Kilka tygodni minęło. Model na ukończeniu i z to potrwa... Zacznijmy od miejsca gdzie skończyliśmy
. Kalki dotarły, fotele również (jeszcze nie dokończone, czekają na końcowe malowanie). Natomiast udało się skleić wloty powietrza, silniki, skrzydła – to na co należy zwrócić uwagę to dobre spasowanie obu połówek w miejscu gdzie będzie łączenie kadłub-skrzydło. Dzięki temu uniknąłem szpachlowania. Wyczyściłem też kadłub z wszelkich nadlewek. Na sucho spasowałem elementy, by zobaczyć co z tego wyjdzie i zadowolony z efektu wkleiłem kabinę (jeszcze bez siedzeń) i połączyłem ze sobą wszystko w całość:
Jak widać spasowanie elementów jest całkiem dobre. Wloty powietrza wymagają lekkiego spiłowania krawędzi łączenia tak żeby były proste, polecam również usunąć kołków ustalający ich pozycję względem kabiny i dopasowanie całości "na oko". Najgorzej wypadło łączenie kadłub skrzydło na spodzie. Niewielka szpara i różnica wysokości ok. 0,3mm. Nic z czym nie można sobie poradzić ale chwilę to zajęło. Podobna sytuacja wystąpiła na łączeniu dziób kadłub. Dziób miał troszkę inną geometrię. Zasadniczo nie lubię szpachlować klejem CA, wolę szpachlówkę Tamiya. Schnie szybko i jest dość twarda by używać rylca Olfy. Łączenia zaszpachlowałem, wyszlifowałem i pokryłem czarną farbą. Dzięki czemu mogłem zobaczyć jak dane łączenie będzie wyglądało po malowaniu:
Niektóre wymagały dalszej obróbki, szczególnie dół. Z pozostałych elementów pozostały do dokończenia figurki pilotów, maskowanie kabiny, stateczniki poziome i aż chciałoby się powiedzieć uzbrojenie. Niestety podobnie jak i stateczniki, wszystkie pylony i całe uzbrojenie (nie wspominając o ok. 30% części z tego zestawu) pochodzą z innej epoki. Wypukłe linie, nadlewki, ślady po wypychaczach, toporne detale. Nie wykorzystałem żadnego podwieszenia, a szkoda, poprawiłoby to wygląd modelu. Stateczniki przeryłem, kabinę zamaskowałem parafilmem i dokleiłem do kadłuba. Kabina jest dzielona i dobrze pasuje do siebie. Najlepiej najpierw spasować tylny element, do niego środkowy (na stałe), potem owiewka pilota i przód (również na stałe). Najpierw pomalowałem ramy oszklenia na czarno a potem całość psiknąłem białym podkładem GW w sprayu.
Przedostatni etap prac. Malowanie. Najpierw ostrożny preshading, potem jaśniejszy kolor na spód i większość powierzchni górnych. Malowanie odbywało się w dwóch etapach. Najpierw lekka warstewka, przypominająca kurz. Potem kolejna do uzyskania odpowiedniego nasycenia barwy. W ten sposób, raz - farba ma się czego trzymać nawet jeśli nie byłoby podkładu (wtedy sama stanowiłaby takowy), dwa - kilka cienkich warstw jest znacznie lepsze niż jedna a porządna, trzy - możemy uzyskać dowolne krycie/nasycenie koloru. Niestety preshedingu prawie nie widać, chyba o jedną warstwę za dużo. Kolory dobrałem najpierw na podstawie informacji ze strony podanej wcześniej z ukończonym modelem. Znalazłem odpowiedniki z serii H Gunze ale ni jak pasowały do schematu otrzymanego z
kalakmi, który ni jak miał się do zdjęcia oryginału, również zamieszczonego na w/w schemacie. Farby dobrałem na oko z asortymentu Gunze: H42, H238:
Przy okazji budowy chciałem się czegoś nauczyć. Po raz pierwszy naniosłem kamuflaż „od ręki” posiłkując się tylko instrukcją z kalkomanii. Nie wyszło najgorzej. Bardzo ważne jest odpowiednio duże ciśnienie i rozcieńczenie farby inaczej pryska na boki i nie można zrobić gładkiej linii:
.
Po wyschnięciu zamaskowałem część tylną, nos i wnęki do malowania. Wiem, że maluje się je również przed głównym kamuflażem (szczególnie wnęki podwozia) ale tu mają one łatwy kształt do zamaskowania a przy tym są bardzo płytkie. Metaliczne elementy to Vallejo Model Air. Tanie i nie najgorsze. Rozpuszczają się pod
Sidoluźem, więc pozostaje jedynie stosować lakier. Co gorsza odbarwiają się, gdy pozostawimy taśmę na dłużej. Warto również wspomnieć, że schną tak ze trzy doby, nie pozostawia się na nich palców ale one przywierają do nich (niektóre kolory nawet po tygodniu
). Liczyłem na tańszy, niecuchnący odpowiednik Gunze czy Alcladów, trochę się przeliczyłem. Jednak jak widać z jednego zdjęcia pomalowałem nimi co nieco i dalej będę, tylko że ostrożniej. Pora na zdjęcia:
Dzisiaj zabrałem się za kalki. Te nanoszone na mokro już położone. Było ich raptem kilka. Zrobiłem pierwsze podejście do suchych kalek. Jeden napis, położył się całkiem dobrze. 5 minut szukania następnego na arkuszu. Jest 1x1mm a razem z nim 1x1mm numerek. Wyciąć to, próbować nanieść tylko część... odłożyłem zajęcie na potem. Rzuciłem tylko okiem na resztę arkusza. Jak się okazuje ok 50% kalek ma napisy połączone z numerkiem, co gorsza na schemacie nie widać linii blach i nie wiadomo gdzie dokładnie napis ma być umieszczony. Pomijam, że sam ledwo co jestem w stanie odczytać tę numerację na folii. Z tej chwili zrobił się postój aż do teraz. Nie wiem jak to zrobię ale nałożę te kalki przed grudniem. Nie mam wyboru, a następnym razem, kupię coś z mniejszą liczbą napisów eksploatacyjnych
.