pilex7 napisał(a):Nie podoba mi się sposób przedstawiania swoich opinii, w moim odczuciu, wyrażanych w dość kontrowersyjny sposób (głównie przez sympatyków Pańskiego sklepu) i myślę, że głownie ten ton sprowokował podjęcie dyskusji przez drugą "stronę", również i mnie.
Myślę, że nie powinnyśmy poddawać się - niestety tak ostatnio modnemu w telewizji - emocjonalnemu rozstrzyganiu sporów.
Jak widać poziom debaty charakterystyczny dla polityki jest także obecny wśród modelarzy. Oprócz wszystkich niezwykle wyrafinowanych dowcipów, które zacytował pixel7 warto odnotować także:
Stroju napisał(a): I tylko niektórzy jeszcze zachowali władzę nad własnym umysłem (szczególnie z Krakowa, najprawdopodobniej są chronieni przez tajemniczą energię emanującą z pewnej krypty) i próbują ujawnić straszną prawdę...
Prostackie aluzje do zmarłego w tragicznych okolicznościach Prezydenta RP wywołują u mnie torsje.
Pamiętam z dzieciństwa fanatyczne kibicowanie Legii Warszawa. Na moim podwórku i w podstawówce jakakolwiek inna odpowiedź na pytanie:, „ za kim jesteś?” niż „ za Legią” oznaczała automatyczny cios w szczękę. Tak jest też w tym wątku: jesteś za Martolą toś swój chłop a jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości to tym gorzej dla Ciebie.
Do niedawna mieszkałem w Warszawie i zakupy modelarskie przez Internet nie były koniecznością. Wszystko, co chciałem było praktycznie od ręki. Jak nie w tym sklepie to w innym. Też mam taką naturę, że wolałem osobiście pójść do sklepu niż zamawiać przez internet: mogłem obejrzeć towar na własne oczy, sprzedawca czasami coś doradził itp., itd. W Martoli kupowałem często i nawet, gdy sklep był jeszcze w Pruszkowie, mimo że musiałem jeździć tam specjalnie, nie stanowiło to dla mnie problemu. Wszak modelarstwo to moje hobby i czas poświęcony na nie ( w tym zakupy) nie uznaje za stracony. Pan Daniel kiedyś nawet przywiózł mi osobiście do biura taki przyrząd do zaginania blaszek fototrawionych za 60 zł. Popatrzyłem, a że niezbyt przypadł mi do gustu, spytałem czy to nie będzie problemu jak go nie kupię. Słowa nie powiedział. Ceniłem sobie zatem znajomość z uprzejmym i rzetelnym właścicielem.
Czasy się zmieniły i nie mieszkam już w Warszawie a na jakimś zamorskim pipidowie w dużej mierze skazany jestem na zakupy w internecie. Moje rozczarowanie było duże, kiedy podczas ostatnich zakupów przez internet w Martoli okazało się, że z zamawianych rzeczy kilku nie ma, ( choć na stronie były oczywiście „dostępne” a ja nie przeczytałem regulaminu), będą, ale niewidomo kiedy. Okazało się, że 3 tygodniowe wyprzedzanie to za mało by skompletować niezbyt wyszukane zamówienie. Tak się składało, że następny raz w Polsce byłem za pół roku i dopiero wtedy dokupiłem brakujące rzeczy. Czy mogę wyrazić swoje niezadowolenie? Czy to, że Pan Daniel był profesjonalnym sprzedawcą w kontaktach osobistych automatycznie nie powinno mi pozwalać skrytykować formy prowadzenia przez niego sklepu internetowego? Dla tych, co robią sobie zdjęcia przed sklepem na Kieleckiej czy piją piwo z Gajowym odpowiedź wydaje się być jasna.
Wątek ten założył ergi niezadowolony z definicji słowa „dostępny”. Jego wątpliwości podzieliłem ja. Teraz podobne zdanie wyraził pilex7. W wątku obok takie same problemy z Martolą miał czas jakiś temu frj3r. Okazuje się, zatem że to nie są odosobnione przypadki.
W międzyczasie, w wspomnianym wątku obok, doczytałem, co to oznacza „ dostępny” wg właściciela sklepu:
Daniel-Martola napisał(a):Słowo dostępny oznacza, że towar:
a - jest na półce
b - jest w magazynie u importera lub producenta
c - jest oferowany przez producenta
Wydaje się, że śmiało można by dodać jeszcze punkt: d- jest w zamysłach Najwyższego.
Mac Eyka napisał(a):.
Kiedyś była wyprzedaż w Edku i u Daniela podwójna, kolorowa blaszka do Spita była za bodajże 12 zyli.
Wolałem się zapytać na GG czy to aby nie pomyłka zamiast lecieć do sklepu. A z buta mam na Kielecką może ze 20 min. Okazało się, że prawda i blaszka jest w takiej niskiej cenie więc dopiero wtedy podrałowałem do Daniela.
Ot takie zawodowe przeczulenie, a może lenistwo.
To nie przeczulenie ani lenistwo. To lata trwania w chorym systemie karzą Cię nie wierzyć nikomu i niczemu. I że jak nawet czarno na białym jest napisane, że” jest” to Ty już nauczony tysiącami smutnych przykładów nie dowierzasz, bo tak Ci zdrowy rozsądek podpowiada. I dopóki nie zobaczysz, nie pomacasz, nie zapłacisz i nie wsadzisz do torby to wiesz, że wszystko się może zdarzyć a Twoje prawa konsumenta nie są warte funta kłaków i budzą szczery uśmiech na twarzy nieuczciwego sklepikarza. A jak się upomnisz o swoje 2 czy 3 złote to Cię wykpią i wyszydzą, że awanturę robisz o tak marne pieniądze, czego przykładem jest ten wątek. Co najgorsze, tak się przyzwyczaiłeś do tego patologicznego układu że uważasz go za normę. Ba, nawet go bronisz.