Po jakimś czasie zacząłem go dłubać, wyrzuciłem fabryczne wnęki podwozia, zestąpiłem je żywicą Airesa.
Jak zwykle, na pewnym etapie moce mi odebrało, na domiar złego jakoś niechlujnie krzywo ponitowałem kadłub.
Mustang wleciał do pudełka i trafił na wysoką półkę.
Wiosną zabrałem się za porządki i sprawdzanie, co ja tak naprawdę mam w "magazynie". Skoordynowana akcja kończenia rozbabranych modeli. I Mustang wypadł mi niemalże na głowę.
Uznałem, że to znak i zabrałem się za wolne dokańczanie modelu, które trwa do dziś.
W międzyczasie dzięki wydatnej pomocy Kolegów ustaliłem jak powinien wyglądać niemalowany - malowany Mustang.
Ostatecznie padło na Mustanga malowanego...ale o tym później.
Poniżej kilka fotek przekrojowych z budowy zestawu, między poszczególnymi etapami były wielotygodniowe przerwy. Nic szczególnie specjalnego, bo i model prosty i żadnych cudów w nim nie robię a może kogoś zainteresuje?


Skrzydło wyszpachlowane, celem zatarcia linii podziału

prosty, zestawowy kokpit. Narazie pokryty podkładem pod farbę.


Kokpit pomalowany. Mieszałem farby, żeby dopasować odcień do nieszczęsnych barwionych blaszek Eduarda. Jeśli kiedykolwiek postanowię zrobić Mustanga bardziej serio, inwestuję w samoróbkę + Parta!

Tu wspomniane mieszanie. Farby namieszałem więcej na ewentualne poprawki, zamknąłem szczelnie i sobie jest.
Myślę, że odcień trafiłem całkiem nieźle w porównaniu do malowanki Eduarda.


Mustang poskładany "na wcisk". Może ta Tamyia nie jest perfekcyjnie wiernym odwzorowaniem samolotu P-51 ale samo wykonanie zestawu to absolutna perfekcja.
Kilka kolejnych zdjeć.
Pomalowałem kokpit, dorzuciłem kilka blaszek, zabrałem się za ślady wewnątrz. Na zdjęciu widać "patinowy" wash tuż po nałożeniu i po wyschnięciu.



Kokpit po zmontowaniu wygląda mniej więcej tak. Jeszcze brakuje drążka i kilku detali a także wytarć na podłodze. Te dojdą w następnej kolejności.
Kilka krytycznych słów pod adresem kolorowych blaszek. O ile tablice są w porządku to już kolorowe pasy to pomyłka. Nie da się ich realistycznie powyginać, bo nie można ich wyżarzyć a przy wyginaniu odpryskuje farba. Dodatkowo są lekko błyszczące co jest nieco absurdalne.
Poradziłem sobie z połyskiem za pomocą niewielkiej ilości wspomnianej "patiny" ale z efektu ogólnego to ja zadowolony nie jestem. Malowane panele są obrzydliwie płaskie, w zasadzie jedyne co jest OK to tabliczki i tablice zegarów. Reszta w moim odczuciu to pomyłka.
Mustang docelowo chyba będzie miał zasuniętą osłonę kabiny więc taki stan, jaki jest zupełnie wystarczy jednak na przyszłosć będę jeszcze bardziej tego paskudztwa unikał.
Trzy zdjęcia wnęki podwozia.



Całość zaś na tym etapie po złożeniu na sucho wyglądała tak









Po jakimś czasie znów przypomniałem sobie o Mustangu, pokryłem go podkładem - Surfacerem.







i na koniec kilka zdjęć (prosto z lakierni!) z wstępnego etapu malowania. Tu malowanie "z grubsza". Chcę popróbować na tym modelu kilka rzeczy, których jeszcze za wiele lub wcale nie robiłem. Takie malowanie nieco sposobami, których nauczyłem się przy malowaniu pojazdów.
W paru miejscach jeszcze dużo poprawek i podmalówek oraz szlifowanie całości.






Kolejne zdjęcia znów pewnie za pół roku...
Mała prośba, jeśli zdjęcia z jakiegoś powodu nie będą się poprawnie wyświetlały lub będzie z nimi jakiś problem, proszę najpierw o informację a nie CIACH-o.
Dziekuję.




