Mark I Tank był do momentu pierwszego użycia obiektem drwin w armii brytyjskiej. Największe wrażenie wywarł na żołnierzach niemieckich. Generalicja niemiecka dopiero po bitwie nad Sommą dostrzegła potencjał, jaki drzemie w tych maszynach.
W celu zmylenia wywiadu niemieckiego nową maszynę nazwano „tank”. W dodatku, budowę nowego rodzaju broni skutecznie zakamuflowano. Oficjalnie fabryka Fostera produkowała zbiorniki na zamówienie rządu rosyjskiego. Aby uwiarygodnić tę wersję wydarzeń, na kadłubach maszyn malowano cyrylicą Z troską dla Piotrogrodu.

Budowę czołgów rozpoczęto w kilku zakładach jednocześnie. Wyprodukowano ogółem 150 sztuk. Hartowane, pancerne płyty montowano do metalowego szkieletu za pomocą nitów. Gąsienice rozciągnięte były na czterech kołach zębatych, dwóch z przodu oraz dwóch z tyłu. Dwa przednie były regulowane. Miało to pozwolić uniknąć sytuacji nadmiernego napinania się gąsek. Rama dolna, w której znajdowały się rolki, nie była płaska, lecz miała kształt łukowaty. Tylko 8 z 90-ciu ogniw (tyle miała cała gąsienica) dotykało gruntu. Dzięki temu rozwiązaniu, łatwiej było napędzać maszynę, ale gorzej było ze zmianą kierunku jazdy. Po prostu, mniejszy nacisk na podłoże wpływał negatywnie na manewrowanie pojazdem.
MĘSKI/ŻEŃSKI
Problemem, który zarysował się przy produkcji pierwszej serii czołgów była niewystarczająca ilość dział, w które miały być uzbrojone. Z tego właśnie względu, zadecydowano, aby część czołgów uzbroić wyłącznie w ciężkie karabiny maszynowe Vickers’a, chłodzone wodą. W każdym sponsonie (boczne występy, w których zlokalizowane było uzbrojenie) znajdowały się dwa karabiny. W ten sposób wyeliminowano tzw. „martwą strefę” z lewej i prawej burty pojazdu. Ten model określono, jako czołg żeński. Oprócz standardowych zadań, zajmował się zwalczaniem piechoty wroga. Bez dział nie miał możliwości niszczenia bunkrów i umocnień. Tym zajmowały się czołgi męskie, które uzbrojone były w dwa działa morskie kalibru 57 mm oraz trzy karabiny Hotchkiss’a chłodzone powietrzem.
Oprócz tych, zauważalnych na pierwszy rzut oka różnic, oba modele różniły się także wielkością włazów umieszczonych w sponsonach. Wejście do czołgu żeńskiego było mniejsze, niż do męskiego. Na osiem osób przypadały tylko trzy (jeden mały znajdował się w suficie). Miało to niebagatelne znaczenie przy ewakuacji załogi na wypadek trafienia pojazdu pociskiem artyleryjskim. Jakikolwiek pożar, zamieniał w przeciągu kilku sekund wnętrze pojazdu w piec hutniczy. Artylerzyści mieli jeszcze jakieś szanse na wydostanie się, ale dowódca i kierowca…

Drobne różnice pomiędzy oba typami występowały także wewnątrz konstrukcji. W czołgach żeńskich obsługa karabinów maszynowych siedziała na siodełkach rowerowych, przymocowanych do kolumn. Maszyny męskie charakteryzowały się gorszymi warunkami służby działonowego i ładowniczego. Nie mieli oni siedzisk, nie mogli się także wyprostować. Oznacza to, że przez kilka godzin musieli walczyć w pozycji pochylonej z przykurczonymi nogami. Słabo? O spartańskich warunkach, w jakich przyszło czołgistom pełnić służbę będzie jeszcze w tym wpisie. Teraz będzie o mało skutecznym wtrysku paliwa i jego zbiornikach.
NIEPRAKTYCZNY POJAZD
Dużą wagę przykładano do wyważenia czołgu, z tego też względu dwa zbiorniki na paliwo (o łącznej pojemności 225 litrów) chciano zamontować w najwyższym punkcie maszyny. Ostatecznie zostały one zlokalizowane w przedniej części kadłuba na każdej z burt. Dużą wadą był wtrysk paliwa opierający się na siłach grawitacji! Jeśli czołg zbyt ostro zanurkował w okop lub wyżłobiony pociskami krater, mógł zgasnąć silnik. Ratunkiem było tylko holowanie przez inny pojazd, co nie było łatwe podczas natarcia.
Pancerz o grubości od 6 mm do 12 mm mógł wytrzymać jedynie naboje z broni ręcznej oraz niektóre odłamki pocisków. Zachodziła duża obawa, że wiązki granatów rzucone na dach będą wyrządzać duże szkody. Prowadzono w tym względzie różne próby, z dodatkowymi płytami pancernymi. Ostatecznie zdecydowano się na konstrukcję z drewna i siatki, która dawała pewną osłonę. Po pierwszych bitwach zrezygnowano z tego, niepraktycznego, rozwiązania.

