Jakbym zaczął przynudzać to piszcie
. Sam samolot klasy Embraera 175 z daleka wyglądał bardzo ładnie, niestety, dużo tracił przy bliższym poznaniu. Wszystko było jakieś takie toporne, nieprzemyślane. Układ siedzeń nietypowy, 2 na 3. Najciekawsze były silniki produkowane w Rosji, w koprodukcji z francuzami ze SNECMY. Miały tendencje do wywalania oleju po zatrzymaniu, co czasami prowadziło do dość komicznych sytuacji. Ciekawy był też rozruch. W zimne dni, start silników odbywał się normalnie, natomiast w dni kiedy temperatura była wysoka, odbywał się tzw. chołodnyj start, o czym kapitan informował podczas wypychania. Najpierw silnik rozkręcany był bez podawania paliwa, aby wyrzucić nagromadzony olej. Dopiero po pełnym zatrzymaniu rozkręcany był po raz drugi, tym razem już normalnie podawano paliwo i silnik zaczynał pracować. I tak oba silniki, tak że po wypchnięciu stało się na centralnej dobrych kilka minut.
Załoganci w Aerofłocie to osobna historia. Samolot zazwyczaj przylatywał dużo przed czasem. Po wyjściu PAXów nie było typowego briefingu z załogą, pierwszą stwierdzenie kapcia brzmiało: tiepier nada zakurit. Próba przekazania planu lotu, kończyła się stwierdzeniem: patom, u nas mnogo wriemieni. To samo w kwestii paliwa: zakurim, podumajem. Po kilku przylotach, wiadomo było że na Moskwę koordynator musi wziąć dużego busika do przewozu załóg. Na pokładzie zostawał najmłodszy stażem załogant, a reszta busikiem podwożona była w miejsce gdzie można było zakurit. Generalnie wszyscy byli bardzo mili i przyjaźnie nastawieni, a jak jeszcze znałeś rosyjski... to już byłeś drug pełną gębą.
Na koniec tego przydługiego wpisu, taka historyjka. Po jednym z przylotów, załoga została zawieziona przeze mnie na kurienie, a na pokładzie została młodziutka stefka. Załogę zostawiłem i wróciłem na stanowisko przekazać dyspozycje do załadunku bagażu. Stefcia woła mnie i pyta, czy jak przywiozę załogę, będę ją też mógł zabrać na kurienie. Mówię jej że oczywiście, nie ma problemu, że jeszcze kilka razy będę tam kursował. I tak się stało. Kiedy już z nią wróciłem pod samolot, wbiegła szybciutko po schodkach, otwarła lermery z prowiantem i mówi: ja ci bardzo dziękuję, częstuj się. Same frykasy dla biznesu, soczki, ciasteczka, batoniki, całe czekolady i inne specjały. A ja w tym momencie, kompletnie z d... poleciałem tekstem Franca Maurera z Psów: spasiba, ja tolko kawior i szampanskoje. Nawet się nie obejrzałem, a już trzymałem w ręku flachę szampana i trzy puszki kawioru. Na, bieri, na zdarowie. I śmieją się do mnie, ta młoda stefcia i szefowa pokładu. Powiem wam że zwariowałem, na nic zdało się tłumaczenie że to tylko żart. Wchodzący za mną przedstawiciel Aerofłotu w KRK, Polak, słyszący cały dialog i widzący reakcję załogantek, no i znający kontekst tekstu, o mało nie spadł ze śmiechu ze schodów.
To były jeszcze stare dobre czasy, kiedy koordynacja nigdy nie chodziła głodna. Zawsze coś się dostawało od załóg, nawet na rotacjach. A takich dobrych soków jak na Aerofłocie to już potem nigdy nie piłem.
Na koniec fotka Superjeta po wypchnięciu, podczas chołodnego startu silników. Jak widzicie był czas zdjęcie zrobić
: