trzech- czterech kilometrów. W takich warunkach nie udało się odnaleźć statku. Nie ma się czemu dziwić, ponieważ załogi 668 Pułku miały niewystarczającą praktykę w lotach przeciw celom nawodnym, uznając je za drugoplanowe. Głównym zadaniem pułku w czasie wojny było wspieranie prawej flanki Grupy Wojsk i działalność przeciwko lotniskom wroga na terytorium Zachodnich Niemiec.
Następnie na zadanie udała się para bombowców. Ich załogi też na początku niczego nie znalazły, co zostało zameldowane do dowództwa pułku. W odpowiedzi otrzymali rozkaz kontynuowania misji. Prawie natychmiast potem jedna z załóg wykryła duży cel nawodny i we mgle zidentyfikowała go jako okręt wojenny wielkości niszczyciela.
Niewiele się zastanawiając, z wysokości 500 m zostało przeprowadzone bombardowanie, przy czym nawigator celował z wyprzedzeniem na kursie statku. Jednak seria bomb spadła znacznie bliżej, na linii przechodzącej bezpośrednio przez kadłub atakowanego celu. OFAB-250Sz eksplodowały bezpośrednio przy zetknięciu się z powierzchnią wody, ich odłamki podziurawiły burty statku, którym okazał się radziecki transportowiec „Wołgobałt38", płynący z łotewskiego portu Ventspils kursem na zachód. Statek natychmiast zatrzymał maszyny, a jego radiooperator zaczął gorączkowo nadawać sygnały o niebezpieczeństwie. Oprócz tego w eter puścił odkrytym tekstem: „bandycki atak na wodach terytorialnych Związku Radzieckiego!"
Godzinę później, do ofiary podszedł jeden z okrętów Floty Bałtyckiej i przeprowadził ją do Ventspils, gdzie „Wołgobałt38" przeszedł remont. Przez szczęśliwy przypadek, zabitych i rannych na pokładzie nie było. Nikt nie podsycał skandalu. Wojskowi starali się za wszelką cenę złagodzić swoją winę, i wkrótce do stoczni w Ventspils przybyła cysterna z rektyfikowanym spirytusem, a także pięciotonowa ciężarówka z beczkami farby olejnej...
Usłyszawszy przez radio o wysokiej precyzji kolegów, załoga innego Jaka zniżyła się do 300 m, szczęśliwie mgiełka się rozproszyła. Jednak jakby piloci nie wpatrywali się w morze, nie natknęli się na nic, oprócz łodzi rybackich.
Do dnia dzisiejszego zaskakuje brak jakiejkolwiek współpracy pomiędzy flotą, strażą graniczną i lotnikami. Ten rażący błąd spowodował siwiznę na niejednej głowie.
W międzyczasie, sytuacja gęstniała. W końcu, otrzymawszy kolejną „stymulującą zachętę” z Moskwy, generał Gwozdikow zadzwonił do Tukums i nakazał natychmiastowy start całego pułku, chociaż wciąż nie posiadał informacji o lokalizacji „Strażnika". Na lotnisku rozpoczęła się gorączkowa krzątanina, która niemal doprowadziła do tragedii. Zgodnie z planem startu alarmowego pułku, samoloty trzeciej eskadry zaczęły kołować na jeden koniec pasa startowego, a pierwszej- na drugi. Dowódca trzeciej eskadry natychmiast rozpoczął start, podczas gdy drugą stronę pasa zajmowała para z pierwszej eskadry. Jak wspomina Cymbałow pamięta katastrofy udało się uniknąć tylko dlatego, „że dowódca pierwszej eskadry i jego skrzydłowy zdążyli przerwać rozbieg w początkowej fazie i zwolnić pas startowy."
Ostatecznie, dwie eskadry wystartowały, ale szyk bojowy został złamany, i osiemnaście Jaków-28 udało się w bezładzie w dwóch grupach z przedziałem minuty. W rzeczywistości, powstał „tłum", szczególnie podatny na ogień obrony przeciwlotniczej. A „Strażnik" w tym względzie był poważnym przeciwnikiem, głównie ze względu na posiadany system rakietowy „Osa-M” z zapasem czterdziestu pocisków. Dobrym wsparciem były też dwie zdwojone 76 mm armaty AKA-76. Jeśli OZOP miałby realnie bronić się przed nalotem, to miał duże szanse aby zestrzelić wszystkie Jaki, lub przynajmniej poważnie je uszkodzić.
