Pozwolę sobie zaprezentować kolejną porcję wrażeń z dzikiego zachodu. Tym razem trochę nietypowy temat, a mianowicie ostatni podziemny silos wyrzutni międzykontynentalnych rakiet Titan. Więcej informacji o samym muzeum można znaleźć tu: http://www.titanmissilemuseum.org/index.php
Wirtualną wycieczkę rozpocznę od ogólnego rzutu oka na nadziemną część instalacji. Bardzo niepozorna sprawa.
Srebne cysterny widoczne na bokach zdjęcia zawierały paliwo rakietowe i utleniacz.
Zasuwana pokrywa silosu ważąca jedyne 740 ton.
Jeszcze jeden rzut oka na pokrywę, tym razem z amerykańską flagą. Pokrywa odsłaniała pełny otwór silosu w 19 sekund.
Komu głowicę? Była to najcięższa i najmocniejsza pojedyncza głowica stosowana przez Stany Zjednoczone. Moc - 9 Mt.
Dostępu do środka strzeże kilka par(!) 3-tonowych drzwi stanowiących zabezpiecznie przeciwpodmuchowe (w razie pobliskiej eksplozji nuklearnej). Cały kompleks został zbudowany na początku lat 60-tych za astronomiczną wówczas cenę 12 mln USD. Cena znalazła odbicie w jakości - owe drzwi nie były remontowane przez 50 lat, nie posiadają żadnego wspomagania hydraulicznego czy elektrycznego a otwiera się je w miarę lekko jedną ręką...
Dwie fotki centrali dowodzenia. To tutaj znajdowały się stacyjki do obu kluczy odpalających pocisk. Do odpalenia pocisku wymagana była jednoczesna akcja dwóch osób. Stacyjki są rozmieszczone w takiej odległości od siebie aby jedna osoba nie była w stanie obsłużyć obu kluczy.
Przeważa tutaj technologia lat 60-tych. W połowie lat 70-tych pomyślano o remoncie wyposażenia ale USAF stwierdził że 10-letni sprzęt działa na tyle dobrze, że nie ma potrzeby wymiany. Eksploatacja stanowiska zakończyła się 1982 r. - nie wprowadzono żadnych unowocześnień podczas 20 lat służby.
Z lewej strony widać jeden z 4 sprężynowych amortyzatorów wstrząsów. Cała podłoga pomieszczenia była zawieszona na owych sprężynach.
Załoga wyrzutni nie wiedziała w jakim kierunku poleci ich pocisk. Cele oznaczone były wyłącznie jako Target 1, 2 i 3.
Oto jeden z "tych" kluczy.
Do samej wyrzutni dostawano się przez tunel. Podłoga była również zawieszona na amortyzatorach - cylindrach po obu stronach korytarza rozmieszczonych na całej długości tunelu.
W praktycznie całym kompleksie obowiązywała zasada tzw. podwójnej obecności. W żadnym momencie, żaden z członków załogi (4 osoby) nie mógł zostać sam. Oczywiście tłumaczono to troską o bezpieczeństwo załogi...
A oto i główny bohater przedstawienia.
Na ostatniej fotce kontrast pomiędzy półmrokiem silosu a słońcem Arizony dał się już niestety we znaki...
Jako, że materiały pędne pocisku nie należały do najprzyjemniejszych substancji, załodze zapewniono trochę wygód z tym związanych:
Na zakończenie widok z anteną. W sumie to jedyny taki widoczny element związany z wyrzutnią w najbliższej okolicy.