Przedstawiam dziś model, który zrobiłem dokładnie dwa lata temu i jakoś nie doczekał się prezentacji.
Historia
Konstruktor lotniczy Piero Magni w 1921 r. założył swoją własną fabrykę „Laboratorio Construzzioni Aeronautiche Piero Magni” w Meda koło Mediolanu, dla realizacji jego wcześniejszej koncepcji. W 1919 r. modele opisywanego samolotu były przedstawione we włoskiej sekcji na Salonie Paryskim, oraz testowane w laboratorium Eiffel Auteuil. W 1924 r. oblatany został pierwszy prototyp, który konstruktor na cześć siostry nazwał P.M.1 „Vittoria”. Samolot zawierał w sobie kilka interesujących rozwiązań. Był doskonale aerodynamicznie dopracowanym górnopłatem o konstrukcji metalowo- drewnianej, przy czym szerokie skośne zastrzały podpierające skrzydła tworzyły dodatkowy płat, nadając mu cechy półtorapłata. Najciekawsze było to, że te zastrzały były ruchome (obracane), tworząc dodatkowe powierzchnie sterowe, niezależne od klasycznych, a nawet- obrócone o 90 stopni- mogły tworzyć potężny hamulec aerodynamiczny. Górny płat dla zabezpieczenia maksymalnego pola widzenia położony był na linii wzroku pilota i połączony z kadłubem jedynie wąskim pylonem. Silnik gwiazdowy Anzani 6-A.20 o mocy 50 koni, osadzony był na metalowym łożu, odchylanym w bok dla ułatwienia obsługi, i osłonięty aerodynamiczną osłoną, przechodzącą od przodu w wydrążony kołpak śmigła. Pilot osłonięty był niewielkim wiatrochronem, a w zagłówku mieścił się spadochron, używany w razie wypadku.
W 1925 r. samolot został nieco zmodyfikowany i nazwany P.M.2. Dalsze modyfikacje (w 1933r.) doprowadziły do powstania modelu P.M.3 „Vale”, wystawionego na paryskim Salonie Lotniczym w 1934r., rozważano także jego zastosowanie wojskowe. Wybuch Drugiej Wojny Światowej zatrzymał rozwój firmy. Obecnie samolot P.M.3/4 „Vale” jest wystawiany w Narodowym Muzeum Nauki i Technologii w Mediolanie.
Model i jego budowa
Jak zwykle na początku sklejania miało być szybko łatwo i przyjemnie. Niewielka ilość precyzyjnie odlanych części i dobra kalkomania, charakterystyczne cechy modeli tego producenta, zapowiadały dobra zabawę.
Jedynie niezbyt precyzyjna instrukcja budowy mogła utrudnić montaż. Znalazłem tylko trzy drobne otworki po pęcherzykach powietrza w ściance kadłuba. Więcej otworków zrobiłem sam, ponieważ uznałem, że klejone na styk do kadłuba golenie podwozia, usterzenie i zastrzały, nie zapewniają precyzji montażu, ani odpowiedniej wytrzymałości. Dlatego też wzmocniłem te połączenia drucikami. Pozostałe otwory wykorzystałem dla przeprowadzenia naciągów wzmacniających podwozie.
Wnętrze kabiny zawierało prawie wszystkie niezbędne elementy i łatwo montowało się w kadłubie.
Uznałem tylko, że pilot zapewne korzystał z pasów bezpieczeństwa, i dodałem takie z blaszki fototrawionej. Po sklejeniu nie wymagającego szpachlowania kadłuba, malowanie przebiegło również bez problemów. Kłopoty zaczęły się przy nakładaniu kalkomanii. Z reguły lubię, kiedy one są cienkie, wolę się trochę pomęczyć przy nakładaniu, a mieć je prawie niewidoczne. Tu jednak żałowałem, że nie nałożyłem dodatkowej warstwy lakieru. Bardzo trudno było je zdjąć z papieru, łatwo się rwały, tak że musiałem już na modelu retuszować je pędzelkiem. Potem, już po pierwszym lakierowaniu, kiedy cieniowałem kolor w niektórych miejscach, udało mi się dwukrotnie zedrzeć kalkomanie taśmą maskującą. Na ogonie zmuszony byłem docinać z innej kalkomanii i doklejać fragment koła wielkości 1,5 mm, o grubości linii 0,1 mm. Ponieważ oryginalny samolot wykończony był na błysk, polerowałem każdą warstwę lakieru. Oczywiście również udało mi się dwukrotnie przetrzeć przez te nieszczęsne kalkomanie. Znów musiałem retuszować pędzelkiem pod lupą. Ponadto w zestawie nie ma napisu „Vittoria”, który był przynajmniej po prawej stronie kadłuba, a który w związku z tym musiałem sam namalować, „na żywo” prezentuje się to znośnie, ale na powiększonych zdjęciach- nieco straszy. Widać więc, jak mogły mi dać w kość te nieszczęsne oznakowania. A wystarczyło zbudować wersję P.M.1, wytwarzaną przez firmę Choroszy pod numerem A 147, i nie byłoby problemu…
Dopiero po położeniu i wypolerowaniu lakieru mogłem przykleić dźwignie mechanizmu linkowego poruszania powierzchniami sterowymi. Te zestawowe były zbyt małe i o nieprawidłowym kształcie, więc wyciąłem większe, ale z kolei chyba o 0,2 mm przesadziłem z wymiarami. Do uzupełnienia pozostały szczegóły podwozia: otwory na wentyle, zaślepki osi kół, amortyzacja gumowa.
Mogłem wtedy dokonać montażu podwozia, skrzydła z zastrzałami, śmigła z kołpakiem i wiatrochronu.
Można by pomyśleć, że to już koniec budowy, ale tak nie było. Jeden nieostrożny ruch ręką i model wyruszył w krótki lot, zakończony ostrym pikowaniem w kierunku podłogi. Nawet nie byłem w stanie wydusić z siebie słów nieparlamentarnych.
Jednak, kiedy przyjrzałem się wrakowi, okazało się, że „rozmontował” się on w miejscach łączeń poszczególnych części, bez uszkodzenia powłoki lakierniczej i co najdziwniejsze, żaden z drobnych elementów nie zaginął! Najbardziej ucierpiała płoza ogonowa, która pękła w poprzek. Intensywne nocne prace pozwoliły na wykonanie sesji zdjęciowej już następnego ranka. Ocenę efektu końcowego rekonstrukcji pozostawiam Czytelnikom.