Witam ponownie. Prace choć powoli posuwają się do przodu. Zabrałem się za „uzbrajanie” kadłuba. Na pierwszy ogień poszła kabina. Wpasowałem żywiczny stożek za kabiną, wykonałem opakowanie za fotelem dodałem pasy. Cały czas nie dawała mi spokoju tablica przyrządów a raczej jej umocowanie (po raz kolejny plany sobie fotki sobie), stad z bólem serca wyrwałem już istniejącą i wykonałem wszystko od podstaw. Może nie wyszło idealnie ale za to zgodnie z pierwowzorem.



Następnie przyszła pora na blachy i blaszki.




W następnej kolejności zabrałem się za usterzenie. Pionowy statecznik wykorzystałem z zestawu waloryzacyjnego (trochę problemów było z pozostałościami pęcherzyków powietrza ale dałem rade). Pierwotnie planowałem wykorzystać usterzenie poziome z zestawu, niestety skopana geometria przesądziła sprawę i oto pierwszy raz w swoim długim życiu zrobiłem coś od podstaw. O dziwo wszystko okazało się banalne:). Wykonałem skan usterzenie poziomego i na jego odstawie wykonałem trzy plastikowe kopie kształtu z płytek 0,5mm. Odciąłem skalpelem cześć przeznaczoną do budowy lotek. Przednie trzy elementy skleiłem cyjanopanem i wstępnie obrobiłem. Dwie cześć przeznaczone na lotki lekko zeszlifowałem na mini-szlifierce w celu ich maksymalnego pocienienia w obszarze spływu trzeci element, który docelowo miał trafić w środek został zeszlifowany najmocniej tak aby u spływu stykały się tylko zewnętrzne elementy i znów w ruch poszedł klej. Następnie dzięki magicznej taśmie i rylcowi wykonałem podział blach na statecznikach. Wyzwaniem było wykonanie żłobkowania blach. Długo dumałem i eksperymentowałem, ale w końcu pogodziłem się po prostu ze skalpem. Oczywiści do ideału zapewne sporo brakuje, ale mnie uzyskany efekt bardzo się spodobał (zwłaszcza jak na pierwszy raz), tak bardzo, że postanowiłem zrobić imitacje nitowania. Przyrząd dentystyczny do dłubania w zębie załatwił sprawę. Z braku doświadczenia nie wyszły średnio (początkowo za gęsto siałem:) ale wiem już, że nie taki diabeł straszny i jeśli dojrzeje kiedyś do decyzji o budowie karasia to z pewnością go ponituję.





Za sprawą tego portalu nauczyłem się ważnej rzeczy: oprócz jakości wykonania elementów liczy się również solidne ich mocowanie i pozycjonowanie. Wcześniej często robiłem jakiś podzespół nie myśląc o jego sposobie zamocowania, mówiąc sobie jakoś tam będzie, co zwykle mściło się przy końcowym składaniu. Obecnie wszystko dokładnie mocuję na druty co gwarantuje mi, iż prędzej destrukcji ulegnie struktura modelu niż jego połączenia:), jednocześnie taki kołkowo-drutowy system mocowania znakomicie ułatwia zachowanie poprawnej geometrii łączonych elementów.







Uff starczy chwilowo.