Inżynierów i konstruktorów czasów I wojny światowej zachwycały wizję wielkich i ciężkich maszyn, które bez większych problemów mogły radzić sobie z okopami. Najszybciej do pancernego wyścigu zbrojeń przystąpili Rosjanie. Ich próby z tzw. Nietoperzem zakończyły się jednak fiaskiem. Kilka lat później Niemcy starali się zbudować monstrualny K-Wagen. Miał on pełnić rolę ruchomego bunkra. W produkcji były dwa egzemplarze. Ciągłe opóźnianie projektu, które spowodowane były różnymi przyczynami nie pozwoliły na ukończenie ani jednej sztuki. Ostatecznie aliancka komisja zadecydowała o dalszych losach tego pojazdu. Anglicy angażowali się z kolei w prace koncepcyjne, których celem było stworzenie modelu nazwanego wstępnie Latającym Słoniem. Zdawali oni sobie sprawę, że program budowy superciężkiego czołgu skazany był na porażkę. Wpływ miały na to pewne czynniki. Oto one:

• duża masa
• wielkie rozmiary
• duże ilości materiałów niezbędnych do budowy
• czas produkcji
• ilość członków załogi.
Zupełnym przeciwieństwem był Renault FT. Mały i lekki. Obsługiwało go zaledwie dwóch czołgistów, co równało się ze znacznie skróconym czasem szkolenia. Niemiecki A7V liczył 18 – tu członków załogi. Oznacza to, że Niemcy mogli obsadzić jeden czołg, natomiast Francuzi angażując tę samą liczbę ludzi, aż 9 pojazdów. Znacznie ciężej celować w dziewięć małych czołgów niż, w jedną wielka stodołę, bo takim mianem można określić niemiecki czołg z okresu pierwszej wojny światowej. W pierwszym przypadku wystarczy jeden celny strzał, w drugim co najmniej dziewięć. Dużym atutem była również mała moc, jaką trzeba było osiągnąć aby wprawić w ruch 6 tonowy francuski pojazd. Mały pojazd miał jednak wady. Poważnym problemem fenomenalnego „malucha” była bardzo słaba możliwość pokonywania okopów.
A co gdyby tak połączyć zalety jednego i drugiego? Tak właśnie kombinowali amerykanie. Postanowili połączyć przysłowiowy ogień z wodą. Stworzyli lekki czołg wymiarami i kształtem dorównujący ciężkim modelom brytyjskim, które całkiem dobrze radziły sobie z niemieckimi okopami. Jeśli chodzi o wagę, pojazd miał być nieznacznie cięższy niż lekkie konstrukcje. Jak im to wyszło?

Projekt „Skeleton tank” był realizowany w 1918 roku. Nazwa trzeba to przyznać jest zabawna. Jeden rzut oka na konstrukcję i już wiadomo skąd się ona wzięła. W oczy rzuca się niezwykle mała przestrzeń pokryta pancerzem. To kabina załogi wraz ze skromnym przedziałem silnikowym. Reszta to ramy przypominające bardziej szkielet żywych organizmów, niż pancerny pojazd. Seria pomyślnych testów pokazała jednak, że koncepcja, przynajmniej w fazie prób była dobra. Zgodnie z założeniami pojazd miał wszystkie logistyczne zalety małego czołgu. Dużym atutem była łatwość pokonywania okopów. To z kolei zaleta dużych i ciężkich konstrukcji rodem z wysp brytyjskich.
Która z części tego nieopancerzonego czołgu otrzymała osłonę płyt pancernych? Ile egzemplarzy zakontraktowano, czy wybudowano chociaż jeden egzemplarzy pierwszej serii? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w dalszej części tekstu http://modelstory.pl/czolg-bez-pancerza-skeleton-tank/




