To moje drugie podejście do modelu tego egzemplarza B-26. A właściwie RB-26P, czyli dość rzadkiej francuskiej wersji Invadera, używanej bodaj do cechowania przyrządów namiarowych czy radarowych. Gdy próbowałem zbudować go po raz pierwszy, miałem tylko zdjęcie z książki Zumbacha "Ostatnia walka":
oraz kalki produkcji meksykańskiej! firmy Albatros Modelworks, zawierającej paszczę i oznaczenia BAF na ster kierunku. Instrukcja zawierała lewy rzut boczny maszyny Zumbacha, z dość dowolnym i jak się okazuje, wadliwym malowaniem samolotu:
Zestaw powinien zawierać również żywiczny nos, ale w 1/72 firma już go nie oferowała:
Postanowiłem więc zrobić go samodzielnie ze skuwki od długopisu. Całość wyszła tak:
Ale ponieważ w chwili obecnej jest już dostępnych kilka niezłych zdjęć tego samolotu - i to w kolorze - to obecny stan modelu jest taki:
W drugim podejściu spróbuję osięgnąć efekt końcowy bliższy oryginałowi, czyli:
Poniżej fotki, które znalazłem na stronie http://vectaris.net/id307.html (mam nadzieję, że nie mają nic przeciwko, że je tu wkleję). Na trzecim zdjęciu jest prawdopodobnie drugi, później sprowadzony Invader, lub jakaś hybryda powstała z obu, bo śmigła wyglądają na te z pierwszego.

Do dyspozycji mam to:
Skoro wybór wersji samolotu i malowania jest poza dyskusją, wypada rozważyć resztę założeń wstępnych. Kwestia waloryzacji. Z założenia model będzie zamknięty. Tzn. żadnych wybebeszonych silników, luków inspekcyjnych, komór bombowych itp. Otwarta będzie jedynie kabina - fabryczną osłonę zastąpi vacu Squadrona. Komora bombowa zamknięta, gdyż nie bardzo mogę sobie wyobrazić te bomby z garnków czy kociołków. Chociaż pewnie byłby to fajny widok. Ponieważ oryginalny samolot pozbawiony był większości wyposażenia (z racji wersji i demobilu) z Big Eda wykorzystam tylko część wyposażenia kabiny, elementy podwozia i jego pokryw, i może coś z silników. Właśnie silniki. W modelu są baaaardzo uproszczone i mimo, że zza śmigieł niewiele widać, to jednak (wahałem się) wykorzystam żywiczne R-2800 z zestawy do Tigercata. Będę musiał poprawić okaptowanie silnika i wymienić/pocienić żaluzje wydechu i zrobić sam wydech. Kadłub wymaga drobnych korekt bo jest do wersji K (jak wszystkie z tej serii). Trzeba więc usunąć turbulizatory (tak to się nazywa?) ze statecznika pionowego, usunąć/pocienić/przesunąć charakterystyczne zaślepki punktów do podnoszenia i jakieś drobiazgi. Ze skrzydeł usunąć uzbrojenie i ewentualnie przepatrzyć układ linii podziału. Ale bez jakiejś specjalnej atencji. Pomijam też kwestie wymiarowości.
A propos korekt, poniżej historia operacji plastycznej pewnego NOSA (który na zdjęciach archiwalnych wygląda jednak zupełnie inaczej niż ta żywica z Albatrosa (na której się wzorowałem, robiąc pierwszy model):
I po zdjęciu bandaży i opatrunków:

Model powstaje w ramach projektu grupowego "Podniebni drapieżcy" na "starym" PWM, więc "warsztat" będę zamieszczał (jeśli można) na obu forach.
Pozdrawiam
Krzysiek
























