Nowy model został zaprojektowany przez majora Philipa Johnsona. Ten sam gość był odpowiedzialny za zmodyfikowaną wersję Medium Mark A. Przypomnę, że powstał jeden egzemplarz Mk A, który osiągał prędkość 48 km/h. Tak dobre wynik osiągnięto dzięki zastosowaniu lotniczego silnika Rolls-Royce o mocy 360 hp. Wraz z rozwojem broni pancernej, rosły również wymagania. Szybsze pojazdy były coraz bardziej potrzebne tym bardziej, że wiosną 1918 roku gotowy był „Plan 1919” autorstwa J.F.C Fullera. Był to dokument określający sposób przeprowadzenia ofensywy, której celem było rozbicie niemieckiej armii. Założeniami przypomina późniejszy Blitzkrieg. Można śmiało twierdzić, że niemieccy taktycy i teoretycy wojskowości na czele z Heinzem Guderianem, pełnymi garściami czerpali z prac i ustaleń Fullera. Jak na ironię jego plan nigdy nie został zrealizowany. Wojna skończyła się wcześniej, niż ktokolwiek to przewidywał. Pierwsze założenia testowano dopiero podczas wojny domowej w Hiszpanii. Później to już poszło na pełną skalę.

SZYBKIE CZOŁGI KLUCZEM DO SUKCESU
Co przewidywał dokument? Przełamanie linii niemieckich na odcinku szerokości 145 km. Kluczem do sukcesu miało być skoncentrowane i zmasowane natarcie czołgów. W akcji miały brać udział Mark V** Tank, Mark VIII Tank oraz Mark C i D. Wspierać je miała zmotoryzowana piechota. Zadaniem ciężkich tanków było przełamanie linii obronnych. Celem Mark C i D był pościg za rozbitymi wojskami oraz oskrzydlenie tych jednostek niemieckich, które kurczowo trzymały się swoich linii. Brytyjczycy pracowali już nad Mark C, jednak jego prędkość (13 km/h) pozostawiała wiele do życzenia. Dlatego też do prac nad Mark D, zaangażowano wspomnianego już majora Johnsona, który wiedział jak nadać prędkość nowemu pojazdowi.
Pełnowymiarową makietę Mark D pokazano oficerom korpusu pancernego w Woolwich. Niestety nie zachowały się żadne pisemne relacje z tego wydarzenia. Wiemy natomiast jak wyglądała makieta, a to za sprawą zachowanych zdjęć. Mark D był pod względem rozmieszczenia gąsienic i kadłuba podobny do Mark A. Jak już wspomniałem wyżej, inżynierowie odeszli od romboidalnego kształtu. Długością pojazd dorównywał czołgom ciężkim (9,14 m). Nie była to zbyt szeroka konstrukcja (2,2 m). Przednia część przedziału bojowego była zaokrąglona, zupełnie jak nieruchoma wieża. Brak możliwości obracania nadbudówką wymuszało zamontowanie kilku karabinów (standardowe Hotchkissy kalibru 7,7 mm), które zabezpieczały każdą stronę pojazdu.

AMFIBIA BEZ ARMATY
Nie wiadomo do końca, czy planowano budować wersję „męską”, która byłaby uzbrojona w armatę. Jedne źródła podają, że takie prace prowadzono, inne, że już na wstępie zrezygnowano z tego rozwiązania, a to za sprawą nacisków J.F.C. Fullera. Żądał on, aby pojazd mógł forsować rzeki. Krótko mówiąc Anglicy konstruowali pierwszą w historii amfibię, która byłaby w stanie pływać. Na jednym ze zdjęć makiety widać imitację karabinu lub lekkiego działka zlokalizowanego w dolnej przedniej części kadłuba. Czy tam wstępnie rozważano lokalizację działa kalibru 57 mm? Jeśli tak to z jasnych przyczyn, uzbrojenie czołgu w armatę z taką lokalizacją nie wchodziło w rachubę.
Dostępne opracowania milczą na temat załogi. Wiadomo jedynie, że tworzyło ją trzech czołgistów. Byli to najprawdopodobniej kierowca, dowódca i strzelec. Jak były podzielone obowiązki? Źródła, do których dotarłem, nic na ten temat nie mówią. Mowa jest jedynie o dostosowaniu konstrukcji pod kierowcę. Patrząc na sylwetkę z boku, widać jej lekkie przechylenie do przodu. Nie jest to złudzenie optyczne, ale zabieg zastosowany przez konstruktorów. Nachylenie powiększało pole widzenia kierowcy, który mógł teraz obserwować podłoże znajdujące się przed czołgiem. Rozwiązanie miało tę wadę, że znacznie obniżyło możliwości pokonywania pionowych przeszkód.
Więcej o konstrukcji, jej osiągach i licznych modyfikacjach dowiecie się z dalszej części wpisu http://modelstory.pl/medium-mark-d-pierwsza-amfibia/





