Zabrałem się w końcu ostatnio za Pfalze - trojaczki ze Spiry i ich silniki z Rodena, ale niezbędny nakład pracy - nawet tylko przy silnikach - wyklucza jakiekolwiek szanse na ukończenie Konika, Jelenia i Kruka w terminie, więc w akcie desperacji wyjąłem z szafy Camela z Eduarda z zamiarem wykonania go na szybko - z mocnym postanowieniem niepoprawiania (zbytniego) tego, co jest w pudełku. Czyli będzie to taki Weekend rozciągnięty na dwa tygodnie.
Wymienię być może silnik, fotel i karabiny na drukowane zamienniki z Eduarda. Fotel pewnie spróbowałbym sam wypleść - bardzo lubię takie wyzwania, ale jak wyżej - za mało na to czasu. Może przy następnym Wielbłądzie...
Malowanie, które wybrałem od dawna mi się podobało. Na dodatek samolot odrobinę nietypowy, bo z lampkami pod skrzydłami do nocnych lotów. Poza tym pięknego SUDS'a z Wingnuta pokazał kiedyś Karol i zaostrzył mój apetyt...
Obawiam się tylko tych nowych kalkomanii z Eduarda...
Na koniec jeszcze fotka rodzinna Wielbłąda z Kociakami.
Jarek