Modelarstwem pod różnymi postaciami zajmowałem się już od dawna (karton, potem plastik w różnych skalach). Ostatnim jego etapem były niemieckie pojazdy z drugiej wojny światowej. Cierpiałem na straszliwą chorobę "nieudolnego perfekcjonizmu" charakteryzującą się tym, iż nie byłem w stanie skończyć jakiegokolwiek modelu, ponieważ nie wydawał mi się dostatecznie doskonały. Stąd właśnie nabrałem pewnej wprawy w sklejaniu, ale niestety nie w malowaniu. Skończyłem (jeśli można tak powiedzieć) jeden model...
W pewnym momencie mojego życia doczekałem się przychówku i wtedy pojęcie "czas wolny" przestało występować w moim słowniku. Godziłem się z tym stopniowo - siedem lat temu sprzedałem wszystkie moje niezrobione modele, cztery lata temu pozbyłem się całej literatury.
Mineło jednak kilka lat, dzieci mi już trochę odrosły i zorientowałem się nagle, że czasami o 21.30 nie mam co robić! Lukę w mym życiu wypełniła stara miłość (która jak wiecie nigdy nie rdzewieje) i znów pożądliwym wzrokiem wpatrywałem się w "pancery". Wreszcie zdecydowałem się - spróbuję coś skleić i pomalować, lecz tym razem najważniejszą rzeczą będzie "skończyć" a nie "zostać mistrzem świata"! Po prześledzeniu rynku (a wierzcie mi, że przez siedem lat duuuużo się zmieniło) zdecydowałem się na dwa Smart Kity Dragona (najlepsza moim zdaniem relacja jakości do ceny) - Stug III G i Panthera G. StuG III będzie tematem innych mych wynurzeń (już jednego zdążyłem zepsuć i robię kolejnego).
Oczywiście z pomysłu niskobudżetowego nic nie wyszło (został mi stary aerograf Paashe, mikrowiertarka Proxona i stado emaliowych farb Humbrola - to akurat zdecydowało o posobie malowania) i musiałem dokupić mnóstwo rzeczy (o kosztach nie piszę, bo przecież moja żona też może to przeczytać), ale cóż, nie było wyjścia - wciągneło mnie.
A więc Pantera...
Zdecydowałem się na produkcję 01.45 - 03.45. Skleiła się ładnie, zrobiłem "wiertarkową" fakturę pancerza, doposażyłem ją (tylko częściowo) w blachy Abera, do założenia czekają też Friule (model nizkobudżetowy, w mordę...
Tak więc zaczeło sie niewinnie od cieniowanego podkładu:

Potem zaczeły sie schody...
Przy próbie maskowania plam ostrokrawędziowych okazało się, że Maskol Humbrola świetnie nadaje się do zrywania farby z modelu - zrobił mi to na ćwiartce czołowego pancerza. Potem okazało się, że stary jednoakcyjny Paashe w moich rekach nie jest w stanie wymalować tak cienkiej kreski jakiej bym sobie życzył. W związku z tym kamuflaż jest tak ze dwa razy przeskalowany...


Ale nic to, brniemy dalej.
Po położeniu sidoluksu (tak, widzę ten uśmiech pojawiający się na twarzach niektórych z Was) położylem kalki.
I znów spotkała mnie niemiła niespodzianka - okazało się, że w swoich skromnych zasobach nie mam odpowiednich krzyży! Gorsze było jednak to, że wcześniej testowane na kalkach Dragona (i świetnie wywiązujące się ze swej funkcji) płyny Sol i Set nie zachowywały sie już tak dobrze przy kalkach Bisona...
Nic to - brniemy dalej...
Potem spróbowałem wykonać olejną "biedronkę", niemniej coś chyba zrobiłem źle, bo z zacieków jakie miałem na pewnym etapie rozcierania, zrobiła mi się breja, która tak naprawdę jest filtrem położonym nierównomiernie na całej powierzchni modelu...




Na razie czekam na wyschnięcie, potem zabiorę sie za MIG-owy wash. Mam nadzieję, że go nie zepsuję, ponieważ już go robiłem na innym modelu i udał mi się (!).
Mam również nadzieję, że Sergiusz mnie nie oszukał
Zapraszam do oglądania, komentowania, a nawet krytykowania
Tempa produkcji nie mam zbyt wysokiego (10 - 15 roboczogodzin na tydzień), niemniej postaram się niezbyt może często, ale za to regularnie pchać temat do przodu.
PS. Ledwie kupiłem stado chemii Gunze, Miga-a i Vallejo, ledwo przeszła do mnie pasta koki i Versatip Dremla, a na horyzoncie szykuje się większy wydatek - lepszy aparat. To przerażające...








