Na początek chciałbym się przywitać. To jest moje pierwsze aktywne wystąpienie na tutejszym forum, do tej pory obserwowałem sobie życie toczące się tutaj, teraz postanowiłem wrzucić swoje trzy grosze.
Składaniem plastikowych części w kształty przypominające samoloty mniejsze 72 razy od oryginału zajmowałem się od dawna. Zaczynałem od ZTSa kupionego w sklepie z zabawkami za banknoty z Kopernikiem. Później poznaliśmy się z Partem i Edwardem, znienawidziliśmy się z ruskim aerografem.... Po studiach zaczęła się modelarska czarna dziura, znana bardziej pod potoczną nazwą "praca".
Teraz po 7 latach znajduje wieczory kiedy znowu można coś podłubać w plastiku, odnowić stare znajomości z oporną materią.
Pewnym utrudnieniem z punktu widzenia robienia modeli jest to, że moja praca zaniosła mnie do Moskwy (dla niewtajemniczonych - stolica dużego kraju na wschód od nas). Ta lokalizacja to sytuacja przejściowa, więc nie mam tu pełnego warsztatu, co siłą rzeczy powoduje pewne ograniczenia. Odpada aerograf, odpada zabawa z blaszkami. Myślę, że na odnawianie starych umiejętności nie stanowi to istotnej przeszkody, acz niektóre techniki muszę odłożyć na potem.
Ok, do modelu.
Tu na wschodzie A-modele są 1.5-2x tańsze niż u nas. Od dłuższego czasu moje zainteresowania dryfują ku zimnowojennym rurom, a ukraińska firma ma ładny wybór wczesnych odrzutowców Jakowlewa. Żeby nie był za łatwo - są to short-runy, więc jakość wyprasek i dopasowanie części pozostawiają nieco do życzenia. Wgłębne linie nie są zbyt czyste i równomierne, sporo nadlewek, jamki skurczowe, niektóre detale hmm... nie są najdelikatniejsze. Z drugiej strony niektóre detale cieszą oko - w wypadku Jaka-17 pokrywy głównego podwozia są delikatne, cienkie.
Relacja z budowy będzie troche przyspieszona, bo model zacząłem na początku grudnia, dwa wieczory w tygodniu i troche weekendów - jest już dość blisko końca. Przypomnę - to jest powrót na stare śmieci, sprawdzanie czy palce jeszcze pamiętają o co chodzi i kop na rozpęd. Nie będzie to model konkursowy, nie będzie fajerwerków. Przepraszam też że pierwsze fotki są lekko bałaganiarskie - dalej się poprawiam.
Zacząłem trochę niekonsekwentnie - niby miało to być tylko czyste złożenie modelu do kupy, bez żadnych dodatkowych akrobacji. Dlatego kabina wygląda dość hmm.. zgrubnie. Ale jakoś nie mogłem powstrzymać się żeby nie dodać fotelowi pasów. w zasadzie to mogłem bardziej skupić się na wyczyszczeniu detali, a potem coś dodawać, ale ta światła myśl dogoniła mnie jak kadłub był już zamknięty i zaszpachlowany.

Przy okazji zamykania kadłuba wyszło parę spraw: za gruba połówka statecznika pionowego - bez szlifowania byłby uskok między statecznikiem a sterem. Dopasowanie osłony dyszy silnika jak widać po rozpasanym użyciu szpachli - nie było idealne. Generalnie bebechy wewnątrz kadłuba (silnik i wanna kabiny) były odrobinę za szerokie i to też dodało miejsca do szpachlowania. Skrzydła są w miarę dobrze dopasowane, ale u nasady kadłuba są głębokie jamki skurczowe. Stateczniki poziome miały za grube elementy ustalające pozycje - tutaj interwencja pilnikiem załatwiła sprawę.


Juz na tych zdjęciach uważne oko dopatrzy się problematycznych zagłębień wokół komór podwozia. To takie jamy skurczowe, spowodowane dużym uskokiem grubości plastiku w tym miejscu. Oczywiście zignorowałem to całkowicie, co mi tam jakie płaskie, ledwo widoczne jamy - kto by się takimi drobiazgami przejmował?
Przy okazji nawierciłem rozmaite nawiewy i dysze wokół kabiny i przed dyszą silnika. Dodatkowa krawędź troche ożywia te elementy.


Komory podwozia pomalowane jakimś szarym i zalane tamijowskim smokiem (X-19). Okazało się że Gunze Color Thinner pięknie zmywa nie tylko smoka, ale też emalię pod spodem. Live and learn...
Jak już wydawało mi się, ze wszystkie linie które zginęły pod szpachlą zostały odtworzone, i model był generalnie gotowy na pierwszą warstwę farby, chwyciłem za pędzel i revellowską 90...


