Oberschlesien, "Dominatrix" z Gliwic
W połowie 1918 roku w Niemczech ogłoszono zamówienie na nowy czołg. Miał spełniać nieco inne założenia, niż debiutujący przed kilkoma miesiącami A7V. Dzięki zastosowaniu cieńszego pancerza miał być przede wszystkim lżejszy o kilka ładnych ton. Szybkość miała rekompensować słabszą ochronę załogi.
Do tej pory niemiecka generalicja kładła nacisk na pojazdy charakteryzujące się grubym pancerzem. Z tego też względu pierwsze czołgi, które zdążyły zasilić armię cesarską, przypominały fortece charakteryzujące się fatalną manewrowością. Jedyny wcielony do służby niemiecki model, wspomniany już A7V, spełniał wymagania stawiane przez komisję czuwającą nad programem rozwoju broni pancernej. Jego pancerz był dwukrotnie grubszy od stosowanego w ówczesnych brytyjskich i francuskich konstrukcjach. Dobre opancerzenie wpływało negatywie na prędkość i możliwości manewrowe. A7V był powolnym i niezdarnym czołgiem, który nie mógł się równać z Mark V Tank pod względem możliwości pokonywania okopów bądź innych przeszkód terenowych.
Inną konstrukcją charakteryzująca się jeszcze gorszymi warunkami jezdnymi był K-Wagen. Prace nad tym projektem ruszyły już w 1917 roku. W założeniach było to 150-tonowe monstrum. W miarę postępu prac masa spadła co prawda o 30 ton, ale nie wpłynęło to znacząco na uproszczenie procesu produkcji i poprawienie osiągów. Nie dość, że budowa pochłaniała mnóstwo czasu, pieniędzy oraz surowców to problematyczne wydawało się również szybkie skompletowanie wyszkolonej i zgranej załogi. Miała ona liczyć nawet 27 osób! To więcej niż pełna obsada trzech angielskich czołgów. Czy Niemców było stać na tak kosztowny program? Nie. Może gdyby K-Wagen był jedynym rozwijanym projektem. Z czasem pojawiały się jednak nowe koncepcje, które koniecznie chciano wdrożyć do masowej produkcji. Główny inżynier broni pancernej Joseph Vollmer rozpoczął pracę nad lekkimi czołgami. Najpierw powstał projekt LK I, później LK II. Problem w tym, że do wiosny 1918 roku, zielone światło miały projekty dużych ruchomych "bunkrów". Wiosną stało się coś, co odmieniło postrzeganie przez sztab cesarski broni pancernej oraz sposobów jej użycia na polu bitwy.

W marcu 1918 roku pierwszy niemiecki pojazd pancerny wszedł do służby. Trudności poruszania się w terenie, z jakimi A7V spotkał się podczas walki, skłoniły cesarski sztab do wystosowania zapotrzebowania na średni czołg. Głównym parametrem jaki teraz brano pod uwagę były lepsze właściwości jezdne. W Berlinie powoli przekonywano się, że powolne lecz silnie opancerzone czołgi nie mają przed sobą przyszłości. Do takich samych wniosków, lecz znacznie wcześniej doszli Anglicy. Oni również początkowo sądzili, że na polu bitwy sprawdzać się będą ciężkie i powolne stalowe monstra. Dobrym przykładem prac nad tą koncepcją był „latający słoń”. Ostatecznie zwyciężyła myśl propagująca lżejsze i bardziej mobilne pojazdy. Tak nakazywał rozwój myśli taktycznej oraz możliwości produkcyjne. Tak odbiegając trochę od tematu. Dlaczego w drugiej fazie II wojny światowej niemieccy inżynierowie powrócili do koncepcji zarzuconej już podczas wielkiej wojny?
Na papierze nawet najbardziej niewiarygodne i absurdalne projekty mogą wyglądać dobrze. Prezentują się też zazwyczaj lepiej niż koncepcje, które wciela się z powodzeniem w życie. Schody zaczynają się podczas realizacji. A7V był czołgiem, który sprawiał również kłopoty w produkcji. Na przestrzeni 12 miesięcy Niemcom udało się wyprodukować jedynie 20 egzemplarzy. Liczba ta jest niczym w porównaniu z możliwościami aliantów. W 1918 roku Brytyjczycy i Francuzi produkowali już tysiące maszyn, co jak łatwo się domyśleć, musiało wpłynąć na sytuację na froncie zachodnim. Nowy niemiecki czołg miał, więc być szybki, łatwy i tani w produkcji. Jak już wspomniałem na samym początku tekstu, w połowie 1918 roku, ogłoszono w Niemczech konkurs na nowy czołg. W szranki stanęło 13 przedsiębiorstw w tym Gliwickie Oberschlesien Eisenwerk, które niebawem rozpoczęły realizować przedsięwzięcie.

Inżynierowie zaproponowali innowacyjną koncepcję, która nie przypominała niczego co do tej pory stworzono w II Rzeszy. Propozycja zawierała pomysły wykorzystywane już w alianckich konstrukcjach. Tak było chociażby z podziałem na pomieszczenia. Jednostkę napędową zamontowano z tyłu w przedziale silnikowym. Stanowisko kierowcy położone było z przodu przedziału bojowego, w którym pełniła służbę reszta załogi. Rozwiązanie to było w 1918 roku już raczej standardem. Do tej pory zastosowano je we włoskim Fiacie 2000, francuskim Schneider CA, anglo-amerykańskim Mark VIII Tank oraz kilku innych konstrukcjach. Nad centralną częścią kadłuba górowała obracana wieża. Planowano w niej zamontować armatę kalibru 37 lub 57 mm. Prace nad 37-ką właśnie trwały, a to z uwagi na konieczność uzbrojenia czołgów typu LK II. Projekt przewidywał zamontowanie dodatkowych dwóch mniejszych wież. Znajdować się tam miało dodatkowe uzbrojenie w postaci dwóch karabinów maszynowych Maxima kalibru 7,92 mm. Oberschlesien gdyż tak nazywał się nowy czołg, niektórzy dali mu futurystyczną nazwę "Dominatrix", był pierwszą niemiecką konstrukcja pancerną, która zaczęła przypominać czołg. Był przeciwieństwem kolosalnego K-Wagen i A7V, który w polu przypominał raczej stodołę niż nowoczesną machinę wojenną.
Ile budowano prototypów? Jakiej grubości był pancerz, masa pojazdu, silnik? Te wszystkie informacje znajdziecie w dalszej części artykułu http://modelstory.pl/oberschlesien-dominatrix-z-gliwic/
Do tej pory niemiecka generalicja kładła nacisk na pojazdy charakteryzujące się grubym pancerzem. Z tego też względu pierwsze czołgi, które zdążyły zasilić armię cesarską, przypominały fortece charakteryzujące się fatalną manewrowością. Jedyny wcielony do służby niemiecki model, wspomniany już A7V, spełniał wymagania stawiane przez komisję czuwającą nad programem rozwoju broni pancernej. Jego pancerz był dwukrotnie grubszy od stosowanego w ówczesnych brytyjskich i francuskich konstrukcjach. Dobre opancerzenie wpływało negatywie na prędkość i możliwości manewrowe. A7V był powolnym i niezdarnym czołgiem, który nie mógł się równać z Mark V Tank pod względem możliwości pokonywania okopów bądź innych przeszkód terenowych.
Inną konstrukcją charakteryzująca się jeszcze gorszymi warunkami jezdnymi był K-Wagen. Prace nad tym projektem ruszyły już w 1917 roku. W założeniach było to 150-tonowe monstrum. W miarę postępu prac masa spadła co prawda o 30 ton, ale nie wpłynęło to znacząco na uproszczenie procesu produkcji i poprawienie osiągów. Nie dość, że budowa pochłaniała mnóstwo czasu, pieniędzy oraz surowców to problematyczne wydawało się również szybkie skompletowanie wyszkolonej i zgranej załogi. Miała ona liczyć nawet 27 osób! To więcej niż pełna obsada trzech angielskich czołgów. Czy Niemców było stać na tak kosztowny program? Nie. Może gdyby K-Wagen był jedynym rozwijanym projektem. Z czasem pojawiały się jednak nowe koncepcje, które koniecznie chciano wdrożyć do masowej produkcji. Główny inżynier broni pancernej Joseph Vollmer rozpoczął pracę nad lekkimi czołgami. Najpierw powstał projekt LK I, później LK II. Problem w tym, że do wiosny 1918 roku, zielone światło miały projekty dużych ruchomych "bunkrów". Wiosną stało się coś, co odmieniło postrzeganie przez sztab cesarski broni pancernej oraz sposobów jej użycia na polu bitwy.

