Warto by jeszcze pokombinować z podłożem. Jest sterylne i scenka robi wrażenie dioramy z muzeum. Nie zaszkodzi też poszukać sposobu na 'związanie' elementów ze sobą. Np. trudno doszukać się przyczyń ubłocenia kół samolotu.
I jeszcze dwa słowa o kompozycji. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że można ograniczyć się do rozstawienia elementów na podłożu i mieć z tego pełną garść radochy. Wtedy i moje uwagi pozostaną jedynie błahą ciekawostką.
Scena z wyeksponowanym przodem samolotu, odstawionym dźwigiem i wypełnieniem akcją otwartej, pustej przestrzeni utworzonej przez dwa główne elementy jest skomponowana prawidłowo. Można nawet powiedzieć, że 'do bólu'
. Kierunki wyznaczone przez De Sieben, dźwig, ścieżkę i trawę są do siebie równoległe i prostopadłe. Wszystkie kierunki na wszystkich poziomach w przestrzeni. To daje niezwykle statyczny efekt. Niby prawidłowy z zasady, ale w ogóle nie zajmujący, odbierający dioramie życie. Ot kadr z Wielkiej Wojny, wybrany zupełnie przypadkowo i nie wiedzieć dlaczego. Nawet elementy łamiące ten porządek i tym samym teoretycznie dodające dynamizmu - stół, wózek, drabina, wszystkie trzymają wspólny kierunek kreśląc osie równoległe do siebie. W rezultacie trudno oprzeć się wrażeniu sztucznej inscenizacji, nie wspominając o zwykłej nudzie.
Jeśli wzorem dioramy jest zdjęcie, to możliwości autora w temacie kompozycji są ograniczone właściwie do wyboru odpowiedniego kadru. Gdy jednak scenka jest wymyślona to i możliwości i wyzwania są większe. Dobra diorama niesie ze sobą czytelną historię. Tu nie ma miejsca na dysonans ubłoconych kół i sterylnej trawy. Ale i takie rzeczy jak np. pozostające bez odpowiedzi pytanie 'dlaczego u diabła ten samolot jest na kozłach?' nie pomagają. Tworząc dioramkę warto w jej treści wyjaśniać takie rzeczy. Spójna, niezbyt rozbudowana opowieść czyni dioramę atrakcyjną. Bez tego będzie najwyżej sprawna technicznie. Ktoś grzebiący się przy podwoziu, zdjęte koło..., takie rzeczy od razu wyjaśniają sprawę i jednocześnie tworzą historię. Sprawdzonym trickiem 'scenariuszowym' jest wprowadzenie elementu kontrastu. Czegoś zupełnie oderwanego od zasadniczego tematu. Przyglądający się chłopiec z palcem w nosie, mechanik siedzący tyłem do sceny i żrący kanapkę, tego typu akcje. Ta sztuczka dodaje realizmu ale też pewnej dynamiki kompozycyjnej, podobnie jak wyznaczenie przez jakiś, dość istotny element dioramy fizycznego kierunku sprzecznego z ułożeniem całości. To klasyczny zabieg dynamizowania kompozycji. Dźwig, samolot, ścieżka - nie sposób doradzić, bo zależy to od współdziałania wszystkich czynników i od intencji autora. Przy tym, warto pamiętać, że w przestrzennej kompozycji kierunki biegną w trzech wymiarach i warto to wykorzystać.
W 'naszym' przypadku niewątpliwym problemem jest dźwig. Stanowi agresywną dominantę nieusprawiedliwioną ani treścią, ani formą kompozycji. Strasznie jest ważny. Jednak niemal nic nie wnosi do opowieści w sensie beletrystycznym, a i swoją skrajnie ażurową formą nie dostaje do znaczenia nadanego mu przez kompozycję. Gdyby związać go bezpośrednio z samolotem problem by zniknął. Gdyby dźwig złamać i taki uszkodzony przedstawić w dioramie, to pożegnalibyśmy się ze zbędną dominantą i jeszcze dostalibyśmy zastrzyk pożądanej dynamiki. Silnik powieszony na dźwigu przycisnąłby go optycznie do ziemi i wypełnił, paradoksalnie zmniejszając znaczenie elementu w kompozycji, mimo ewidentnego zwiększenia jego 'masy'. Gdyby jeszcze udało się zasugerować, że silnik jest związany bezpośrednio z remontem Fokkera to byłoby elegancko.
Diorama komponowana jest do oglądania w przestrzeni i to jeszcze z różnych kierunków. Tu nie sposób ukryć formalnych niedoskonałości. Inaczej niż przy zdjęciu. Twój czarno biały fotogram jest według mnie znakomity, a kompozycji, przecież w ogóle nie zmienionej w stosunku do innych wizerunków, nie można nic zarzucić. Natychmiast zgłosiłbym tę fotkę do konkursu fotograficznego, gdybym akurat go nie kontestował
.