Cześć
Jakoś tak wyszło, że zaczęty krzyżak ponownie porastał kurzem 1,5 roku... Zresztą parę tygodni temu już prawie trafił do kosza, kiedy coś mi na niego spadło, miażdząc koniowi (koniu?
) wszystkie nogi. W dodatku kiedyś, żeby zabezpieczyć pomalowane części, zapaćkałem je maskolem z Vallejo, który zasadniczo ciężko schodzi, a przez ponad rok na tyle polubił się z figurką, że za nic nie chciał zleźć. Jako że figurka i tak już zbyt długo zalegała na warsztacie, miałem opory, czy ciągnąć ten temat, ale jakoś się przemogłem, posklejałem nogi do kupy, a maskol cierpliwie i żmudnie zdarłem wykałaczkami (tu i ówdzie widać jeszcze paskude pozostałości).
Następnie zabrałem się za główną robotę w tej figurce - biel i krzyże. Użyłem kolorków titanium white i warm grey, a do krzyży ivory black i w/w biały.
Jakieś spektakularne malowanie to nie jest, ale w sumie pierwszy raz zmagałem się z bielą. Paćkałem zatem i paćkałem, aż uznałem, że ujdzie. Krzyże odrysowałem od wcześniej przygotowanego szablonu - na koniu mogą wydawać się nierówne czy coś, ale tak to się mniej więcej ułożyło na figurce. Wyszły chyba nieco za mocno porozjaśniane, ale nie miałem na ich wymalowanie innego pomysłu, więc takie już zostaną.
Tak ogólnie, początkowo chciałem te krzyże zrobić jakieś bardziej wypasione i kolorowe, z tarczami i orłami, ale na forym figurki.org ktoś sprawiający wrażenie znającego się na rzeczy poradził, bym tak nie robił, bo mieli ci krzyżacy surowe przepisy dotyczące strojów - musiało byś prosto i jednolicie, a na jakieś ozdobniki mógł pozwolić sobie tylko wielki mistrzu. Tak więc jeśli kiedyś posiądę którąś z figurek 'teutonic grand mastera' np z Pegaso, to bardziej poszaleję.
Jak już pisałem, nastawiłem się na uprzątnięcie warsztatu do końca roku, więc przerwa przed następnym etapem raczej nie będzie taka, jak te dotychczasowe