Nad morzem bombowce rozdzieliły się. Samolot, poszukujący „Strażnika" od strony Gotlandii, odnalazł kilka statków. Mimo zakazu zniżania poniżej 500 m, pilot zszedł do 50 metrów i przeszedł między dwoma największymi statkami. Zostały one sklasyfikowane jako OZOP, a na jednym z nich rzekomo udało się zobaczyć numer burtowy „Strażnika". Załoga natychmiast zgłosiła do stanowiska dowodzenia pułku azymut statku, jego odległość od Tukums i zażądała potwierdzenia ataku. Otrzymawszy takie, załoga wykonała manewr i nabierając wysokości 200 metrów, skierowała się na OZOP z przodu i z boku pod kątem 20-25 ° do kursu statku. „Sablin - wspomina Cymbałow – kierując statkiem, umiejętnie zerwał atak, manewrując energicznie w kierunku samolotu do odchylenia kursowego równego 0 °”.
Bombowiec został zmuszony do zaprzestania ataku ... a przy redukcji wysokości do 50 m ... przeskoczył tuż nad statkiem. Wraz z nieznacznym zwiększeniem wysokości do 200 metrów, wykonał manewr zwany w taktyce lotnictwa „standardowym zwrotem o 270 stopni” i ponownie zaatakował statek z boku i z tyłu. Przyjąwszy za pewnik, że statek wyjdzie spod ataku w stronę przeciwległą do samolotu atakującego, załoga zaatakowała pod takim kątem, aby statek nie miał czasu przed zrzutem bomb odwrócić się do kursu 180 stopni względem samolotu.
Stało się dokładnie tak, jak przewidziała załoga. Sablin, oczywiście, starał się nie nadstawiać burty, obawiając się bombardowania z wysokości masztów (nie wiedział jednak, że samoloty nie mają bomb odpowiednich do tego typu ataku). ... Pierwsza bomba trafiła prosto w sam środek pokładu rufowego statku, zniszczyła wybuchem pokrycie pokładu i zaklinowała ster w pozycji, w jakiej się znajdował. Inne bomby serii spadły pod niewielkim kątem od osi statku i nie spowodowały żadnego uszkodzenia. Statek zaczął opisywać szeroki krąg i zatrzymał maszyny.
Załoga Jaka, wykonawszy uderzenie, zaczęła gwałtownie się wspinać, trzymając statek w polu widzenia i starając się określić rezultaty ataku”.
Jak widać, piloci byli pewni, że nie tylko zaatakowali „Strażnika", ale i trafili w niego. Jak bardzo się mylili! Atakowanym celem okazał się statek patrolowy „Komsomolec Litwy". Wspomina emerytowany kapitan drugiej klasy W.W. Duginiec: „Pierwszy samolot z klucza Jaków wyszedł na statek „Komsomolec Litwy” i błędnie umieścił trzy bomby bezpośrednio na kursie w odległości 100 metrów. Mało tego, że nasi zwariowani piloci do tej chwili już dali radę wrąbać kilka serii swoich bomb w jakiś tam statek towarowy ... teraz po raz drugi poszli do ataku nie na tego, którego mieli bombardować.
Bomby eksplodowały w wodzie na kursie statku i waliły swoim podwodnym echem po kadłubie, jak potężnym młotem po kowadle. Okazało się że spoiny starego żelastwa nie rozeszły się od takich przeciążeń, ale to bombardowanie napędziło załodze porządnego stracha. Z zaatakowanego okrętu w kierunku klucza samolotów poleciały race sygnałowe, którymi dowódca próbował odstraszyć asów- półgłówków. "
