Artek82 napisał(a):Tato zawsze lubił później oglądać te moje wypociny, z biegiem czasu dostałem od niego zestaw pilniczków, pokazywał mi jak mniej więcej dbać o warsztat, ażeby paluchów nie zostawiać na modelu, jak odcinać części, gdzie opiłować i oszlifować, po jakimś czasie zaczął mi dawać kieszonkowe na Humbrolki i takie inne potrzebne medykamenty Pamiętam jak nie raz bił się w pierś za każdym razem gdy pociąłem się skalpelem który od niego dostałem do modeli Oczywiście okaleczenia zdarzają sie do dziś, to nieuniknione, ale raz jak miałem 15 lat to mało-blisko było, a ścięgna już by paluchami nie ruszały, po niefortunnym rozpoławianiu sklejonego kadłuba, a blizna na nadgarstku do dziś o tym przypomina.
Modelarska pasja związana jest także z tym że całe życie mieszkam po sąsiedzku z Aeroklubem i moi dziadkowie służyli w lotnictwie. Jeden dziadek był mechanikiem lotniczym w Pile, a drugi dziadek był strzelcem pokładowym na Po-2, Ił-2m3, Ił-10 i Ił-28. Tato do dziś lubi patrzeć na moje wynalazki i cieszy się że pasja zatrzymała mnie na "jasnej stronie mocy" w okresie głupiego wieku i nie zadymiałem na stadionach i nie nadużywałem napojów "energetycznych"
Uwierz mi - taki Tato to skarb... Moi dziadkowie w lotnictwie nie służyli, za to najlepszą metodą moich rodziców na to, by mieli poczucie jakby dziecko nie istniało - dać mu do ręki na zmianę jakikolwiek model albo Meissnera do czytania;)
Z dzieciństwa mam jeszcze inne "lotnicze" wspomnienie - przez całe szczenięce lata śniły mi się przelatujące bombowce. Nie wiedziałem początkowo dlaczego, ale szybko zrozumiałem - nad "moim" osiedlem przymierzały się do lądowania samoloty zmierzające do Rębiechowa. A, że w tym czasie królowały An-24 i IŁy-18te...