Jaho63 napisał(a):No, ale piloci Fulmarów musieli mieć stalowe nerwy. Co innego wywijać Spitfirem za ogonem He-111, a co innego wisieć za nim jak tarcza strzelnicza. Z braku zwrotności jedyną "obroną" był atak grupowy, rozpraszający ogień strzelców. I tak "matrosy" robiły...
Jest w tym wiele racji, choć bardziej w wypadku walk nad Morzem Śródziemnym, gdzie Włosi i Niemcy atakowali konwoje większymi grupami. Na Atlanyku wyglądało to nieco inaczej. Ale koncepcja dwuosobowych, wielozadaniowych myśliwców pokładowych była wynikiem ścierania się międzywojennych i późniejszych koncepcji RAF, FAA, RN i Air Ministry. Stąd też m.in. również takie dziwolągi jak na przykład Skua.
Sebastian, ale Amerykanie od początku mieli zupełnie inny pogląd na wykorzystanie lotnictwa w konfliktach morskich. Japończycy zresztą również. Wynikało to ze specyfiki głównego teatru działań tych państw. I był on kopletnie inny niż koncepcje europejskich uczestników wojny. Z tych samych zresztą powodów. Na szczęście Brytyjczycy na Pacyfiku byli bardziej pragmatyczni i dostosowali się do wymogów strategii tak przeciwnika, jak i głównego sojusznika stosunkowo szybko. Choć i tam jakoś wykorzystywali Świetliki, choć oczywiście Fulmarów już nie, bo były przestarzałe w tym okresie działań.
Nie przesadzałbym z czerpaniem wiedzy z gier komputerowych

Ostatnio edytowano wtorek, 12 lipca 2011, 00:21 przez
K.Y.Czart, łącznie edytowano 1 raz