Prawdopodobnie w akcie rozpaczy w kierunku Jaka-28 otworzył ogień z działek 30 mm jeden z okrętów straży granicznej, dowódca którego zrozumiał, że może też popaść „pod rozrzut”. Pociski w bombowiec nie trafiły, ale powiększyły tylko zamieszanie. Co więcej, jeden z pilotów zameldował, że widział rakiety wystrzelone z zaatakowanego statku. Oficerowie na stanowisku dowodzenia w Tukums doszli do wniosku, że OZOP zaczął wykorzystywać swój system obrony powietrznej, i zamarli w oczekiwaniu na konsekwencje. Wkrótce jednak przyszło wyjaśnienie: "Rakiety sygnałowe!". Klnąc, wszyscy odetchnęli z ulgą. Ale nagle okazało się, że został zaatakowany nie ten statek!
Niemal równocześnie, inna para Jaków-28L prawidłowo rozpoznała statek i otworzyła ostrzegawczy ogień z działek pokładowych przed dziobem „Strażnika", nakazując w ten sposób zbuntowanej załodze zatrzymanie się. Kilka następnych samolotów rzuciło bomby w pobliżu kadłuba statku, i od bliskich wybuchów doznał on uszkodzeń. Była godzina 10.30. Bombowce zamierzały kontynuować atak, ale nagle przyszedł rozkaz: „Kontrolne ćwiczenia sił marynarki i sił powietrznych - przerwać".
Choć Siły Powietrzne rozwijały swoją operację, postanowiono zaangażować przeciwko zbuntowanemu OZOP także lotnictwo morskie. Początkowo dla rozpoznania i oznaczenia celu maszynom uderzeniowym, w powietrze została poderwana para Iłów-38 z 145 eskadry Sił Powietrznych Floty Bałtyckiej. Następnie dla „ostatecznego rozwiązania problemu" wystartowały morskie nosiciele rakiet Tu-16K-10.
W dzienniku czynności operacyjnych 4 brygady okrętów patrolowych morskich sił wojsk ochrony pogranicza KGB pojawił się zapis:
„10 godzina 00 minut. Zgłoszono: „Wyleciała grupa Tu-16 z lotniska Skulte *. OPP (Okręty Patrolowe Pogranicza) wycofać się na bezpieczną odległość.
10 godzina 01 minuta. Otrzymano od ODLiWMB „Eskadra w powietrzu. OPP odejść od OZOP."
W tym samym czasie OPP-607 zanotował w dzienniku działań bojowych:
„10 godzina 01 minuta. Radiooperator poinformował, że otrzymano rozkaz dowódcy brygady: „Nie otwierać ognia do OZOP. Statki mają zająć pozycję na rufie OZOP. D - 50 kabli. Wkrótce będzie działać lotnictwo”.
10 godzin 07 minut. Rozkaz przekazano na OPP-613, 620, 626. Przekazano wiadomość głosową na OZOP: „Za chwilę wobec was zostanie użyta broń."
Nosiciele rakiet Tupolewa pojawiły się w okolicy akurat w trakcie ataku Jaków. Były to Tu-16K-10 z 240 pułku wchodzącego w skład 57 morskiej dywizji nosicieli rakiet lotnictwa Floty Bałtyckiej, bazujące na białoruskim lotnisku Bychow. Wspomina były szef oddziału zarządzania operacyjnego Sztabu Głównego Floty Wojennej, kapitan 1 rangi W.W. Zaborskij: „Po pomyłkowym bombardowaniu trawlera rybackiego przez lotnictwo armijne**, na rozkaz dowodzącego całą operacją pierwszego zastępcy dowódcy Floty Bałtyckiej admirała W. Kotowa, w powietrze została poderwana para samolotów nosicieli rakiet. Dramatyzm sytuacji osiągnął apogeum, gdy statek zbliżył się do południka 20 stopni (to była tak zwana „czerwona linia", której przecięcie przez „Strażnika" powodowało natychmiastowe zastosowanie wobec niego broni bez ostrzeżenia - aut.). Prowadzący pary nosicieli rakiet dowódca pułku już otrzymał rozkaz bojowy, aby zniszczyć „zbiega", wszedł na kurs bojowy, i jak sam opowiadał, poprosił dyżurnego operacyjnego lotnictwa floty kod odblokowujący start rakiet. ... Takiego kodu dyżurny nie mógł znać i zameldował o tym dowództwu floty, a nosiciele rakiet odeszły z kursu bojowego i przeszły na drugi krąg. Opóźnienie to było zbawieniem dla statku, ponieważ jego dowódca w tym czasie ponownie przejął dowództwo i zdążył poinformować o tym przez radio (na VHF i radiogramem do wszystkich adresów), że na statku ustanowiono porządek. "

