Cóż, zajmuję się modelarstwem od dziecka. A może inaczej – to dodatek do wielkiej pasji jaką jest dla mnie lotnictwo okresu II Wojny Światowej rejonu Pacyfiku i rzecz jasna historii i techniki tego okresu. Jakże to o tym zapomnieć, rzucić w kąt?
Miesiące badań, niepewnej diagnozy, planowanej operacji a do tego jeszcze nie wiadomo skąd przypałętane problemy ze stawami niweczyły sporadyczne próby zasiadania do warsztatu i kończyły się wypadaniem z rąk narzędzi a i dość szybkiego powrotu na kanapę, gdzie w pozycji horyzontalnej mogłem oczekiwać na złagodzenie ataków bólu.
Tak też zostały zepchnięte w kąt plany dalszego uzbrajania w osprzęt silnika budowanej Airacobry z Makin.
Książki historyczne i lotnicze poczytuję nadal ale co z „zajęciami praktycznymi”?
Przeszła mi taka myśl, że może z prostym modelem dam radę. Zrobić prosty model po latach, tak prosto z pudełka? Wiem! Coś takiego o czym nie mam pojęcia, co łatwiej będzie w razie wpadki zutylizować. W te skargi wsłuchana żona sprezentowała mi na imieniny model samochodu.
Tak, wszedłem w posiadanie pierwszego w życiu modelu czegoś innego niż samolot!!!

AAR Cuda to to odmiana Plymoutha Barracudy (AAR - All American Racers) napędzana solidnym V8 six pack. Sądzę, choć wiedza ma niewielka, że Cuda to jeden z najpiękniejszych samochodów muscle car.
Pudełko:
I jego zawartość:
Czując się jak adept modelarstwa, co w przypadku pojazdu,a w szczególności stanu zdrowia jest zasadniczo jest prawdą, postanowiłem z modelem w miarę szybko się rozprawić i nie dać mu szans na wygaszenie zapału ;)
Prace, w zasadzie standardowe jak likwidowanie ubytków i nierówności:



Wyciąłem też wlot powierza:

Podkład:

Jako laik zastanawia mnie dość ”grube ziarno” lakierów metalicznych na prezentowanych modelach. Czy to skutek używania oryginalnych lakierów samochodowych? Czy nie ma modelarskich metalików z drobniejszym?
Przypomniała mi się więc stara amerykańska sztuczka –lakiery Candy. Tak też uczyniłem.
Srebrny metalik (tutaj Gunze):

Po siedmiu warstwach transparentnego pomarańczowego całe nadwozie pokryłem lakierem bezbarwnym:

Po kilku dniach, przeznaczonych na jego utwardzenie, przepolerowałem „na mokro” papierem ściernym 1500, następnie 2500 i w końcu jakąś pastą polerską kupioną w hipermarkecie za kilkanaście złotych i w ilości wystarczającej do końca modelarskiego żywota.





























