F-106 to chyba jeden z najbrzydszych amerykańskich myśliwców, jednak nie mogę zaprzeczyć że zarówno on, jak i jego "matka" F-102 Delta Dagger zawsze bardzo mi się podobały. Do zakupu tego modelu zachęcił mnie także fakt, że jest on standardowo uzbrojony przez producenta w rakiety AIR-2 Genie, czyli jedną z dwóch wyprodukowanych w USA rakiet AA z głowicami nuklearnymi odpalanymi z pokładów myśliwców.
Pudło.
Jak zwykle bardzo solidne, jak zwykle z brzydkim rysunkiem myśliwca.
Tu na tle Tu-95, do którego niestety nie strzela.

Opakowanie zawiera 11 wyprasek (w tym dwie z przezroczystego plastiku), małą blaszkę z elementami fototrawionymi, jeden arkusz kalkomanii, instrukcję montażu i kartę malowania.
Na pierwszy ogień idzie wypraska z częściami kadłuba.
F-106 to wielkie bydlę, a jego model ma blisko 45 cm długości kadłuba.

Jak wielki to będzie model, można zobaczyć porównując połówki kadłuba z moim największym jak do tej pory modelem, czyli F-100.

jeśli chodzi o jakość szczegółów kadłuba, to nie ma szału. Trumpeter zrobił to solidnie, ale detali nie ma za wiele.
Linie podziału są dość delikatne, podobnie jak nity, ale jakoś mało tego. Wydaje mi się, że prawdziwy samolot pod tym względem wyglądał trochę inaczej.

Kolejna wypraska to elementy skrzydeł.
Te części modelu zaprojektowano w identyczny sposób jak w przypadku F-102 firmy Meng, co uważam za dobre rozwiązanie.
Spodnia część płatów jest w postaci jednej części, górne zaś należy przykleić osobno.
Ułatwia to kwestie ewentualnego szpachlowania i szlifowania miejsc połączeń.
Warto wspomnieć, że producent zapewnił możliwość montażu klap w dowolnej pozycji.

Zdetalowanie skrzydeł wygląda nieźle, ale szczerze mówiąc ten sam poziom jest właśnie we wspomnianym modelu Menga, który jest przecież w skali 1:72.
Wszystko to wygląda ładnie i solidnie, ale na kolana nie rzuca.

Kolejna wypraska to statecznik pionowy, wnęka podwozia, hamulce aero i parę drobiazgów.
Tutaj jest już znacznie ciekawiej.

Tak wygląda wnęka podwozia głównego.
Bardzo interesujący poziom detali, szczególnie jak na Trumpetera.

Nie gorzej wygląda wnętrze hamulców aerodynamicznych.
Bardzo fajne detale.

W następnej wyprasce można znaleźć m. in. elementy silnika, dziób maszyny i elementy podwozia.
Co do silnika, to tym razem Trumpeter nie przekombinował i po prostu nie zrobił tych wszystkich ozdobników na zewnątrz urządzenia, których i tak nie widać po zamknięciu kadłuba. Jest za to dość szczegółowa dysza, choć jak na mój gust nieco toporna.
Zdaje się jednak, że F-106 taką niestety miał.

Kolejny przykład ładnego zdetalowania: elementy przedniej komory podwozia.

I elementy samego podwozia.
Trumpeter tym razem bardzo solidnie podszedł do sprawy i odtworzył chyba wszystkie istotne elementy podwozia, włącznie ze wszystkimi siłownikami i wspornikami.

Dwie małe wypraski to klasyczna drobnica.

Dość interesująco wygląda fotel, składający się z kilku elementów, w tym oddzielnego zagłówka i elementów siedzenia, co ułatwi pracę z malowanie.
Do fotela producent dołączył blaszki PE.
Detal jednak nie jest specjalnie zachwycający, ale z braku żywicy to i tak nie jest najgorzej.

Następna wypraska to komora uzbrojenia oraz elementy kabiny pilota.
Tutaj jest bardzo ciekawie.

Tak wygląda komora uzbrojenia, która może przenosić jednocześnie jedną rakietę AIR-2 Genie oraz 4 rakiety AIM-4 Falcon.
Bardzo interesujący poziom zdetalowania.

Wanna kabiny pilota to jeden z najlepiej zdetalowanych takich elementów jakie widziałem w gotowych zestawach.
Nie jest to naturalnie Aires, ale jakość szczegółów zachęca do ręcznego malowania wszystkich przycisków i przełączników.
Warto dodać, że producent dołączył naturalnie kalkomanie z panelami przycisków, ale mam spore wątpliwości jak to będzie wyglądać na tak wystających elementach.

Podobna sytuacja jest z główną tablicą kontrolną.
Bardzo, bardzo ładne detale.

Ostatnie dwie wypraski (z szarego plastiku) to elementy podwieszeń: uzbrojenie, zbiorniki paliwa i pylony.

Producent dostarczył dwie rakiety AIR-2 Genie i 6 rakiet AIM-4 Falcon, o ile się nie mylę to w wersjach D i G.
Tak wygląda na zbliżeniu nuklearna rakieta Genie.
Niestety, widać drobne nieścisłości z oryginałem, szczególnie jeśli chodzi o kształty lotek.
Ale to powinno dać się łatwo skorygować.

Dwie ostatnie wypraski z przezroczystego plastiku to owiewka i wiatrochron oraz wszelkiej maści światełka i osłony głowic Falconów.

Wspomniana blaszka z elementami PE. No jest bo jest, Trumpeter z ilością tych elementów nie zaszalał.
Zawiera praktycznie tylko pasy do fotela i kilka elementów do kabiny.

Kalkomanie.
Jak to u Trumpetera: dobra jakość, niezłe szczegóły, ale po prostu mało tych kalkomanii, aż się prosi o więcej dokładnych napisów eksploatacyjnych, choćby na uzbrojeniu.
Zestaw umożliwia wykonanie jednego z dwóch malowań, oba naturalnie w szarym kolorze, nic specjalnie interesującego.
Z tego co widziałem w sklepach, zestawy które można kupić do tego modelu raczej niczego ciekawszego też tu nie wnoszą.

Karta malowania modelu.
Wszystko ładnie i czytelnie zaprezentowane.

Instrukcja jak to u Chińczyków: wszystko elegancko rozrysowane, ale jeśli chodzi o np. kolory malowania różnych drobnych elementów, to już trzeba szukać na własną rękę.

Reasumując: F-106A Trumpetera sprawia wrażenie udanego, solidnego modelu, z którego powinien wyjść bardzo ładny, efektowny dzięki swym rozmiarom model interesującego, ale trochę już zapomnianego myśliwca z lat '50.






























