Historia (nieco alternatywna)
„Głośny pulsujący, wibrujący dźwięk, smugi kondensacyjne przypominające obwarzanki nadziane na sznurek. Ostry trójkątny kształt przemierzający niebo z dużą prędkością, a także duży samolot przypominający Blackbirda”- takie obrazy według naocznych świadków, można było zaobserwować w odległych, pustynnych regionach Newady, w latach osiemdziesiątych.
Wciąż okryty nimbem tajemnicy, projekt nazywany przez niektórych Aurora, przez innych systemem Senior Smart i Senior Citizen, nieoficjalnie według pracowników Skunk Works- Lockheed XR-7 Thunder Dart.
Start miał następować z grzbietu samolotu- nosiciela SR-75 i pozwalać na osiąganie prędkości rzędu Mach=7. Samolot wyposażony był w klasyczne silniki odrzutowe na paliwo lotnicze JP-7, rozmieszczone w dolnej części kadłuba, które przy dużych prędkościach były wyłączane, a wloty powietrza zamykane przez klapy. Wówczas do akcji wchodziły PDWE (Pulse Detonation Wave Engines), zasilane przez płynny metan. W postaci płynnej był on najpierw wykorzystywany do chłodzenia krawędzi natarcia płatowca, następnie kierowany do wymienników ciepła w tylnej części kadłuba (stąd charakterystyczny zębaty kształt), a następnie gaz był zapalany przez promień lasera. Siła ciągu była regulowana przez częstość impulsacji lasera. Na ciągu jałowym częstość wynosiła 30 cykli na sekundę. Silnik taki był bardzo głośny i powodował problemy z zakresu wytrzymałości aeroakustycznej materiałów, stąd prawdopodobnie decyzja o rezygnacji z projektu. Innym czynnikiem pozwalającym na osiąganie dużych prędkości, ale też generującym problemy, było użycie materiałów ceramicznych na krawędzie natarcia. Mimo chłodzenia, rozgrzewały się one do 3500- 5000 stopni Fahrenheita, i prawdopodobnie wymagały wymiany po każdym locie z wysokimi prędkościami. Dla zapewnienia bezpieczeństwa pilotowi, cała przednia część samolotu była odstrzeliwana, i w formie małego szybowca, miała zapewnić kontrolowany lot, do wysokości umożliwiających użycie konwencjonalnego fotela wyrzucanego. Nie bez znaczenia dla całości projektu był też koszt infrastruktury naziemnej, budowy bazy zapewniającej ukrycie przed wścibskimi momentów startu nosicieli, oraz bezpieczne przechowywanie dużych ilości ciekłego gazu.
Zakończenie okresu zimnej wojny spowodowało przesunięcie funduszy i zakończenie finansowania całego projektu.
Samolot początkowo był pomalowany jednolicie na kolor czarny, nie celem maskowania, lecz ułatwienia wypromieniowania ciepła. W czasie prób okazało się, że ze względu na obecność gorącej plazmy wokół samolotu, jest to mało efektywne, natomiast istotne stało się maskowanie samolotu podczas ewentualnego powrotu z misji rozpoznawczej, już na stosunkowo małej prędkości i wysokości, po zakończeniu paliwożernego etapu hiperdźwiękowego. Firma Lockheed opracowała wówczas bardzo efektywne maskowanie- „swirl camouflage”. Niestety jego aplikacja okazała się bardzo kosztowna, a użyta farba mało trwała, powodująca odbarwienia i złuszczanie. Dlatego ten kamuflaż, mimo swoich zalet, nie znalazł szerszego upowszechnienia w USAF.
Dość stary model firmy Testors, mimo wypukłych linii podziałowych, był całkiem przyjemny w składaniu. Wymagał tylko zaszpachlowania dużej jamy skurczowej na grzbiecie, dopasowania dziobu, i wyprowadzenia krawędzi natarcia.
Budowany PPZP (prawie prosto z pudła), dołożyłem tylko żywiczny fotel pilota. Model testowy, ponieważ testowałem na nim wykonanie kamuflażu „swirl”.
Tutaj można zobaczyć film z pierwszej, niezbyt udanej próby:
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=fVorAq6IJfE&feature=youtu.be[/youtube]
Tą drugą też uznaję za nie w pełni udaną, ale nie chciało mi się zmywać całości drugi raz, i po poprawkach uznałem za wystarczający. Generalnie cała istota tkwi w dobraniu odpowiedniej gęstości farby. Za rzadka rozpływa się jednolicie po całej powierzchni, za gęsta tonie w wodzie, a na modelu osadza się grubą warstwą, spływając przy jego wyciąganiu. No i użyć można tylko starych, dobrych emalii. Jak widać na filmie, do czyszczenia powierzchni wody przed wyciągnięciem modelu, użyłem ligniny. Kolejny błąd, trzeba było użyć błyszczącego papieru z „Mądrej Pani”, który wyciąga farbę, a nie chłonie wody.
Innym testowanym elementem było napylanie oszklenia złotem. Użyłem do tego celu Alclada Gold. Delikatne napylenie pozwoliło zachować niezłą przejrzystość kabinki i złoty odblask w niektórych ustawieniach. Niestety ta farba schła na matowo i stąd ograniczała przejrzystość. Gdyby taki drobny pigment jak ma Alclad, ktoś zawiesił w medium dającym gładką powierzchnię (jak np. Future), modelarze mieliby idealny środek na kabinki do Raptorów. Z próby jednak nic nie wyszło, bo dwie osłonki zniszczyłem paluchami, które pomazałem w jakichś chemikaliach, a w trzeciej już mi się nie chciało eksperymentować.
Nie traktujcie tego modelu, jako mojego szczytowego osiągnięcia, ale zapraszam do obejrzenia.