W pierwszym zastosowanym bojowo w historii czołgu służbę pełniło 8 żołnierzy. W czołgu męskim, dwóch artylerzystów zajmowało się obsługą dział. Wykorzystywali oni ciężar swojego ciała do kierowania działem w płaszczyźnie pionowej i poziomej. Oddawanie strzału podczas jazdy było wręcz niemożliwe. Należy pamiętać, że czołg nie posiadał systemu amortyzacji i wszelkie drgania wywołane jazdą przechodziły na członków załogi, jak i sprzęt. Pojazd musiał się zatrzymać, aby oddać w miarę celny strzał.
Inaczej było w przypadku obsługi karabinów maszynowych. Oddając krótkie serie, strzelcy podczas jazdy mieli duże szanse na trafienie, chociaż kilku żołnierzy wroga. Męskie czołgi, co już było napisane w tym tekście uzbrojone były w trzy karabiny Hotchkiss’a. Jeden na froncie pojazdu obsługiwany był przez dowódcę lub w razie potrzeby przez kierowcę. Ostatnie dwa były zamontowane w sponsonach i pozostawały pod opieką biegowego lub ładowniczego. Ten ostatni musiał także pozbywać się pustych łusek po pociskach. Robił to zazwyczaj wyrzucając je przez drzwi sponsona. W żeńskich czołgach zamiast działonowych byli dodatkowi strzelcy.
NAPĘD I STEROWANIE
Silnik o mocy 105 hp uruchamiało czterech żołnierzy. Rozruch następował poprzez przekręcanie korby zlokalizowanej nad skrzynią biegów. Napęd był przekazywany do silnika za pośrednictwem trzech skrzyni przekładniowych. Jedna służyła do zmiany szybkości, dwie pozostałe do wykonywania skrętów. Napęd do silnika przekazywany był za sprawą skrzyni przekładniowej, którą sterował kierowca i przekładni głównej przez mechanizm różnicowy do dwóch dwustopniowych skrzyni przekładniowych obsługiwanych przez mechaników. Spełniali oni rolę bocznych strzelców karabinów maszynowych, podawali amunicję oraz obserwowali silnik.

Kierowanie pojazdem było tak samo skomplikowane, jak opisany parę zdań wyżej mechanizm przekazywania napędu. Zbieramy więc siły i jedziemy dalej ;)
W celu wykonania łagodnego skrętu o dużym łuku, dowódca czołgu obsługujący hamulce za pomocą pedałów, hamował jedną z gąsienic. Dzięki mechanizmowi różnicowemu, druga gąsienica obracała się szybciej. Dla wykonania bardziej „ostrego” skrętu wymagane było współdziałanie, aż czterech członków załogi. Na znak kierowcy, który wyłączał sprzęgło główne, dwaj mechanicy dokonywali przełączeń w bocznych skrzyniach przekładniowych. Równocześnie dowódca hamował jedną z gąsienic.
W manewrowaniu pojazdem miał pomagać ogon. Sprężyny wywierały nacisk kół stalowych na podłoże, co według konstruktorów miało wspierać zmianę kierunku jazdy przy wychyleniu wózka w jedną bądź drugą stronę. Dziś może nam wydawać się, że to pomysł z innej galaktyki. Pamiętajmy jednak, że czołg był konstruowany przez ludzi związanych z admiralicją. Spodziewano się, że ogon będzie działał na podobnych zasadach jak ster w okręcie.
PANCERNE PIEKŁO
Skoro udało nam się przejść przez techniczne szczegóły, to teraz powinno być już z górki. Najpierw o warunkach wewnątrz pojazdu. W dwóch słowach: były tragiczne! Pojazd nie miał wentylacji, nie posiadał przedziałów. Wymyślił je Gunter Burstyn już w 1911 roku, ale nikt go nie chciał wówczas słuchać. Dlatego teraz czołgiści musieli pełnić służbę w bezpośrednim sąsiedztwie silnika!
Hałas był tak głośny, że nie można było się porozumiewać nawet krzykiem. Temperatura wzrastała do 50° Celcjusza, a czołgistów zmuszano do zakładania rękawic, skórzanych kasków i masek na twarz chroniących przed poparzeniami! Z silnika i układu wydechowego wydobywały się chmury dwutlenku węgla, które systematycznie podtruwały załogę. Dodać należy również gazy wydobywające się przy użyciu dział i karabinów maszynowych. Mieszankę dopełniał ludzki pot. Klimat nie do pozazdroszczenia. Acha, zapomniałbym o rurach. Rozgrzane do czerwoności, skutecznie podgrzewały już nieznośną atmosferę. Dziękuję za taki komfort. Można się teraz zastanowić, kto miał lepiej. Czołgiści, czy skrywająca się za pancernymi pojazdami piechota?
POJEMNA PUSZKA
Co można było zmieścić w tej pancernej puszce, jak przebiegały pierwsze bitwy, jakie były dalsze losy Mark I Tank, dowiesz się więcej w drugiej części artykułu http://modelstory.pl/diabel-nadchodzi/





























