Dlugo mnie nie bylo. Tzn. jestem i czytam, ale nic nie pisze bo niemam czego meldowac.
Teraz tak.
Mialem cala zime, ale musialem oddac, teraz zaluje bo byl kapitalny, co zostalo to przekonanie ze automatyk to jednak dobry pomysl:
Kupilem to, zlom nieprzecietny, pol roku skladalem do kupy zeby jezdzilo. Strasznie wierne auto se zbudowalem, przewalila wszytkie nasze graty oprocz pralki i lozka jak sie przeprowadzalismy:
Ale 2,8 V6 na gazniku to pijak, to kupilem sobie Fieste 1.0 Dupowaoza z 1981 roku bo oszczedny a ja musze dojezdzac do pracy i nabijam 120 kilometrow na dzien. Taki a nie inny "dizelek" bo tego umiem sobie naprawic a dizelka to nie:
Potem byla szansa zalapac sie na Granade z 1977 w kombi z orginalnym przebiegiem 39000 (nie brakuje zera) i z automatem, to sprzedalem srebrna i kupilem:
Potem zona krzyczala ze nie dosc sie ruszam, to kupilem sobie rower ktory mnie nie denerwuje durna pozycja (rece nizej niz tylek, plecy nie wyprostowane), to wlasciwie powinno isc do dzialu "Pojazdy Wojskowe", jest to szwedzka Husqvarna z 1944 roku, 26 kilo wojskowego roweru. Tak jest zdrowiej bo wiecej trzeba sie namachac zeby jechac.
Fiesta mi sie znudzila, niby oszczedna ale to nie auto na dalekie wycieczki, pozatym sypala sie troche dookola progow, ale ktos chcial to oddalem, dolozylem dwie stowy i kupilem sobie to:
Dziadek plakal jak sprzedawal. 94000, ksiazka serwisowa, kupa dodatkowego wyposazenia. Poki co 8000 w dwa miesiace nastukalem, i nic sie nie psuje. tfu, tfu.
Pozatym po roku walki z Dunskimi przepisami i wymyslami zameldowalem swojego Dziobaka nareszcie w tym kraju:
Co za durna kolekcja...
Na zdjeciu naturalnie nie wszystkie, jakies jeszcze mam, ale albo nie jezdza, albo sa w proszku.