[[* W dokumentacji pograniczników jest widoczne oczywista pomyłka: w Skulte nie bazowały Tu-16, a Ił-38 z wyżej wymienionej 145 eskadry powietrznej.
** Kapitan myli się i w odniesieniu do przynależności bombowców do Lotnictwa Armii, i w odniesieniu do statku cywilnego, który nie był trawlerem, ale frachtowcem.]]

Mniej więcej tak samo opisał działalność lotników morskich i Reszetnikow, „ostatnią nadzieją było lotnictwo morskie. Ze znajomością materii przeprowadzili rekonesans, wiarygodnie zidentyfikowali idącego pełną parą „buntownika" i zajęli pozycję bojową. Ale kiedy cel został już oznaczony i do startu rakiet zostało piętnaście sekund, na pokład samolotu przyszedł rozkaz „odstąpić". Statek, dzięki Bogu, znów był w rękach dowódcy. "
Akurat w tym czasie część załogi „Strażnika ", która nie przyłączyła się do Sablina, skorzystała z zamieszania spowodowanego atakami Jak-28, i uwolniła z więzienia swojego dowódcę kapitana 2 rangi A. Potulnego. Otrzymawszy od podległych pistolet Makarowa, dowódca dotarł do sterówki i ranił oficera politycznego w nogę. Zaraz potem ogłosił przejęcie kontroli nad statkiem, po czym natychmiast poszedł odpowiedni rozkaz do lotnictwa. Na zegarze była zaledwie godzina 10 i 30 minut.
Przed powrotem do Bychow obie załogi Tu-16 wróciły na miejsce ostatnich starć i przeleciały na małej wysokości nad „Strażnikiem", który w towarzystwie kilku OPP trzymał kurs na Lipawę.
Co się tyczy 899 Pułku Myśliwskiego, to najpewniej jego Migi osłaniały samoloty uderzeniowe od ewentualnego wmieszania się lotnictwa "potencjalnego wroga", patrolując w specjalnie do tego wyznaczonych rejonach.
Do uderzenia na buntowniczy statek przygotowywały się tez załogi 121 Gwardyjskiego Pułku Lotnictwa Bombowego Dalekiego Zasięgu, bazującego w Maczuliszczach, w Białoruskiej SRR. Chociaż jego Tu-22 pozostały na ziemi, ale będzie na miejscu zacytować wspomnienia A.I. Dawydowa, jednego z weteranów pułku. „Dyżurnym pułku tej nocy był inżynier major gwardii Aleksander Semenowicz Ostrołuckij. Zaczęło się od tego, że przez linię komunikacyjną ze Smoleńska otrzymano sygnał postawienia pułku w gotowości bojowej „PEŁNA" z błędem: umowny wyraz w szyfrogramie odpowiadał hasłu, ale cyfra już nie.
Dlatego dyżurny niezwłocznie zameldował to szefowi sztabu pułku gwardii podpułkownikowi J.E. Sztyrkinowi. Ten po weryfikacji, nakazał postawić pułk i jednostki zabezpieczenia w stan alarmowy. Na rozkaz dowódcy pułku włączono syreny, co dołożyło nerwowości i trwożnej niepewności wśród personelu.
Przewidziane normami czasy zostały spełnione. Po około 20 minutach cały personel lotniczy przybył do siedziby pułku do pokoju odpraw. Tutaj poinformowano o wydarzeniach na „Strażniku". Potem ogłoszono zadanie bojowe: „Trzy załogi nosicieli uderzą na duży okręt zwalczania łodzi podwodnych „Strażnik "z użyciem rakiet X-22 z konwencjonalnymi głowicami, celem niedopuszczenia do jego ucieczki za granicę. Cel morski, ruchomy. Współrzędne otrzymacie w powietrzu ".
Rozkaz bojowego wylotu dowódcy pułku przekazał osobiście przez telefon szef sztabu lotnictwa dalekiego zasięgu generał lejtnant lotnictwa Władimir Aleksiejewicz Milonow, który był bezpośrednio w gabinecie ministra obrony ZSRR, marszałka Związku Radzieckiego A.A. Greczko.
Dowódca pułku gwardii, pułkownik G.D. Nesterow nakazał wykonać to zadanie najlepszym (trzem głównym i trzem rezerwowym) załogom pułku ... Pozostałym nakazano podwiesić pociski i być gotowymi do wyjścia (wylotu) spod nalotu. Zaczął się zwykły w takich przypadkach proces technologiczny tankowania i podwieszania pod samoloty rakiet X-22, ale nie obyło się bez osobliwości.
Niezwykłym było to, że na alarm nie przybyła pełna ekipa techniczna. W związku z trzydniowymi listopadowymi świętami część jednostki obsługi rakiet była poza garnizonem. Ponadto, z jakiegoś powodu, ekipie technicznej ogłoszono, że na wody terytorialne ZSRR wtargnął lotniskowiec USA! A co to oznacza? Wojna?
Napięcie psychiczne wzrastało. Przychodziły wzajemnie wykluczające się instrukcje. Ale najbardziej niebezpieczny był fakt, że dowództwo parku technicznego starało się w każdy możliwy sposób zmieścić się w standardowych normach czasowych postawienia pułku w gotowości bojowej - 5 godzin 30 minut. Wskutek pośpiechu, nawet pod samoloty przeznaczone do rzeczywistych lotów bojowych, podwieszono rakiety, jedne bez paliwa, drugie - bez utleniacza. Niektóre z tych pocisków były zupełnie bez głowic bojowych.
