robmario napisał(a):Warto jeszcze wspomnieć o niemniej wartościowym pseudo-'"Jastrzębiu" wyprodukowanym przez jakąś rzemieślniczą firmę (chyba z Bytomia) z plastiku identycznego jak ówczesne mydelniczki - śliski i nieobrabialny.
Mam go w gablotce u rodziców. Jeśli chcecie, w weekend mogę mu zrobić walkaround...
robmario napisał(a):Żeby jednak tak całkiem nie smucić to warto wspomnieć, że w dziedzinie vakuform byliśmy w tamtych czasach dosyć znaczącym producentem a modele lubelskiego Modellandu, czy JMK z Łomianek do dzisiaj mogą być niezła bazą do wykonania dobrych modeli.
To prawda... Robiłem wtedy sporo wakuform i bardzo sobie ceniłem ich cienkie ścianki (co dawało łatwość waloryzacji wnętrza) i znakomite osłony kabin. Z Wilgą (Waku) i Mustangiem (JMK) startowałem w zawodach, chociaż z mizernym rezultatem - zajmowałem miejsca w ogonie, ale za Mustanga dostałem kiedyś nagrodę specjalną za najlepszy model w barwach polskich. Oto Mustang JMK:
A tyle udało mi się z niego zrobić. Początkowo prezentowałem go z zamkniętym silnikiem, ale po pierwszych zawodach postanowiłem go dodatkowo zwaloryzować - pociąłem przód, dorobiłem silnik i domalowałem ślady eksploatacji. Tego ostatniego do dziś żałuję... Jedna z osłon silnika zaginęła podczas pewnej sesji fotograficznej na balkonie na 7 piętrze. Zawiał wiatr, kartonowe tło pofrunęło i jednej części nigdy nie znalazłem. Litery PK-G wziąłem z kalkomanii od prezentowanego przez Grzegorza Mustanga z Kit Modelu (o ile dobrze pamiętam). Miały krój bardziej odpowiadający rysunkowi z książki "Budowa plastikowych modeli samolotów" Krzysztofa Wagnera. Potem się okazało, że przedstawiane wówczas malowanie tego Mustanga miało się nijak do rzeczywistości.
robmario napisał(a):Przypomnijcie sobie choćby Reggiane Re-2005 Saggitario, SAI-403 Dardo, PZL P-24, Boulton Paul Defiant, Blackburn Roc, P-66 Vanguard z lubelskiej firmy czy Ki-61 Hien, Bf 109 E-1, P-51 C Mustang, PZL P-11a, A6M2 Zero, Boomerang z JMK. Później dołączył do nich Broplan z całą gamą ciekawych i oryginalnych konstrukcji.
Większość z wymienionych mam w gablocie lub w szafie. Wydmuszki JMK ceniłem dość wysoko, a Hiena uważam za najlepszą wakuformę, jaką widziałem. Z kolei Broplan mnie od zawsze denerwował. Z jednej strony miał ciekawy repertuar, a z drugiej - wykonanie było fatalne. Niestety, zostało mu to do dzisiaj. Tylko że dzisiaj ja już nie mam takiego głodu na te jego knoty. W efekcie mam w szafie kilka Broplanów, ale żadnego nigdy nie zrobiłem.
Jarek Gurgul napisał(a):'Wtedy' często była to jedyna 'alternatywa', by wyjść poza tych kilka dostępnych na rynku modeli polskiej, czechosłowackiej, czy nrd-owskiej produkcji, przedstawiających w zasadzie wyłącznie samoloty ówczesnych państw 'socjalistycznych' - przed- po- lub wojennych, by mieć na przykład 'Spitfire'a'. Jakiekolwiek modele samolotów aliantów zachodnich, czy 'osi' były dostępne jedynie dla mających kontakty za daleką granicą, czy 'znajomości' na miejscu lub dostęp do rzadkich i nielicznych 'giełd' modelarskich.
Ja tematy niedostępne w ofercie polskiej, czechosłowackiej czy enerdowskiej uzupełniałem modelami radzieckiej firmy Novo, czyli ex-Frogami. Kupowałem je głównie podczas wizyt w Warszawie, w pierwszym prawdziwym sklepie modelarskim, na Siennej. Modele te leżały tam pod oknem w pudle, przez które namiętnie się przegrzebywałem. Problemem w tych zestawach był brak schematu malowania i kalkomanii (choć były i rarytasy sprzedawane jako Novoexport, z kolorowym pudełkiem i kalkami). Sztuka polegała na tym, żeby kupić taki model, który będę w stanie potem pomalować. Sporządziłem więc listę modeli Frog/Novo, a następnie przejrzałem całą swoją literaturę ze schematami malowań (głównie roczniki "Skrzydlatej Polski"), zaznaczając na liście, do czego mam malowania. Dopiero z tą listą wybierałem się na zakupy. Kalkomanie luzem były wówczas rzadkością, więc sporo modeli robiłem malując wszystko sam.