Miałem nadzieję, że dziś skończę.
A gdzie tam...
Niby zostało tylko proste lakierowanie półmatem i poprawki plus montaż podstawowych elementów, a zajęło mi to prawie cały wieczór.
Ale już-już, prawie-prawie...
No i na koniec musiałem coś zepsuć: malując kadłub lakierem, machnąłem ręką i chlapnęła mi spora kropla bezbarwnego, która malowniczo rozpłynęła się po dyszy silnika i stateczniku poziomym. Dmuchanie niewiele pomogło - zaciek jak 150.
Pomalowałem oblane elementy lakierem "na grubo" i jako tako to teraz wygląda. Ale zepsułem...
Druga spaprana rzecz, to położony wash na grzbiecie skrzydeł, który przed lakierowaniem... zapomniałem zmyć... Wygląda to tak, że... No co ja będę mówić.

Mści się teraz na mnie niedobre pomalowanie brzucha ptaszyska, przez co elementy podwozia nie do końca pasują i trudno je przykleić. Trochę pracy przede mną, ale to już chyba naprawdę ostatnie rzeczy do zrobienia.
W każdym razie mocarny Crusader wygląda teraz tak:

Jak widać na tym zdjęciu, zaryzykowałem i cieniami do powiek pomalowałem osmolenie przy wylocie działka. Powiedzcie mi, jak to Waszym zdaniem wygląda.