...która bez cienia litości obnażyła wszystkie zaniedbania w przygotowaniu powierzchni :)
Papier ścierny, szpachlówka, papier ścierny, szpachlówka, papier ścierny, szpachlówka (dzięki ci Gunze za Dissolved Putty):



...i już po weekendzie tej pouczającej pracy było gładko, co fajnie widać pod światło:

Przy okazji pracowicie zaszpachlowałem coś co wyglądało mi na ubytek plastiku, a potem okazało się miejscem na wklejenie anteny. Brawo Leszek.
Mniej więcej w tym momencie zaczynałem już żałować że kabina była na początku trochę puszczona.
Po sugestii kumpla wymieniłem to co na pierwszej fotce wygląda na drąg sterowy na coś bardziej w skali:

Żeby sprawdzić jak to szlifowanie i odtwarzanie linii wyszło, wybrałem się na drugi koniec Moskwy do sklepu który ma pełen asortyment Tamiyi po jakiś podkład, bo Gunze jest w Rosji nieosiągalny (szpachlę GS woziłem z Polski). Mr.Surfacera 1200 zastępuje zatem Tamiya Surface Primer w gustownym spraju.


I można było malować. Znowu - pędzelek, revell 90. Mogłem tylko nieco systematyczniej podejść do kwestii rozcieńczania farby (kolejne coś co można było zrobić od razu, a nie potem poprawiać), bo gdzieniegdzie pokrycie było ładne, a gdzieniegdzie farba ewidentnie była za rzadka. Najpierw skrzydła, usterzenie i boki kadłuba koło skrzydeł:


A potem reszta. Malowałem małym pędzelkiem, panel po panelu, żeby uniknąć miejsc styku świeżej farby z tą już lekko podeschniętą - smugi i tak będą, ale lepiej je ograniczyć do jednego typu. Czy bardzo naginam fakty i percepcję, jeżeli powiem, że może to z dużej odległości przy przymrużonych oczach przypominać olejny wash - takie smugi od opływu powietrza? :D


W rzeczywistości model dostał kilka warstw srebrnej, po pierwsze żeby osiągnąć dobre pokrycie, a po drugie - w celu likwidacji jakichś baboli - tu palec się przylepił, tam chusteczka gdzieś przytknęła...
Faktura srebrnej jest troszke kaszkowata, ale na tym modelu specjalnie mi to nie przeszkadza. Powodem jest oczywiście mocno matowy podkład. Na I-5 ICMu który dłubię równolegle, ze względu na skale i delikatność detalu powierzchni to by już nie przeszło. Sama emalia - przypomnę - revell 90 - daje całkiem sensowny połysk i jednolitość, chociaż nakładanie jej pędzlem to szczególny rodzaj perwersji....
W międzyczasie zacząłem kombinować z tą *** kabiną. Wymyśliłem, że filigranowy celownik odwróci minimalnie uwagę od tej bidy z nędzą dookoła. Na początek spróbowałem w manierze impresjonistycznej - jakiś pałąk, na którym sterczy jakieś "coś":

Słabo, nie?
Ale dokładniejsza analiza dość skąpej dokumentacji na temat Jaków zaowocowała przeróbką:


Zauważyłem też że zbiorniki na końcach skrzydeł mają wyraźny pionowy szew, którego A-model nie uważał za stosowne uwzględnić. Wyciągnięta ramka wlewowa i klej CA:

Styk wiatrochronu z kadłubem wyglądał dość nieszczególnie, zakleiłem go odpowiednio przyciętą taśmą Tamiyi. przy okazji z kawałka ramki wlewowej zrobiłem coś co pojawia się na fotkach Jaka, a o czym też zapomniał A-model (lusterko wsteczne?). Jak widać nalepiłem też wszyyyyystkie 8 kalki. Bez specjalnych problemów, bez płynów zmiękczających, jedyne zagłębienie w linię podziałową pobudzałem igłą i bezbarwnym akrylem. Biel szachownic, hmm, raczej żółć - wygląda jak dobrze przesezonowany papier. To jeszcze będzie do poprawy, chociaż nieźle mi pasuje do vintage'owego klimatu tego samolotu.



Wash zrobiony z X-19 rozcieńczonego Putinką (9-12zl za 0.5l? raj alkoholika) nie wyszedł tak jakbym sobie tego życzył. Albo był zbyt rozcieńczony, albo coś robię nie tak. Ładnie się rozlewał, ale nie miał jakiejś szczególnej chęci zostawać w liniach podziału. Przy tym trudno było zapanować nad tempem wysychania tej wódczanej mikstury. Stąd zacieki tu i ówdzie.
Przyczepiłem też podwozie. Jak zadarł pupę, jak widać na obrazku.

Wobec tego trzeba było amputować golenie głównego podwozia i dokonać chirurgicznej operacji skrócenia ich o ~2mm.
I tak właśnie wygląda Jaczek w tej chwili - przednia nóżka już gotowa do akcji, główne nóżki jeszcze na stole operacyjnym.
Dalsza część relacji wkrótce.
Proszę zwróć uwagę na pisownię.
michal.s
[pisownia skorygowana zgodnie z uwagą - przepraszam za te drobne literówki]















