Manfred. Ja też nie widzę żadnych przeszkód. Jednak Kuba włączył mnie do grona osób, do których lubi się przyczepić. Jeśli kiedyś i Ty (oby nie!) trafisz do tego grona, zapewne odczujesz w jak nieprzyjemny sposób potrafi to robić. Jedynym sposobem aby tego uniknąć, który w miarę działa jest unikanie rozmowy. Więc unikam, co nie zmienia faktu, że z zainteresowaniem czytam posty, nawet o Messerschmittach.
Od Ciebie chciałbym się dowiedzieć szczegółów dotyczących usunięcia farby podanych w opracowaniu. Na jakiej podstawie usuwano, jak szerokie było zjawisko i jakie jest źródło tych stwierdzeń? Nie wiem, czy są tam te dane. Może nie ma?
Bo od formalnej strony jest tak, jak przytacza Net Sailor. Tyle, że w punkcie drugim się trochę pomyliło. Polowo nie usuwano z kamuflowanych Mustangów farby, tylko malowano je ponownie na srebrno. Właśnie dlatego, by nie niszczyć szpachlowania, ze względu na to, że w polu nie dysponowano rozpuszczalnikami nieinwazyjnymi dla tego szpachlowania. Zresztą jest o tym w linku.
Zimą 1944 najprawdopodobniej bardzo trudno było spotkać Mustanga w OD. Nie ma tu absolutnej pewności, ale jak do tej pory wszystko wskazuje na to, że kamuflowanie przedinwazyjne samolotów 8th i 9th FC odbywało się z użyciem farb brytyjskich. Przynajmniej w znakomitej większości. Wiadomo, że nie pomalowano wszystkich samolotów i w drugiej połowie 1944 roku USAAF wyglądało jak srebrno-zielono- czarno-biały patchwork. Kolejnym wyzwaniem dla powierzchni Mustangów był przełom roku 1944/1945, kiedy ostatecznie rozprawiono się z pasami inwazyjnymi. I znów jest szansa, że zmyto szpachlę.
Ale jeśli chodzi o wszelkie instrukcje dotyczące napraw powierzchni skrzydeł Mustangów, czy to łatania dziur, czy wymiany paneli - zawsze podkreślają konieczność doprowadzenia do stanu fabrycznego. Z konkretnymi wskazówkami dotyczącymi postępowania związanego z nakładaniem i utwardzaniem warstw szpachli włącznie.
Tu warto pamiętać, że pojęcie ' warstwy szpachli' jest umowne. W instrukcji malowania warstwa to nałożenie takiej ilości szpachli, by uzyskać założony efekt. Wielowarstwowość wynika bardziej z procesu produkcji niż potrzeby grubości warstw. Szpachla natryskowa załatwiała tylko powierzchnię skrzydeł. Do wypełniania szczelin między panelami używano specjalnej 'czerwonej' szpachli.
Istotną sprawą jest, że wszystkie instrukcje dotyczące produkcji i napraw skrzydeł Mustangów skupiają się na przedniej części skrzydła - 40% cięciwy. Reszta powierzchni, jako nieistotna dla jego pracy, jest traktowana zupełnie inaczej. Np. na przedniej części dopuszcza się tylko jeden sposób napraw dziur - przez kołnierz od spodu i łatę licującą się z poszyciem. Na tylnej części - rożne wersje wchodzą w grę. Na przedniej wyklucza się jakiekolwiek uszkodzenia i deformacje powierzchni, na tylnej standardowo określa się dopuszczalny stopień deformacji blach limitowany jedynie zagrożeniem dla konstrukcji.
Teoretycznie łączenia blach tylnej części skrzydła nie powinny być wypełniane, ale tych linii jest tam dwie na krzyż i krótkie. Do tego dochodzą jeszcze znane różnice w wykańczaniu między Dallas, a Inglewood i prawdopodobne drobne zmiany na przestrzeni czasu - wszystkie z zachowaniem standardu produkcji.
Zanim przyszła zima 1944 pojawiły się V-1. Wtedy (nie jedyny to był raz) przeprowadzono testy porównawcze P-51 z fabrycznym i wyczyszczonym skrzydłem. Po czym wydano instrukcję (nie jedyny raz przecież) podkreślającą znaczenie prawidłowo wykończonego skrzydła.
USAAF nigdy nie wydało żadnej zgody na zmianę w konstrukcji P-51 Mustang polegającej na rezygnacji z fabrycznego wykończenia skrzydeł.
Znane są zdjęcia Mustangów w kamuflażu na ośnieżonych lotniskach Anglii i Europy.
To, że zdarzały się takie przypadki nie jest dla mnie wątpliwe. Ale nie widzę podstaw by twierdzić, że były powszechne. Wydaje się, że jeśli występowały to raczej czasowo.
A modelarsko to już każdy musi sobie sam rozstrzygnąć. Na pojawiające się znienacka Focke Wulfy odpowiedzią będą odrzutowe Me-262, do walki z którymi każda mph będzie się liczyć. Przyfrontowe lotniska Clostermanna zrównoważy 361st FG, która w momencie sprowadzenia na Kontynent zadomowiła się 250km od frontu i potem było już dalej. Mustangom 357th FG z bazy Leiston, latającym nad ośnieżony kontynent przeciwstawią się RAFowskie Mustangi z sąsiednich baz, gdzie nikomu nie przyszło do głowy, że kamuflaż zimą 1944/45 to problem. To, że mechanicy Andersona zdarli ręce do krwi usuwając farbę, nie znaczy, że po ich podleczeniu nie zajęli się doprowadzaniem Mustanga do standardów Armii. Mechanicy Gabreskiego trzy miesiące poświęcili na wybłyszczenie jego P-47, a to nawet nie był żaden standard.
Moim osobistym zdaniem, robiąc model P-51 bez szpachli, należy zastanowić się dlaczego tak? A potem sprawdzić, czy w przypadku tego egzemplarza odpowiedż na to pytanie w ogóle występuje.
Dorotko!
Marcin Witkowski napisał(a):...proponuję by każdy, kto ma podobne obiekcje co do przyszłej oceny swojej pracy, zarówno na początku wątku warsztatowego, jak i w galerii zwyczajnie napisał, że model albo będzie się starał budować zgodnie z realizmem, albo że dopuszcza/dupuścił różne odstępstwa i nie robi z tego "wielkiego halo". Nikt wtedy nie będzie zarzucał błędów braku zgodności merytorycznej.
;)