Zawsze miałem słabość do Wellingtona - tak mniej więcej od czasu, jak będąc jeszcze pacholęciem przeczytałem jakiegoś Tygrysa <były kiedyś takie małe książeczki - może ktoś pamięta> o załodze Wellingtona. A już w wersji Coastal Command na biało i z antenami to cud, miód i orzeszki...