Co prawda wątek Chieftaina w wykonaniu Mac Eyka został już finalnie zakończony, ale sam zestaw, dzięki uprzejmości autora wątku, dostał warunkowe zwolnienie i umorzenie reszty kary (raz jeszcze serdeczne dzięki!:). W efekcie stałem się posiadaczem drugiego (bo pierwszy miałem już od kilku lat w stanie rozgrzebanym) zestawu Chieftaina f-my Airfix w skali... no właśnie, oficjalnie to 1/72, nieoficjalnie to 1/76. Ot, taki kreatywny marketing Airfixa
Wg informacji z netu, zestaw pochodzi z 1969 roku...
Pierwotny bohater wątku jako dawca organów, oraz jego kuzyn przejmujący wątek


Z "nowego" zestawu wziąłem lufę (moja była niedolana w okolicach przedmuchu lufy), właz, dodatkowe reflektory oraz gąsienice. Pomny przygód Mac Eyka z gąskami właśnie, najpierw umyśliłem sobie pocięcie gumowych gąsienic na krótkie fragmenty i poskładanie ich w całość. Koncepcja może słuszna, ale niewykonalna. Te małe diabełki są całkowicie odporne na jakikolwiek klej

Koncepcja druga to przymocowanie gąsienic do kół. I ta była słuszna. Trochę przekleństw, sporo poprawek, ale z grubsza dało się z nich uzyskać coś w miarę sensownego.

Dolnych części gąsienic i tak nie będzie widać, wiec metalowe druty w niczym nie przeszkadzają. Górne części będą dla odmiany przesłonięte fartuchami.
Jarzmo lufy przesłoniłem imitacją brezentu z Green Stuffu. Co prawda oryginalny Chieftain miał fałdy materiału ułożone wzdłuż, a nie w poprzek lufy, ale biorąc pod uwagę jak odległy jest zestaw od oryginału, to akurat najmniejszy problem.
Docelowo, mój Chieftain dostanie jeszcze małego towarzysza niedoli rozpoczętego przeze mnie dawno temu w innym wątku:
viewtopic.php?f=169&t=8566
Na myśl o maskowaniu obu maluchów przechodzą mnie dreszcze...