Major gwardii W.G. Diaczenko kontrolował podwieszanie rakiety pod swój samolot. Nagle zdał sobie sprawę, że pocisk nie jest napełniony utleniaczem.
Po krótkiej, lecz burzliwej dyskusji (z elementami niestandardowego słownictwa) rakietę odesłano z powrotem do parku technicznego. Nawigator innego samolotu, kapitan gwardii S.A. Wusik, stwierdził również, że dostarczona rakieta nie jest napełniona paliwem. Ponadto, długo poszukiwano duralowych szpilek (zrywanych przy starcie pocisku), które stosuje się tylko przy rzeczywistych startach rakiet bojowych. Stwierdzono, że na wszystkich samolotach były szpilki stalowe, które były wykorzystywane wyłącznie do lotów treningowych.
Okazało się, że klucze do sejfu, gdzie są duralowe szpilki, zostawił w domu szef parku technicznego Eduard Leonidowicz Ładzygo. Pilnie posłali jednego z jego zastępców po klucze. Przez cały ten czas przełożeni, począwszy od dowódcy dywizji, stale nękali dowódcę pułku G.D. Nesterowa przez telefon pytaniami na temat stanu gotowości samolotów i załóg pułku do realnego wylotu bojowego!
Po jakimś czasie dowódca pułku znów zebrał załogi lotu w sali odpraw i powiedział, że określa się dokładne położenie statku, a wszystkie inne statki pilnie opuszczają obszar Zatoki Ryskiej. Personel lotniczy udał się do samolotów. Ale wkrótce wszystkich znowu zebrali w sali. Przekazano ścisły rozkaz dowódcy pułku: „Załoga statku ucieka za granicę! Na ekranach radarowych jest obraz. Statek zniszczyć! "
Szef parku technicznego major Eduard Ładzygo powiedział: „To jest - koniec" Dzisiaj, wiele lat później, trudno zrozumieć, co miał na myśli.
Dowódcy samolotów z płaszczyzn postojowych zaczęli meldować gotowość do lotu ... Na rozkaz dowódcy pułku pierwsza wykołowała na start załoga majora D.A. Swiridenko. Za nim na pozycji przedstartowej stali w kolejce do wylotu pułkownik M.P. Makarow i major V.G. Diaczenko.
Przewidywano, że samoloty polecą na misję w kompletnej ciszy radiowej. Zrobią pętlę wokół miasta Turow (Białoruska SRR), a następnie skierują się do Zatoki Irben , z celem poszukiwania największego okrętu. To, oczywiście, powinien być cel. Przewidywano dowodzenie załogami w powietrzu z podziemnego punktu dowodzenia 22 TBAD. Pozostałe załogi oczekiwały w gotowości. Stały w kolejce na starcie i na płytach postojowych z włączonymi silnikami w oczekiwaniu pozwolenia na start przez około 30 minut. Nagle załogi otrzymały wyraźne polecenie: „Przerwać! Powrót na miejsca postojowe. Wyłączyć silniki. Wszyscy na śniadanie ". Po zakończeniu tych wszystkich zawirowań pułkownik gwardii G.D. Nesterow wypowiedział się tak: „Jeśli by był dany rozkaz prawdziwego bojowego wylotu pułku, osobiście rozstrzelałbym Ładzygo".
Tymczasem wkrótce na pokład "Strażnika" wysadzono piechotę morską, wzięto pod straż całą załogę, aresztowano Sablina, a przez jakiś czas OZOP był prowadzony pod ochroną innych statków do bazy w Lipawie, gdzie został oddany do remontu w doku tamtejszej stoczni remontowej nr 29. Okazało się, że w wyniku ataków lotniczych statek nie ucierpiał poważnie. W zakładzie na podstawie kontroli został sporządzony wykaz uszkodzeń bojowych. Wśród nich były:
- przebite rurociągi wody i ropy;
- przebite kable elektryczne systemu demagnetyzacji;
- przebite kable elektryczne stacji naprowadzania artylerii „Monsun";
- przebite kable elektryczne sieci oświetleniowej;
- przestrzeliny w korpusie i zewnętrznej obudowie komina;
- uszkodzona stacja MR-105;
- przebite rurki hydrauliki mechanizmów poruszania stanowisk artyleryjskich;
- przebita rura hydrauliki napędu horyzontalnego PU ZIF-122.
Ponadto historyk marynarki A. Szigin, wówczas mieszkający w Lipawie i wielokrotnie przebywający na terenie zakładu, twierdzi, że widział „Strażnika" po skierowaniu na remont, i w jego lewym boku powyżej linii wodnej była dziura około trzech metrów długości i szerokości do metra.
Po naprawie statek został przeniesiony na Daleki Wschód. Jednak w przeciwieństwie do pojawiających się w mediach informacji, jego nazwa nie uległa zmianie: jak był „Strażnikiem", tak i pozostał aż do października 2002 roku, kiedy został zdjęty ze stanu floty.
Starą załogę rozwiązali. Sablin poszedł pod sąd, otrzymał najwyższy wymiar kary i został rozstrzelany. Co dziwne, z jego "współpracowników" ukarano tylko jeden marynarza, któremu "dali" 8 lat.
