Tak czytam na naszym forum ile to milimetrów jest za krótszy taki to a taki model, gdzie kroić, gdzie sztukować, pod jakim kątem...Natomiast ostatnio przeglądam sobie oryginalne zdjęcia z II wojny i zaczynam się zastanawiać o co tutaj chodzi. W recenzjach i opisach modeli podkreśla się często, że model posiada wgłębne linie podziału. gdzie indziej czytam, iż takiego rodzaju linie są już dzisiaj standardem, w przeciwieństwie do wielu starszych replik. Dość często brak wgłębności linii podziału dyskwalifikuje model w oczach doświadczonych lub tzw. "doświadczonych" modelarzy...Natomiast na szeregu zdjęciach mniej czy bardziej wyraźnie widać różne sposoby łączenia materiałów poszycia. Szczególnie widać to w konstrukcjach z początków wojny, ale nie tylko (np. w Do-217). Ze zdjęć wynika, iż np. same blachy łączono na zakładkę, przez zewnętrzne spawanie (bez szlifowania) itd...Dość popularne było nitowanie i to nie zawsze nitami o płaskich łbach, bądź zewnętrzne nakładanie blach wzmacniających. Spotyka się inny sposób łączenia poszycia na kadłubie, a całkiem inny na skrzydłach itp. Kolejnym problemem jest szerokość "szpar" pomiędzy blachami, tak chętnie przez producentów w ostatnich latach eksponowanych, a przez szereg kolegów-modelarzy dodatkowo podkreślanych procesami o swojsko brzmiących nazwach. Jak więc powinien wyglądać podział blach poszycia skrzydeł w modelu np. P-51 D Mustanga, gdzie często szpachlowano łączenia blach? A więc problem jest chyba taki sam jak w przypadku grubości linek antenowych i naciągów w 1/72. Czy w takim razie w modelarstwie redukcyjnym ważniejsza jest wierność proporcji i skali czy iluzja lub moda..., że wszystkie płaszczyzny poszycia muszą mieć widoczne krawędzie, i to "jedynie słuszne" czyli wgłębne... Co o tym myślicie?
