Dzięki Olku za doping!
Cóż za pracowity dzień dzisiaj mamy w konkursie - chyba z 9 warsztatów dziś miało swoje aktualizację, wypada zatem pokazać, że walczę i ja (my).
Wnętrze prawie skończone. Dodałem jakieś przewody, uzbroiłem w blaszki (gdzieniegdzie), oblepiłem kalkami. Wyszło, że razem ze stołkami, cała stróżówka to około 70 cześci. Dasz Pan wiarę?
Na z Matchboxów to takich rzeczy nie pamiętam...
Po raz kolejny mam wrażenie, że kolorowany Edek to taki Big Mac. Wypełnić - wypełnia, człowiek się tym nie zatruje, obrzydliwe nie jest, na pierwszy raz to może i łał, ale im więcej, tym szybszy przesyt. Podstawowa zaleta - że szybko.
Tutaj, w przypadku blaszek - odstraszał mnie raster i ich płaskość, brak przestrzenności. Raziło mnie to zwłaszcza w przypadku tablic przyrządów.Dlatego miałem nadzieję, że może kalki mnie rzucą na kolana i to właśnie je nałożę na plastikowe części? Metoda ta potrafi dać fajne rezultaty, wiem to po budowie Armowego Żbika:
Niestety, na eduardowych kalkomaniach w ogóle nie było widać wskazówek, podziałów itd. Po prostu niemal jednorodne czarne pola. Jak za dobrych czasów więc uzbroiłem się w mały pędzelek, wymalowałem wskazówki korzystając z płaskorzeźby oryginalnych części, wspomogłem się mixem blaszek i kalkomanii i... wyszło jak wyszło.
Podobnie potraktowałem boczne panele, zapakowałem bebechy do wanny, podałem parę wiązek kabli i całość przybrudziłem. Efekty jak poniżej:
Fotele są przyklejone na klej tymczasowy, pewnie je zdejmę i zamontuję dużo później. Tak, jak nadmieniałem wcześniej - przedni fotel wymagał bardzo brutalnej ingerencji skalpela i odchudzenia go o kilka dobrych milimetrów, żeby zrobić miejsce na drążek sterowy. Udało się!
Pewnie jeszcze jakieś drobiazgi i kosmetyka będą grane, ale na razie i tak czekam na wnęki podwozia od Airesa. Zająłem się więc nieco inną robotą. Jak widać, Tonka jest modelem który już śmiało może nie tylko śmiało i legalnie kupować alkohol tudzież tytuń i robić prawo jazdy, ale nawet wystąpić o dowód osobisty:
I jak na swój wiek jest to model na który patrzę z ogromną sympatią i hmmm... Podziwem? Naprawdę te wszystkie detale w kokpicie zachwycają swoją ostrością, takoż linie podziałowe i tak dalej. Brawo revellowi projektanci (dziś pewnie to stare dziady...) Z drugiej strony, widać iż nasza dama jest nieco, że tak powiem... hmm... przetrzepana. Nierówności i skazy na powierzchni (najbardziej niestety na owiewce!), wciągi tworzywa, czy kompletnie rozmyte linie podziałowe na spodzie dzioba domagają się atencji modelarza. No więc skoro i tak nie możemy póki co zamknąć kadłuba, kontynuujemy żmudną lecz potrzebną papraninę.
Na koniec pytanie do bardziej oblatanych Tornadologów (i nie chodzi tu o zmiany klimatyczne...). Model ma strasznie grubą krawędż spływu statecznika pionowego, chyba będzie z milimetr u jego nasady. Czy ma to jakieś odniesienie do rzeczywistości, czy po prostu tutaj projektant stracił wenę/zasnął itd?
Do następnego!