Dzięki za tak pozytywny odbiór
Od końca - zdjęcie zwykłe na czarnym tle:
robione w namiocie bezcieniowym, jeden halogen 150W z góry, drugi gdzieś tam z boku leżał i świecił w sufit (normalnie oświetlam z dwóch stron, ale akurat nie miałem na czym wieszać lamp)
Zdjęcia z ręką nie mam póki co, zrobię przy najbliższej okazji ;)
Roman - składniki? czyli?
Malowana w całości vallejo. Zacząłem od nałożenia aerografem kolorów i wstępnego wycieniowania (koń osobno - na szaro, potem rozjaśniany, baba osobno na cielisto, potem zakleiłem ciało bluetacem i na granatowo, i osobno pelerynkę czerwienią)
Ciało baza - brown sand +odrobina basic skintone + odrobineczka carmine red. Rozjaśniałem dodając więcej basic skintone, cienie to baza plus chocolate brown plus burnt cadium red. Niebieskości intense blue plus biel, cienie intense plus czerń, na początku dadawałem nieco czerwieni, potem przemalowywałem, być może coś przebija spod spodu. Koń w zasadzie monochromatyczny, dałem pod brzuchem delikatne różowe filtry, w owłosienie zapuściłęm washa vallejo w kolorze sieny i rozjaśniłem buffem. Jeśłi kogoś interesują kolory użyte do któregośz elementów to postaram się sobie przypomnieć.
Co jeszcze potrzeba? Opóźniacza (używam Talensa) i w miarę dobrego pędzla. Nie musi być super drogi, byleby trzymał szpic. Babę zmalowałem w całości starym pędzelkiem ilateri który wsadziłem wcześniej do brush restorera vallejo. Maluję dość rzadką farbą, konsystencja zależy od tego co robię - przy cieniowaniu większych powierzchni farba rzadsza, przy detalach gęstsza, tak by się dalo zrobić cienką kreskę bez rozlewania. Często malowałem "mokre na mokre" albo nakładając bardzo rzadką jasną farbę na fragment który miał być rozjaśniony a potem pędzelkiem umoczonym w wodzie "rozsmarowując" brzegi wcześniej nałożonego "placka farby" tak by zrobić płynne przejście. Ta technika wymaga treningu i odpowiedniego doboru konsystencji i zawartości opóźniacza, ale efekty są fajne. Trudno mi dawać jakieś rady, bo mi to raz wychodzi, raz nie, trzeba eksperymentować.
Padło pytanie o konia - po nałożeniu kolorów aerografem rozjaśniałem pędzelkiem w zasadzie czystą bielą - tyle że zamiast pokrywać powierzchnię regularnie stawiałem mnóstwo cienkich kreseczek obok siebie tam gdzie chciałęm rozjaśnić- wymyśliłem że w ten sposób powierzchnia będzie ciekawsza i mniej jednorodna.
I w sumie najważniejsza zasada dot. malowania tej figurki, i pewnie wszystkich innych - jeśli włożysz w malowanie dużo czasu i pracy, figurka wygląda fajnie i efektownie - to znak że jesteś mniej więcej w połowie drogi
Poprawiałem mnóstwo razy, wzmacniałem cieniowanie, korygowałem jakieś małe błędy i niedokładności, dodawałem elementy makijażu i jakieś tam duperele. Być może ktoś widział "gotową" figurkę na konkursie w Łasku - po nim poprawiłem jeszcze masę rzeczy, które wcześniej wydawały mi się być ok. Wcześniej po osiągnięciu zadowalającego rezultatu wolałem nie kombinować z obawy przed popsuciem, teraz wiem że trzeba poprawiać do upadłego, w ostateczności się pomaluje od nowa
A czy to kicz? W sumie nie zastanawiałem się czy bliżej jest temu do tzw.sztuki czy do krasnali ogrodowych.
Dyskusje pt "czy modelarstwo to sztuka?" są dla mnie nieco jałowe - nie mnie to oceniać, to chyba należy do postronnych oglądaczy - ja tylko se czołgi składam albo ludki lepię i maluję, bo lubię