Trochę to trwało, ale jakoś udało mi się te dziury po masztach wyprowadzić. Następnie Wessex dostał trochę cieniowania, trochę brudu i sporo lakieru satynowego. No i charakterystyczne wydechy, które uczyniły go jeszcze brzydszym. W międzyczasie wykończyłem też "wiatraki" i zabrałem się za drobnicę.
Po zdjęciu masek z oszklenia okazało się, że o ile główna szklarnia wyszła nawet cacy, to po wewnętrznej stronie okien przedziału transportowego oraz bocznych szyb kabiny pilotów zgromadziło się sporo zamgleń "niewiadomoskąd" (raczej nie od kleju CA, bo od czasu maskowania nie używałem takowego, a całość była dość szczelnie zamknięta - może zbyt szczelnie?). Z tym raczej już nic nie zrobię, bo dojścia do tych elementów od środka nie ma. Będę musiał z tym żyć...
Pozostało mi "zwashowanie" krawędzi oszklenia oraz zamontowanie kół i anten, co do najtrudniejszych zadań raczej nie należy. Dużo większym wyzwaniem będzie rozciągnięcie podwójnych linek anten pomiędzy masztami po obu bokach kadłuba. Jak tylko się z tym uporam, to po założeniu wirników będę mógł walkę z Wessexem zakończyć.
cdn.