Royal Aircraft Factory B.E.2c / Roden 1:48
Samolot z korzeniami w erze lotnictwa pionierskiego - zaprojektowany w 1913 r. jako rozwinięcie projektów B.E.1 i B.E.2 (były to pojedyńcze egzemplarze) oraz wersji B.E.2a i B.E.2b. Pierwszy w historii samolot zaprojektowany specjalnie do celów wojskowych. Przy projektowaniu przyjęto założenie, że ma to być stabilna platforma umożliwiająca pilotowi lot "hands off stick" i wykonywanie w tym czasie czynności fotografowania i obserwacji - bo takie role przewidywano dla lotnictwa wojskowego. Po raz pierwszy sporządzono dokumentację umożliwiającą produkcję licencyjną, również przez firmy, które z lotnictwem nie miały nic wspólnego. W produkcji B.E.2c w czasie I wojny uczestniczyło ok. 20 firm, w tym szkutnicze i meblarskie. Konstrukcja B.E 2c stanowiła podstawę do rozwoju takich samolotów jak B.E.12, R.E.8, F.K.3 czy S.E.5a.
W warunkach wojennych stateczność B.E.2c szybko stała się jego główną wadą - samolot stanowił łatwy cel dla zwrotnych samolotów niemieckich, szczególnie zaś dla monoplanów Fokkera (zwanych "biczem Fokkera" - Fokker scourge) z zamontowanymi synchronizatorami do strzelania przez śmigło. Straty RFC rosły błyskawicznie. Wkrótce sprawa wywołała burzę w Izbie Gmin. "Nasi dzielni lotnicy są raczej mordowani niż zabijani!" perorował w marcu 1916 roku, poseł Noel Pemberton Billing - biznesmen, awanturnik, awiator, ekscentryk, założyciel firmy Supermarine.
Pomimo wszystko, B.E.2c utrzymały się w linii do 1917 roku i okazały się bardzo podatną na modernizacje platformą. Powstało ponad 3500 tych samolotów, które służyły we wszystkich zakątkach British Empire.
Przerwany Warsztat - http://www.pwm.org.pl/viewtopic.php?f=848&t=86181 - w ramach konkursu "I wojna światowa w miniaturze".
Model Rodena jest dobrze zwymiarowany, chociaż kadłub jest za długi o 2-3 mm w porównaniu do dostępnych planów. Błąd jest najprawdopodobniej w rejonie silnika. Słabością zestawu jest brak rozwiązań konstrukcyjnych - jak połączyć poszczególne części, aby filigranowa konstrukcja się nie rozpadła? Trzeba wszystko wymyślić i zaplanować samemu. Przy czym model nie wybacza błędów. Każda próba pójścia na skróty kończyła się małą katastrofą i koniecznością powtórzenia czynności. Tak było np. z montażem górnego płata, steru kierunku, czy lotek. Jakieś dwie minuty po zakończeniu budowy nastąpiła seria katastrof (odpadły posznurowane już lotki, musiałem wymieniać linki napędowe steru kierunku wzdłuż kadłuba itp.), tak jakby model nie godził się z faktem ukończenia go.
Należy pamiętać, że w tym modelu naciągi spełniają tą samą rolę, co w prawdziwym samolocie - trzymają go w kupie. Dlatego nie polecam modnych nowości w postaci gumowych nitek, a tradycyjną żyłkę, którą trzeba obkurczać żywym ogniem. Próbowałem wykorzystać nitkę AK 0,03 mm, jednak większość już zastosowanych musiałem wymienić na żyłkę, gdyż zaczęły flaczeć z czasem.
Oprócz żyłek 0,10 i 0,14 mm, zastosowałem blaszki: fotele, zegary, szycia na kadłubie, piasta śmigła, rurki mosiężne do imitacji śrub oraz jako dźwigary dolnego płata, a także sporo profili Evergreen do sztukowania tej konstrukcji. Sporo części zestawu zastąpiłem własną produkcją. W rezultacie po ukończeniu kilka ramek pozostało niemal nietkniętych. Samodzielnie wykonałem m.in. stelaż do kamery oraz uchwyt "candlestick" do Lewisa - nie było tych części w zestawie.
Nie udało mi się wykonać tego modelu w "czystej" konwencji Widać na nim niezamierzone ślady modelarskiego wysiłku.
Wykonałem samolot nr 1741 w barwach 12 dywizjonu RFC w lutym 1916 r. Samolot przebywał we Francji od września 1915. W grudniu został uszkodzony. Po remoncie w UK pod koniec lutego 1916 został odesłany do Francji, gdzie 1. marca uległ wypadkowi i został spisany ze stanu 3 dni później. Podzielił los wielu.