Politbiuro Komitetu Centralnego KPZR na nadzwyczajnym posiedzeniu zatwierdziła działania Sił Powietrznych, ponieważ udało się stłumić bunt bez ofiar wśród personelu i strat w dziedzinie sprzętu. Jednak nieskoordynowane i często absurdalne ataki załóg 668 pułku rozzłościły głównodowodzącego Sił Powietrznych. Kutachov rozkazał rozliczyć wyniki działań personelu pułku na miejscu i wysyłał do 15 Armii Powietrznej komisję kierowaną przez głównego nawigatora Sił Powietrznych generała majora Bułanowa.
„Świeżym tropem", już rankiem 10 listopada niemal cały łańcuch dowodzenia dywizji i pułku otrzymał w imieniu głównego komendanta ostrzeżenie w sprawie niekompetencji. Pełniący obowiązki dowódcy 15 Armii Powietrznej generał major B. Gwozdikow wkrótce został zwolniony w związku z wysługą lat. Załogom ogłoszono, że nikogo karać lub nagradzać nie będą. Jednak wkrótce potem jeden z pilotów, który z powodzeniem zrzucił bomby, kapitan Poroszkow (według innych źródeł - Porotikow), został odznaczony Orderem Czerwonej Gwiazdy.
W zasadzie, to było oczywiste, że przyczyny chaotycznych działań lotników 668 pułku leżały w nieco innej płaszczyźnie. Faktem jest, że jeszcze w końcu lat 1950-tych ze składu lotnictwa Marynarki Wojennej zostały wycofane jednostki myśliwskie, myśliwsko- bombowe i bombowe (za wyjątkiem latających na Tu-16). A w 1961 r. zlikwidowano lotnictwo minowo- torpedowe. Zwalczanie okrętów nawodnych przeciwnika w wodach przybrzeżnych zostało powierzone wojskom lotniczym okręgów nadmorskich.
Jednak dowództwo Sił Powietrznych nie uważało takich zadań za priorytetowe, a więc dlatego wśród personelu lotnego były istotne braki w szkoleniu bojowym. Więc ani piloci, ani nawigatorzy nie byli w stanie zidentyfikować klas i typów okrętów i statków. Ponadto, na bardzo niskim poziomie stały kwestie współdziałania i wskazywania celów pomiędzy Siłami Powietrznymi, Marynarką Wojenną, jak również jednostkami morskimi Wojsk Pogranicza. Należy zauważyć, że działania zmierzające do rozwiązania tych niedociągnięć zostały szybko podjęte.
Nawet u nie wysłanych na misję „dalekich" wyciągnięto odpowiednie wnioski organizacyjne. Po raz kolejny możemy udzielić głosu A. Dawydowowi, „Szef parku technicznego naszego pułku został usunięty ze stanowiska i przeniesiony karnie do 571 ARZ w Bołbasowo ... a inżynier pułku odpowiedzialny za uzbrojenie rakietowe został odwołany. Były szef parku technicznego otrzymał partyjną karę: poważną naganę z wpisem do książki członka w brzmieniu „ Za zbrodnicze zaniedbanie w realizacji zleconej misji bojowej" Do rozstrzelania nie doszło. Po 2 latach, zhańbiony oficer pułku powrócił na stanowisko zastępcy szefa jednostki technicznej pułku.
Przejdzie jeszcze kilka lat, i stanie się wiadomym, że starszy komisarz wydziału specjalnego KGB major P.T. Zorin podejrzewał majora E. Ładzygo o kontakty z zagranicznym wywiadem, ale bezpośrednich dowodów nie było”
Czujny major Zorin podejrzewał o to także krawca miejscowego Wojentorgu, Jefima Kuselewicza Kanfera, tylko z tego powodu, że z racji swoich obowiązków służbowych, były mu znane nazwiska oraz tytuły wszystkich funkcjonariuszy miejscowego garnizonu, ponieważ przyjmował zamówienia na przeróbki codziennych i paradnych mundurów. Och, ten Jefim Kuselewicz!
Teraz trochę, że tak powiem, osobistych refleksji. Według jednego z ówczesnych dowódców 688 pułku G. Litwinowa, wspieranego przez wielu uczestników i świadków zdarzenia „Sablin nie tylko zdrajca, ale zwyczajna swołocz, a nie rosyjski człowiek. Nie dał poweselić się i „podniósł na nogi" setki ludzi i ich żon w jedno z niewielu świąt sowieckich, gdy napić się to była święta rzecz. Przecież nawet leżący w pobliżu „sąsiedzi - burżuje" w dniach 7-8 listopada w te lata przyzwyczaili się do wypoczynku i zmniejszali nie tylko wojskową aktywność, ale także po prostu obserwację, dlatego później na wniosek Związku Radzieckiego i nie mogli przedstawić nawet całkiem neutralnych danych nawigacyjnych o manewrowaniu potencjalnych celów w cieśninach ".
Trzeba powiedzieć, że nie jest to mało ważna uwaga i do pewnego stopnia tłumaczy błędy w identyfikacji celów powierzchniowych, popełnione przez pilotów. Ogólnie rzecz biorąc, 7 i 8 listopada - najważniejsze święto ZSRR. W wojsku czekali na nie z niecierpliwością, ponieważ zawsze towarzyszyły mu różnego rodzaju promocje, awanse itp. Odbywało się to, oczywiście, „z szumem”. Dziewiątego wszyscy zjawiali się na służbie, ale bez szczególnego napięcia, a zasadą był „rozruch". A tutaj - taka "niespodzianka" ...

