Marcel Bloch MB 151 C1 Dora Wings 1/48
Napisane: czwartek, 2 stycznia 2020, 00:52
Dobry wieczór w Nowym Roku.
Wracam do podziałki 1/48. Według moich obliczeń, będzie to model numer 6.
W zasadzie to nie wiem, mając pełny magazynek, czemu akurat ten... jakoś tak mi się spodobał.
Założenia: Jako że materiałów mam niewiele, a moja wiedza na temat tej konstrukcji jest raczej znikoma, skupię się na poprawnym sklejeniu tego, co jest w pudełku. Znając życie, coś pewnie od siebie dołożę, może też zdecyduję się zrobić nitowanie na powierzchniach zewnętrznych... zobaczymy.
Malowanie: Samolot nr 98 (Y585), GC II/10, Rouen-Boos, pilot S/Lt Ellis.
Jeśliby kto chciał, pełną recenzję modelu znajdzie tutaj.
Pudełko całkiem duże, części w pudełku też niemało, jest blacha, maski i spora kalkomania... to zaczynamy.
Pierwsze cięcie.
Plan był taki, aby najpierw wyciąć i przygotować do malowania wszystkie części kokpitu.
Z większymi elementami problem był niewielki – parę ruchów pilnikiem i gotowe.
Z mniejszymi częściami już tak łatwo nie poszło.
Były elementy, na obróbkę których trzeba było chwilę czasu poświęcić...
Były takie, gdzie trzeba było dodać coś od siebie, żeby jako tako wyglądały...
A były i takie, przy których naprawdę musiałem się nieźle napocić i spędzić kilka godzin, żeby chociaż z grubsza przypominały to, czym miały być.
Dwie części lepiej było wykonać od podstaw, niż poprawiać to, co dał producent...
A niektóre gięły się od samego patrzenia.
Nie wiem, kto projektował ten fotel, ale zaiste, miał chyba bardzo duże mniemanie o modelarskich umiejętnościach... kleiłem go na dużym wdechu, a i tak trzyma geometrię tylko dzięki dodanym wstawkom z plastiku.
Najwięcej czasu zajęły mi te dwa elementy na groszówce.
To, że w konsoli sterowań trzeba było pogłębić wszystkie szczeliny, to jeszcze rozumiem, ale dlaczego na blaszce nie ma ani jednej manetki czy dźwigni przepustnicy?
Dorobiłem ją z okrągłego profilu Plastruct, wszystkie inne okrągłe uchwyty wyciąłem z arkusza plastiku zaostrzoną igłą lekarską. Same dźwigienki to przycięta odpowiednio blacha albo papier nasączony SG.
A ten aparat fotograficzny, jak określiła moja córka, to podstawa celownika Baille-Lemaire GH38.
W zasadzie można by już przymierzać się do malowania, ale trochę obawiam się pasowania wszystkich części razem. Dlatego najpierw spróbuję zmontować cały kokpit na próbę używając Micro Liquitape. Jak będzie dobrze – będzie można malować na gotowo. Jak nie – zobaczymy co poprawić.
Do tej pory nie było elementu, którego nie trzeba było ruszyć pilnikiem i papierem ściernym... a jak będzie dalej? Sam jestem ciekaw.
Takie prawdziwe modelarstwo... nareszcie .
Do zobaczenia.
Wracam do podziałki 1/48. Według moich obliczeń, będzie to model numer 6.
W zasadzie to nie wiem, mając pełny magazynek, czemu akurat ten... jakoś tak mi się spodobał.
Założenia: Jako że materiałów mam niewiele, a moja wiedza na temat tej konstrukcji jest raczej znikoma, skupię się na poprawnym sklejeniu tego, co jest w pudełku. Znając życie, coś pewnie od siebie dołożę, może też zdecyduję się zrobić nitowanie na powierzchniach zewnętrznych... zobaczymy.
Malowanie: Samolot nr 98 (Y585), GC II/10, Rouen-Boos, pilot S/Lt Ellis.
Jeśliby kto chciał, pełną recenzję modelu znajdzie tutaj.
Pudełko całkiem duże, części w pudełku też niemało, jest blacha, maski i spora kalkomania... to zaczynamy.
Pierwsze cięcie.
Plan był taki, aby najpierw wyciąć i przygotować do malowania wszystkie części kokpitu.
Z większymi elementami problem był niewielki – parę ruchów pilnikiem i gotowe.
Z mniejszymi częściami już tak łatwo nie poszło.
Były elementy, na obróbkę których trzeba było chwilę czasu poświęcić...
Były takie, gdzie trzeba było dodać coś od siebie, żeby jako tako wyglądały...
A były i takie, przy których naprawdę musiałem się nieźle napocić i spędzić kilka godzin, żeby chociaż z grubsza przypominały to, czym miały być.
Dwie części lepiej było wykonać od podstaw, niż poprawiać to, co dał producent...
A niektóre gięły się od samego patrzenia.
Nie wiem, kto projektował ten fotel, ale zaiste, miał chyba bardzo duże mniemanie o modelarskich umiejętnościach... kleiłem go na dużym wdechu, a i tak trzyma geometrię tylko dzięki dodanym wstawkom z plastiku.
Najwięcej czasu zajęły mi te dwa elementy na groszówce.
To, że w konsoli sterowań trzeba było pogłębić wszystkie szczeliny, to jeszcze rozumiem, ale dlaczego na blaszce nie ma ani jednej manetki czy dźwigni przepustnicy?
Dorobiłem ją z okrągłego profilu Plastruct, wszystkie inne okrągłe uchwyty wyciąłem z arkusza plastiku zaostrzoną igłą lekarską. Same dźwigienki to przycięta odpowiednio blacha albo papier nasączony SG.
A ten aparat fotograficzny, jak określiła moja córka, to podstawa celownika Baille-Lemaire GH38.
W zasadzie można by już przymierzać się do malowania, ale trochę obawiam się pasowania wszystkich części razem. Dlatego najpierw spróbuję zmontować cały kokpit na próbę używając Micro Liquitape. Jak będzie dobrze – będzie można malować na gotowo. Jak nie – zobaczymy co poprawić.
Do tej pory nie było elementu, którego nie trzeba było ruszyć pilnikiem i papierem ściernym... a jak będzie dalej? Sam jestem ciekaw.
Takie prawdziwe modelarstwo... nareszcie .
Do zobaczenia.