Po długim braku aktywności mogę wreszcie pokazać jakiś model. Jest to, jak w temacie stoi, X-15-1 Dragona.
Skala wybrana z premedytacją, aby uniknąć wchodzenia w detale które owszem mogą być pasjonujące (np. gałki jakieś w kabinie czy zaworki we wnękach podwozia), ale zawsze przedłużają budowę zdawałoby się w nieskończoność.
Model prezentuje pierwszy egzemplarz X-15, z wczesnego okresu lotów (do roku 1961), moment po wylądowaniu gdzieś w High Range. Ten okres warunkuje wyposażenie w przejściowe silniki XLR-11 które dawały możliwość sprawdzenia podstawowych charakterystyk rakietoplanu przed instalacją docelowego XLR-99. Tu kończą się fakty.
Dalej jest troszkę szacher-macher, żeby uczynić model nieco bardziej interesującym:
- zmęczenie i przebarwienia powierzchni oparte są w większości na dobrze znanych zdjęciach X-15A-2 z okresu po powypadkowej odbudowie. Oryginalny X-15-1 z XLR-11 latał stosunkowo niewiele i przez to również niewiele miał okazji efektownie się zużyć.
- zasobniki z aparaturą badawczą na końcach skrzydeł z kolei pojawiają się na zdjęciach X-15-1 z 1964. Dla ożywienia modelu przyjąłem że mogły być stosowane również wcześniej. W zapisach lotów nie znalazłem informacji która by taką możliwość wykluczała.
Model Dragona jest ładny w ramkach. Spasowanie okazuje sie takie sobie, tj są szpary które wymagają szpachlowania. Instrukcja sprowadza na manowce w kwestii wyboru osłony kabiny. Podstawową wadą zestawu są linie podziału. Gdyby je przeskalować do 1/72 to sławne okopy Matchboxa mogłyby spokojnie uchodzić za coś finezyjnego. Próbowałem temu zaradzić kładąc kolejne warstwy surfacera i następnie szlifując je do plastiku. Patrząc wstecz, skuteczniejsze byłoby zaszpachlowanie całości i przerycie wszystkiego od zera.
Dragon nie popisał się też z odtworzeniem dysz silników. Aby temu zaradzić na scenie pojawiają się pewne ilości szpachlówki wsparte mosiężnymi rurkami fi 1.2mm i 0.5mm.
Swoje za uszami mają również dragonowskie płozy podwozia głównego, które w oryginale były z profili zimnogiętych, a w modelu są pełne.
Wykorzystałem kilka(naście) elementów z zestawu fototrawionego Brengun (min. osłona podwozia przedniego, wszelkie antenki i bebechy wewnątrz hamulców aerodynamicznych).
Boom na dziobie, podobnie jak skośne podpórki podwozia zrobione z igieł lekarskich i drucików.
Malunek przeważnie tensocromami na podkładzie z chaotycznej czerni i starej gumy. Szron na spodzie kadłuba to biała tamija.
Wąż jadowity; jeden zwiał mi pod biurko.
Na koniec trzy fotki z warsztatu. Na pytania "dlaczego nie prowadziłem warsztatu" odpowiadam: przez większość czasu nic sie nie działo, a w tygodniu poprzedzającym Bytom nie miałem czasu na prowadzenie wątku.
(oryginalny tyłeczek)
(w trakcie szlifowania)
(maskowanie jak się później okazało zupełnie bez sensu, biorąc pod uwagę ilość późniejszych podmalówek i w ogóle perypetie związane z moim brakiem doświadczenia w malowaniu)