Autor wyraża wdzięczność za okazaną pomoc podczas pracy nad artykułem I. Siejdowowi i S. Wachruszczewowi.
Pozdrawiam
Piotrek
MOJE PORTFOLIO ARCHIWUM X- W moich galeriach wskazana jest rozsądna krytyka modeli.
Avatar użytkownika
piotr dmitruk

Mistrz Osobliwości
 
Posty: 9948
Dołączył(a): środa, 19 września 2007, 19:18
Lokalizacja: Rzeszów

Reklama

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez cooper69 » piątek, 26 sierpnia 2016, 07:41

Artykuł fajny ale proszę Cię o poprawienie zasadniczego błędu w tłumaczeniu.
Po polsku pływająca jednostka wojskowa to zawsze okręt, a nie statek.

Wali to strasznie po oczach.
Obecne zainteresowania - pancerka Polskich Sił Zbrojnych na zachodzie i niemiecka (głównie niszczyciele czołgów).

Pozdrawiam
Rafał Dzięgielewski made by 71
Avatar użytkownika
cooper69
 
Posty: 863
Dołączył(a): środa, 8 kwietnia 2015, 11:47
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez Tomek Rogala » piątek, 26 sierpnia 2016, 09:02

Ciekawy artykuł przed piątkową robotą. Czytając o takim chaosie w dowodzeniu i niekompetencji na wielu szczeblach, zacząłem się zastanawiać, jak by to wyglądało obecnie w przypadku naszego kraju i dowolnego zagrożenia. Chyba lepiej nie wiedzieć...
Dziękuję, Piotr, za wysiłek w tłumaczeniu. Ja skorzystałem. Pozdrawiam.
Tomek Rogala
 
Posty: 96
Dołączył(a): poniedziałek, 3 sierpnia 2015, 14:32

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez net_sailor » piątek, 26 sierpnia 2016, 10:09

Chociaż sam incydent w ogólnych zarysach były mi już znany, to jeszcze nie widziałem tak dokładnego opisu tych wydarzeń. Dzięki, że chciałeś się z nami podzielić tym tekstem.
Avatar użytkownika
net_sailor
 
Posty: 1809
Dołączył(a): środa, 19 września 2007, 13:01
Lokalizacja: Elbląg

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez piotr dmitruk » piątek, 26 sierpnia 2016, 10:25

cooper69 napisał(a):Artykuł fajny ale proszę Cię o poprawienie zasadniczego błędu w tłumaczeniu.
Po polsku pływająca jednostka wojskowa to zawsze okręt, a nie statek.

Wali to strasznie po oczach.


Miałem problem z tłumaczeniem, kiedy obok siebie pojawiały się wyrazy "korabl" i "sudno", nie chciałem się powtarzać.
Podobnie było z nazwą "okręt do zwalczania okrętów podwodnych"- łódź podwodna nie wpisywała mi się w skrót, którego musiałem używać.
Pozdrawiam
Piotrek
MOJE PORTFOLIO ARCHIWUM X- W moich galeriach wskazana jest rozsądna krytyka modeli.
Avatar użytkownika
piotr dmitruk

Mistrz Osobliwości
 
Posty: 9948
Dołączył(a): środa, 19 września 2007, 19:18
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez malinowski » piątek, 26 sierpnia 2016, 10:35

I oni chcieli wojnę wygrać?
na warsztacie:
Obrazek
Avatar użytkownika
malinowski
 
Posty: 2190
Dołączył(a): piątek, 26 października 2007, 14:49

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez Tomek Rogala » piątek, 26 sierpnia 2016, 11:04

piotr dmitruk napisał(a):
cooper69 napisał(a):Artykuł fajny ale proszę Cię o poprawienie zasadniczego błędu w tłumaczeniu.
Po polsku pływająca jednostka wojskowa to zawsze okręt, a nie statek.

Wali to strasznie po oczach.


Miałem problem z tłumaczeniem, kiedy obok siebie pojawiały się wyrazy "korabl" i "sudno", nie chciałem się powtarzać.
Podobnie było z nazwą "okręt do zwalczania okrętów podwodnych"- łódź podwodna nie wpisywała mi się w skrót, którego musiałem używać.


