Z uwagi na fakt że w nowym miejscu zamieszkania średnio mi się widzi odpalanie swojej głośnej sprężarki, a tzw. lodówkowca jeszcze nie nabyłem, to musiałem sobie wymyślić jakiś zamiennik modelarskiej aktywności. Drukarka tylko śmierdzi
więc znalazła się idealna okazja by w końcu znowu ją uruchomić. Poszedł pierwszy test, dwa cylindry...
Uradowany że wszystko hula, przypominając sobie typowe błędy z przeszłości które tu powieliłem, pomajstrowałem jeszcze przy ustawieniach naświetlania delikatnie zmniejszając czas oraz przy parametrach podpór - z czego tego ostatniego mogłem nie ruszać co się okazało po dwóch godzinach druku i rezultacie, bo zamiast kompletu silnika i osłon otrzymałem kupę potworków w połowie "uwolnionych" od stołu roboczego. Tutaj wystąpił również kolejny incydent kałowy w postaci braku rękawiczek i sprzętu by wyczyścić zbiornik z tego utwardzonego syfu co musiał pozostać w środku, aby tym samym ponowić próbę druku. Potem był jeszcze następny w postaci przewrócenia drukarki, ale to już pominę.
Generalnie co do zrobienia - pogrubienie najcieńszych pierdół, zabawa z czasami naświetlania, zwiększenie luzów, przygotowanie sensowniejszych i niegenerycznych podpór oraz większe odstępy między elementami. Liczę że weekend będzie powtórka z zabawy.