Rozważania nt. barw samolotu znajdują się w tym wątku http://www.pwm.org.pl/viewtopic.php?f=3&t=82587. Ostatecznie wybrałem propozycję z instrukcji jako najbardziej prawdopodobną i prostą.
Podsumowując- nie miałem najmniejszych szans na wykonanie tego modelu w ramach czasowych konkursu. Porwałem się z motyką na słońce. Ale cieszę się, że wreszcie go ukończyłem.














W warunkach wojennych stateczność B.E.2c szybko stała się jego główną wadą - samolot stanowił łatwy cel dla zwrotnych samolotów niemieckich, szczególnie zaś dla monoplanów Fokkera (zwanych "biczem Fokkera" - Fokker scourge) z zamontowanymi synchronizatorami do strzelania przez śmigło. Straty RFC rosły błyskawicznie. Wkrótce sprawa wywołała burzę w Izbie Gmin. "Nasi dzielni lotnicy są raczej mordowani niż zabijani!" perorował w marcu 1916 roku, poseł Noel Pemberton Billing - biznesmen, awanturnik, awiator, ekscentryk, założyciel firmy Supermarine.
Pomimo wszystko, B.E.2c utrzymały się w linii do 1917 roku i okazały się bardzo podatną na modernizacje platformą. Powstało ponad 3500 tych samolotów, które służyły we wszystkich zakątkach British Empire.
Przerwany Warsztat - http://www.pwm.org.pl/viewtopic.php?f=848&t=86181 - w ramach konkursu "I wojna światowa w miniaturze".
Model Rodena jest dobrze zwymiarowany, chociaż kadłub jest za długi o 2-3 mm w porównaniu do dostępnych planów. Błąd jest najprawdopodobniej w rejonie silnika. Słabością zestawu jest brak rozwiązań konstrukcyjnych - jak połączyć poszczególne części, aby filigranowa konstrukcja się nie rozpadła? Trzeba wszystko wymyślić i zaplanować samemu. Przy czym model nie wybacza błędów. Każda próba pójścia na skróty kończyła się małą katastrofą i koniecznością powtórzenia czynności. Tak było np. z montażem górnego płata, steru kierunku, czy lotek. Jakieś dwie minuty po zakończeniu budowy nastąpiła seria katastrof (odpadły posznurowane już lotki, musiałem wymieniać linki napędowe steru kierunku wzdłuż kadłuba itp.), tak jakby model nie godził się z faktem ukończenia go.
Należy pamiętać, że w tym modelu naciągi spełniają tą samą rolę, co w prawdziwym samolocie - trzymają go w kupie. Dlatego nie polecam modnych nowości w postaci gumowych nitek, a tradycyjną żyłkę, którą trzeba obkurczać żywym ogniem. Próbowałem wykorzystać nitkę AK 0,03 mm, jednak większość już zastosowanych musiałem wymienić na żyłkę, gdyż zaczęły flaczeć z czasem.
Oprócz żyłek 0,10 i 0,14 mm, zastosowałem blaszki: fotele, zegary, szycia na kadłubie, piasta śmigła, rurki mosiężne do imitacji śrub oraz jako dźwigary dolnego płata, a także sporo profili Evergreen do sztukowania tej konstrukcji. Sporo części zestawu zastąpiłem własną produkcją. W rezultacie po ukończeniu kilka ramek pozostało niemal nietkniętych. Samodzielnie wykonałem m.in. stelaż do kamery oraz uchwyt "candlestick" do Lewisa - nie było tych części w zestawie.
Nie udało mi się wykonać tego modelu w "czystej" konwencji Widać na nim niezamierzone ślady modelarskiego wysiłku.
Wykonałem samolot nr 1741 w barwach 12 dywizjonu RFC w lutym 1916 r. Samolot przebywał we Francji od września 1915. W grudniu został uszkodzony. Po remoncie w UK pod koniec lutego 1916 został odesłany do Francji, gdzie 1. marca uległ wypadkowi i został spisany ze stanu 3 dni później. Podzielił los wielu.
Rozważania nt. barw samolotu znajdują się w tym wątku http://www.pwm.org.pl/viewtopic.php?f=3&t=82587. Ostatecznie wybrałem propozycję z instrukcji jako najbardziej prawdopodobną i prostą.
Podsumowując- nie miałem najmniejszych szans na wykonanie tego modelu w ramach czasowych konkursu. Porwałem się z motyką na słońce. Ale cieszę się, że wreszcie go ukończyłem.