Piotr, jako aktywny tłumacz (co prawda nie rosyjskiego) pozwolę sobie na wtrącenie:
Język rosyjski, podobnie jak polski, rozróżnia jednostki wojskowe od cywilnych. Zasadniczo, "okręt" to każda jednostka pływająca pod banderą wojenną. Statek handlowy, wcielony do marynarki wojennej, na którym podniesiono banderę wojenną, staje się okrętem. Nie musi być uzbrojony, chociaż zwyczajowo tak się zakłada. Wątpliwości może rozstrzygnąć np. ORP "Iskra" - jest okrętem, jak sama nazwa wskazuje, a uzbrojenia nie posiada (szkolny żaglowiec Marynarki Wojennej).

Podobnie jest w języku rosyjskim: jednostka wojskowa to zawsze "korab(l)", nigdy "sudno", która to nazwa odnosi się do jednostek cywilnych.

Z ciekawostek: w języku hiszpańskim stosuje się kryterium przekrycia pokładem. Wszystko, co pływa, czy to kajak czy lotniskowiec, może być nazwane "barco". Ale jeżeli posiada zakryty pokład, staje się "buque". A wśród tych pojawiają się zarówno "buques de guerra", jak i "buques mercantes".

Przepraszam z off-topic, ale może ułatwię Ci kolejne tłumaczenia :)

Edit: Co do "okrętu zwalczania okrętów podwodnych", aby uniknąć redundancji, masz wygodny zwrot: Okręt ZOP (ćwiczenia ZOP, jednostka ZOP, sekcja ZOP etc.).
Tomek Rogala
 
Posty: 96
Dołączył(a): poniedziałek, 3 sierpnia 2015, 14:32

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez Aleksander » sobota, 27 sierpnia 2016, 21:17

Dzięki Piotrze - bardzo ciekawy artykuł. Swoją drogą chciałoby się wiedzieć, ile takich "dziwnych" sytuacji miało miejsce (po obu stronach "żelaznej kurtyny") - może kiedyś takie wiadomości ujrzą światło dzienne.
Obrazek
ObrazekObrazekObrazek
Aleksander Górski
..."be yourself, no matter what they say"...
Avatar użytkownika
Aleksander

Animal Planet
 
Posty: 7973
Dołączył(a): środa, 19 września 2007, 18:14
Lokalizacja: "Miasto Meneli"

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez potez » niedziela, 28 sierpnia 2016, 01:11

Świetne :)
az ochota naszła pościągac trochę tych awiacji i poprzeglądać.... opowieści z początkó afganistanu tez dosyc często wyglądały podobnie 8-)
tak, jestem #ponurymodelaż
Avatar użytkownika
potez
 
Posty: 4681
Dołączył(a): środa, 28 listopada 2007, 12:24
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez Łukasz Kędzierski » wtorek, 30 sierpnia 2016, 02:07

Super tekst, dzięki. No i kawal dobrej roboty z tłumaczeniem, wiem jak jest bo tłumaczyłem raz książkę z polskiego na angielski :evil:
Pozdrawiam.
Łukasz
www.pme.org.pl
Avatar użytkownika
Łukasz Kędzierski
 
Posty: 256
Dołączył(a): poniedziałek, 2 czerwca 2008, 09:10
Lokalizacja: Melbourne, Australia

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez dewertus » wtorek, 30 sierpnia 2016, 11:33

Dzięki Piotrze za ciekawy tekst i podjęty trud tłumaczenia.
Pzdr. Hubert
Jeśli istnieje rozwiązanie martwić się nie ma po co,
jeśli nie ma rozwiązania martwić się nie ma sensu
Avatar użytkownika
dewertus
 
Posty: 3896
Dołączył(a): piątek, 26 czerwca 2009, 01:46
Lokalizacja: Warszawa

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez Kuba P. » wtorek, 30 sierpnia 2016, 21:41

Ja też bardzo dziękuję za wysiłek i za to, że Ci się po prostu chciało.
Tekst bardzo ciekawy.
Avatar użytkownika
Kuba P.
 
Posty: 9398
Dołączył(a): niedziela, 11 listopada 2007, 00:07
Lokalizacja: Warszawa/Wodzisław Śl.

Re: Zatopić "Strażnika"!- artykuł

Postprzez Łukasz_K » środa, 31 sierpnia 2016, 12:38

Dzięki Piotrze, uwielbiam takie historie z okresu zimnej wojny, od razu przypomniała mi się historia Wiktora Bielenko, ale tą czytałem w jakimś periodyku widzianą od strony USA i Japonii, nie wiecie czy gdzieś jest przekład z relacji Rosjan?
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
..bo zawsze są i głupsi w społeczności...
Avatar użytkownika
Łukasz_K

Zimna Wojna 1
 
Posty: 4818
Dołączył(a): piątek, 29 kwietnia 2016, 13:58
Lokalizacja: Bstok


Powrót do Lotnictwo - rzeczywiste

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 26 gości