przez RAV » poniedziałek, 15 czerwca 2009, 14:48
Kilkanaście lat temu dość często pomagałem przy organizacji wystaw, głównie we wrocławskim Światowidzie (jeszcze na starym miejscu). Zdarzało mi się też "warować" przy modelach. Pilnowania się wtedy nie zaniedbywało. Kilku pilnujących, rząd krzeseł oddzielających publikę od stołów i absolutny zakaz machania łapami i innymi przedmiotami przy modelach. Mało kto miał wtedy aparat przydatny do fotografowania modeli, więc nie było ono taką, potencjalnie niebezpieczną, plagą, jak dzisiaj. Trzeba było jednak uważać na torby, krawaty, okulary, kurtki itp., oraz oczywiście dzieci. Problemy były czasami z autorami modeli, którzy sami ręcznie prezentowali swoje dzieła znajomym. Niektórzy byli mocno oburzeni, kiedy na to nie pozwalaliśmy ("Przecież to mój model!'). Trzeba było tłumaczyć, że póki nie oddali kwitu, jaki dostali przy oddawaniu modelu, ich prawa do tego ostatniego są takie same jak innych widzów. Ja, jako przedstawiciel organizatora w randze stróża dziennego, nie mam przecież obowiązku kojarzyć każdego modelarza z modelem i nie wiem, kogo opieprzyć, a kogo nie - więc profilaktycznie opieprzam wszystkich dla dobra samych modeli. Szkoda, że niektórzy nie mogli zrozumieć, że biorąc do ręki swój model dają przykład innym, którzy też by chcieli sobie pomacać.
Raz byłem świadkiem, jak sędzia publicznie kajał się podczas rozdania nagród, że uszkodził model podczas sędziowania. Mnie samemu również o mały włos by się to zdarzyło - przenosiliśmy modele z sali, gdzie były odbierane, do sal, gdzie miały być sędziowane. Każdy model stał na teczce z dokumentacją i żeby oszczędzić sobie biegania "drobnicą", każdy brał po dwie teczki. No i raz taka teczka mi się wygięła i ledwo mi się udało powstrzymać Seahawka przed zsunięciem się i katastrofą. Od tego czasu nigdy nie brałem dwóch teczek naraz, a i kolegów uczulałem... Wypadki mogą się zdarzać (przeważnie z winy "czynnika ludzkiego"), ale czasem lekkomyślność organizatorów przekracza granice zdrowego rozsądku. Przy okazji wystawy w Bytomiu zwracałem uwagę na bajzel, jaki panował przy wydawaniu modeli (właściwie to nie było to wydawanie, tylko branie sobie bez żadnej kontroli). Kwit na mojego Mustanga mam do dzisiaj - gdybym był złośliwy, to mógłbym zapytać, gdzie jest mój model...
Pozdrawiam
RAV