
Po uroczystościach i lampce szampana, fotoreporterzy mieli używanie

















Remis. Ja wykończyłem jego, a on wykończył mnie. I to przy moim ulubionym etapie- malowaniu i kładzeniu kalek.
Każda z nich dobrana z innego źródła, inaczej reagowała na płyny, a drukowane własnoręcznie miały zbyt cienką warstwę lakieru zabezpieczającego, w związku z czym rozpadały się i puszczały farbę. A potem w związku z pewnym paprochem, nastąpiło dwukrotne przemalowywanie już przy położonych kalkach. Nie pokażę fotek w dużej rozdzielczości, bo po co straszyć dzieci. Na szczęście w realu nie wygląda najgorzej (no chyba, że ja potrzebuję już parę dioptrii).
Aha, i jeszcze jedna sprawa, o której zapomniałem przy sesji zdjęciowej:

