W marcu 1918 roku pierwszy niemiecki pojazd pancerny wszedł do służby. Trudności poruszania się w terenie, z jakimi A7V spotkał się podczas walki, skłoniły cesarski sztab do wystosowania zapotrzebowania na średni czołg. Głównym parametrem jaki teraz brano pod uwagę były lepsze właściwości jezdne. W Berlinie powoli przekonywano się, że powolne lecz silnie opancerzone czołgi nie mają przed sobą przyszłości. Do takich samych wniosków, lecz znacznie wcześniej doszli Anglicy. Oni również początkowo sądzili, że na polu bitwy sprawdzać się będą ciężkie i powolne stalowe monstra. Dobrym przykładem prac nad tą koncepcją był „latający słoń”. Ostatecznie zwyciężyła myśl propagująca lżejsze i bardziej mobilne pojazdy. Tak nakazywał rozwój myśli taktycznej oraz możliwości produkcyjne. Tak odbiegając trochę od tematu. Dlaczego w drugiej fazie II wojny światowej niemieccy inżynierowie powrócili do koncepcji zarzuconej już podczas wielkiej wojny?
Na papierze nawet najbardziej niewiarygodne i absurdalne projekty mogą wyglądać dobrze. Prezentują się też zazwyczaj lepiej niż koncepcje, które wciela się z powodzeniem w życie. Schody zaczynają się podczas realizacji. A7V był czołgiem, który sprawiał również kłopoty w produkcji. Na przestrzeni 12 miesięcy Niemcom udało się wyprodukować jedynie 20 egzemplarzy. Liczba ta jest niczym w porównaniu z możliwościami aliantów. W 1918 roku Brytyjczycy i Francuzi produkowali już tysiące maszyn, co jak łatwo się domyśleć, musiało wpłynąć na sytuację na froncie zachodnim. Nowy niemiecki czołg miał, więc być szybki, łatwy i tani w produkcji. Jak już wspomniałem na samym początku tekstu, w połowie 1918 roku, ogłoszono w Niemczech konkurs na nowy czołg. W szranki stanęło 13 przedsiębiorstw w tym Gliwickie Oberschlesien Eisenwerk, które niebawem rozpoczęły realizować przedsięwzięcie.

Inżynierowie zaproponowali innowacyjną koncepcję, która nie przypominała niczego co do tej pory stworzono w II Rzeszy. Propozycja zawierała pomysły wykorzystywane już w alianckich konstrukcjach. Tak było chociażby z podziałem na pomieszczenia. Jednostkę napędową zamontowano z tyłu w przedziale silnikowym. Stanowisko kierowcy położone było z przodu przedziału bojowego, w którym pełniła służbę reszta załogi. Rozwiązanie to było w 1918 roku już raczej standardem. Do tej pory zastosowano je we włoskim Fiacie 2000, francuskim Schneider CA, anglo-amerykańskim Mark VIII Tank oraz kilku innych konstrukcjach. Nad centralną częścią kadłuba górowała obracana wieża. Planowano w niej zamontować armatę kalibru 37 lub 57 mm. Prace nad 37-ką właśnie trwały, a to z uwagi na konieczność uzbrojenia czołgów typu LK II. Projekt przewidywał zamontowanie dodatkowych dwóch mniejszych wież. Znajdować się tam miało dodatkowe uzbrojenie w postaci dwóch karabinów maszynowych Maxima kalibru 7,92 mm. Oberschlesien gdyż tak nazywał się nowy czołg, niektórzy dali mu futurystyczną nazwę "Dominatrix", był pierwszą niemiecką konstrukcja pancerną, która zaczęła przypominać czołg. Był przeciwieństwem kolosalnego K-Wagen i A7V, który w polu przypominał raczej stodołę niż nowoczesną machinę wojenną.
Ile budowano prototypów? Jakiej grubości był pancerz, masa pojazdu, silnik? Te wszystkie informacje znajdziecie w dalszej części artykułu http://modelstory.pl/oberschlesien-dominatrix-z-gliwic/